Ma pięciu braci i jest wierną fanką lokalnej drużyny sportowej. Na co dzień, jest nauczycielką wychowania przedszkolnego w Pępowie i trenerką w akademii ruchu. Skrywa jeszcze jedną pasję: jest sędzią piłkarskim.
Marta Kulawinek przyznaje, że jest wiernym kibicem lokalnej Dąbroczanki Pępowo.
- Mam pięciu braci, którzy zawsze zabierali mnie na wszystkie mecze wyjazdowe. Gdy studiowałam w Lesznie, to mogłam tej naszej drużynie kibicować, a gdy wyjechałam na studia do Poznania i nie zjeżdżałam zbyt często do domu, to tej piłki mi brakowało – opowiada 28-latka.
Na jednym z kolejnych meczów, zaczepił ją znajomy arbiter. Zaproponował, aby i ona zaczęła sędziować. - Pomyślałam, brzydko mówiąc: gdzie baba do sędziowania? Po czym stwierdziłam: czemu nie!
Rozpoczęła w Poznaniu kilkutygodniowy kurs. Na kilkudziesięciu mężczyzn, była jedyną kobietą, robiąc przy tym sporo pozytywnego zamieszania. Kurs obejmował zarówno teorię jak i praktykę. Całość kończyła się egzaminami – teoretycznym i fizycznym (biegi interwałowe). Zdradza, że na kursie wszyscy okazali się bardzo pomocni.
- Miałam wokół siebie doświadczonych sędziów – prowadzących kurs. Dużym wyróżnieniem była dla mnie możliwość posędziownia jeszcze w czasie trwania kursu meczu drużyn z wyższych lig. Był to mecz Victoria Września - Tarnovia Tarnowo Podgórne, a więc wtedy drużyny czwartoligowej z trzecioligową – wspomina Marta.
Po egzaminach, mogła rozpocząć sędziowanie od rozgrywek najniższej klasy seniorów i wszystkich rozgrywek młodzieżowych.
Pobyt w Poznaniu wspomina bardzo pozytywnie. Tam łamała stereotypy. Podczas meczów nigdy nie spotkały ją nieprzyjemności. Nie było wyzwisk, szarpanin, ani wyzywania „od bab na boisku”. Wręcz przeciwnie.
- Zawodnicy bardzo często byli pozytywnie zaskoczeni, że kobieta przyjeżdża. Czasem prosili o numer – śmieje się Marta.
Wspomina tylko jedną przygodę, gdzie po zaciętej walce dwóch drużyn, jeden z zawodników „obrzucił ją błotem”. Czy chciałabym kiedyś sędziować mecze Dąbroczanki Pępowo?
- Nie! prawdopodobnie byłabym stronnicza. Wszyscy mnie tu znają. To wyjścia poza moją strefę komfortu - śmieje się.
Cały materiał znajdziecie w bieżącym wydaniu Życia Gostynia.