reklama

Zbiórka dla ludzi na granicy. Dołącz do akcji

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: fot. Adobe stock

Zbiórka dla ludzi na granicy. Dołącz do akcji - Zdjęcie główne

Zbiórka dla migrantów | foto fot. Adobe stock

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościDo 20 grudnia trwa zbiórka najpotrzebniejszych rzeczy dla imigrantów na wschodniej granicy.
reklama

[AKTUALIZACJA]

Do akcji dołącza GOK Hutnik. Dyrektor Tomasz Barton wyznacza szatnię, na miejsce, w którym mieszkańcy regionu mogą zostawiać paczki dla uchodźców w godz. 8:00 - 15:00 oraz podczas często odbywających się popołudniami w tygodniu zajęć sekcyjnych. Małżeństwo z Piasków zgodziło się udostępnić swój garaż, prywatny przedsiębiorca nieodpłatnie zawiezie dary na granicę. Grupa ludzi o dobrych sercach apeluje: potrzebne są odzież, buty, ocieplacze i żywność. „Udało się wszystko zorganizować. Tylko na jedno jeszcze czekamy. Na Was. Szanowni Państwo, czekamy na Wasze wsparcie” - nawołują. Redakcja gostynskiej.pl postanowiła wspomóc medialnie akcję.

reklama

Dlaczego warto pomagać innym - historia gostyniaka

„Granicę każdy ma swoją. Każdy inną. Moja kiedyś została przekroczona w Londynie. Byłem tam kilka lat zarobkowo. Różne rzeczy opowiada się o tej emigracji Polaków tzw. unijnej, bo rozpoczętej masowo po otwarciu granic w ramach swobodnego przepływu usług, towarów i pracowników, a także swobodnego po prostu przemieszczania się. Można posłuchać, jak ktoś pochwali się pracą, awansem, ukończeniem tamtejszej szkoły, otwarciem własnej firmy czy zakupem własnego domu. Jednak mało kto opowie o drodze, którą pokonał wewnątrz siebie i o granicach, które musiał sforsować, by dotrzeć tam gdzie jest. A wierzcie mi. Wielu poległo moralnie po drodze.

To był drugi rok mojej tułaczki. Pracowałem na zlecenie jako kelner. Dzwonili do mnie, a ja zakładałem kamizelkę, koszulę i muchę i jechałem pod wskazany adres do hotelu, restauracji obsługiwać np. bankiet. Zarabiałem mało, bo pracy było mało. Ledwo wiązałem koniec z końcem. Byłem sam. Nie wystarczało na podstawowe potrzeby. Bywało, że nie miałem co jeść przez 2-3 dni pod rząd. Mieszkałem w paskudnych, bo tanich miejscach. Z różnymi ludźmi. Gdy tylko zarobiłem większe pieniądze starałem się zmienić mieszkanie na lepsze. Często uciekałem w nocy, gdyż współlokatorzy chcieli mnie okraść, napaść, pobić myśląc, że posiadam kosztowne rzeczy pewnie. Tak było też tamtego upalnego wieczora na dworcu Canning Town we Wschodnim Londynie. Stałem głodny, spragniony, zmęczony, spocony, z tobołami. Musiałem do 21:00 znaleźć dom, w którym przez telefon wynająłem pokój. Miałem odliczone, by zapłacić za pierwszy tydzień. Nie mogłem kupić wody, bo bałem się, że mi zabraknie na czynsz. Kompletnie nie wiedziałem, gdzie iść z tego dworca. Oglądałem mapę Londynu sto razy i próbowałem ustalić, gdzie ten adres się znajduje.

