W piątym roku swego trwania już raczej o rewolucji, a nie ewolucji można mówić w przypadku imprezy w Strzelcach Wielkich, gdzie króluje nasza popularna pyrka - Ziemniaczanej Biesiady. Ponieważ przyjmuje ona coraz większe „gabaryty”, toteż organizatorzy mają więcej pracy przy przygotowaniach.
– Każdy miał w tym roku swoje przydzielone zadanie. Jedni zajmowali się kuchnią, inni przygotowaniem scenki, a jeszcze inni byli odpowiedzialni za występy dzieci – mówi Justyna Biniasz, prezes Stowarzyszenia Aktywna Wiocha, którego członkowie, co rusz wzbogacają program wydarzenia.
Efekty współpracy widać było dzisiaj, gdy park w Strzelcach Wielkich wypełnił się indiańskimi okrzykami wojennymi i wystrzałami rewolwerów. A wszystko za sprawą klimatu, w jakim zdecydowano się odbyć Biesiadę - klimatu Dzikiego Zachodu.
Pomysł „przeniesienia” amerykańskich prerii do Los Strzelce Wielkie, jaką to nazwę na ten czas przyjęła piaskowska miejscowość zrodził się już podczas zeszłorocznej, „rycerskiej” edycji.
Jednym z punktów kulminacyjnych imprezy była scena pojedynku między kowbojami a Indianami, z którego nie wszyscy wyszli bez szwanku.
Zbierano także pieniądze na leczenie Kacpra Ciupińskiego, który urodził się z kilkoma schorzeniami.
O tym, co dokładnie działo się podczas Biesiady Ziemniaczanej przeczytasz we wtorkowym wydaniu "Życia Gostynia".