W nocy z 15 na 16 lipca doszczętnie spłonęła stodoła w Czeluścinie (gm. Pępowo). Właściciel magazynował tam baloty słomy i siana z zeszłego roku. Było ich ok. 1200 sztuk, upchanych prawie po sam dach. - To taki żelazny zapas, jaki praktycznie każdy gospodarz ma, aby przeżyć rok, gdyby jakaś klęska żywiołowa przyszła - mówił rolnik. (o pożarze piszemy TUTAJ). Zapewniał, że w środku nie ma instalacji elektrycznej.
- Od czego to się zapaliło? Nie mam pojęcia. Tu nikt nie zaglądał. Brama od drogi nie była przeze mnie otwierana przez dwa miesiące może. Tam szczeliny praktycznie nie ma, koty ledwo co mogły przejść. Nie ma wiatru, aby jakiś pet rzucony przez przechodnia albo kierowcę mógł tam wpaść - opowiadał dalej zaskoczony rolnik, podczas gaszenia pożaru. Twierdził zszokowany, że nie jest to normalne, że ogień wybuch nagle. - Już miałem takie myśli w Sylwestra, drżałem cały, żeby od petard nic się nie zapaliło. Ale dachówką kryty jest budynek. Tu, przy remoncie trzy bramy zamurowałem, zostawiłem tylko tę jedną, do użytkowania. Nie ma burzy, żadna linia się nie zerwała... - wciąż się zastanawiał.
Przyczynę tak dużego pożaru ustalają gostyńscy policjanci, prowadzący dochodzenie. – Na razie nie wypowiadamy się na ten temat. Nie podajemy szczegółów śledztwa do publicznej wiadomości – mówi Sebastian Myszkiewicz, oficer prasowy KPP w Gostyniu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że jedną z hipotez jest zaprószenie ognia. O tym szerzej mówi komendant KP PSP w Gostyniu. – Są dwie prawdopodobne przyczyny – albo zaprószenie umyślne, albo nieumyślne. W naszych dokumentach piszemy, że przyczyna nie została ustalona – mówi Tomasz Banaszak. Jedna z hipotez mówi także o tzw. samozapłonie. Jeśli w dachu stodoły była dziura, która spowodowała przeciek wody, zapasy siana lub słomy mogły zmoknąć, a zgromadzone w stodole pozbawionej okien, mogły zacząć same się palić, podobnie, jak ściółka leśna.