reklama

Nagle podszedł do mnie śniadej karnacji mężczyzna i zagadał. Chciał wiedzieć skąd jestem, czy jestem tu sam i czy potrzebuję pomocy. Wystraszyłem się nieco. Londyn pełen jest podejrzanych typów. Odpowiedziałem, że z Polski i że zaraz ktoś tu po mnie przyjedzie. Na co pan zaczął opowiadać, że jest z Tunezji i czeka za synem, który go oszukał mówiąc, że jedzie na szkolną imprezę, a opublikował na Facebooku zdjęcie z podejrzanymi kolegami, z którymi obiecał, że nie będzie się zadawał, w dodatku z djęcie wskazywało na zupełnie inne miejsce niż szkolna impreza. Tata się wściekł i kazał mu natychmiast wracać. Wysłuchałem historii. Pomyślałem sobie: "zupełnie jak mój tata. Ale by mi dał popalić, gdybym mu taki numer zrobił. Jakaż polska ta Tunezja… hmm."

reklama

Po chwili chłopak wyszedł do nas przed dworzec. Dostał ostrą reprymendę i posłusznie wszedł do auta. 

Tunezyjczyk wrócił do mnie: - Słuchaj, nie kłam. Nikt po ciebie nie przyjedzie. Jesteś zmęczony, głodny na pewno i nie masz gdzie iść. Zapraszamy do nas. 

Rozbroił mnie. Wyjaśniłem mu, że szukam tylko mieszkania, które wynająłem telefonicznie. Powiedział, że podwiezie. Moje lęki nie ustąpiły, ale nie miałem siły się bronić. Zabrał mnie z tobołami pod wskazany adres. Dał wody. Na miejscu zapukał do drzwi i właścicielce powiedział, że jestem jego bratankiem, który tu przyjechał (taaa… na pewno byłem podobny :) i z całą stanowczością stwierdził, że musi się upewnić, że to mieszkanie jest bezpieczne. Pani go wpuściła. Obejrzał wnętrze domu. Gdy wyszedł, zawołał mnie bym wysiadł już z samochodu.

reklama

- Słuchaj, to nie za wiele, ale chcę byś to wziął - wręczył mi 20 funtów. - Kupisz sobie kolację.

Moje kolacje były za 50-70 pensów. Wstyd było przyznać, co jadłem. Wyjaśniłem, że mam pracę i zarabiam, a pieniędzy nie przyjmę. Zrobił dla mnie wystarczająco wiele.

Nawet nie znam imienia. Tunezyjczyk. Obcego Polaka. Bo wyglądało, że potrzebuje pomocy. W Londynie. W XXI wieku. W centrum miasta i cywilizacji. Głodnego. Spragnionego. Bez dachu nad głową. Wystraszonego. Człowieka.

Dziś przyszedł dzień spłaty tego długu, Panie Tunezyjczyku!

Co dokładnie jest potrzebne ludziom na granicy?

Zbierane są najpotrzebniejsze rzeczy: 

  1. Ciepła odzież: kurtki, bluzy, swetry, skarpety, czapki, rękawice.
  2. Buty wszelkiego rozmiaru damskie i męskie. Ciepłe.
  3. Ocieplacze dostępne w sieci Decathlon marki Wedze. Oraz ogrzewacz węglowy także z tej sieci sklepów. Koszt ok. 30zł/opak.
  4. Żywność. I tu uwaga: Żywność tzw. sucha. Z długim terminem ważności. Puszkowana. Jeśli mięso to tylko drobiowe w puszce! Nie odbierajmy im resztek godności w tej chwili. Uszanujmy uwarunkowania religijne.

Gdzie zawozić dary dla migrantów?

[AKTUALIZACJA]

Paczki można zanosić pod adres GOK Hutnik, ul. Hutnika 4, 63-800 (szatnia), Gostyń oraz ul. Warszawska 73, 63-800 Piaski. Przy samej głównej drodze. Mieszka tam małżeństwo z synem - małym Józkiem dotkniętym formą autyzmu. Genialnym małym muzykiem, dla którego o szczególną opiekę się wciąż starają. „W ludziach zawsze rozbraja mnie to, że gotowi do poświęceń są najbardziej ci, którzy sami zasmakowali soli tego życia. Dziękuję, Pani Barbaro!” – mówi jeden z organizatorów akcji.

Zebrane paczki pojadą samochodem sponsora, Leszka Ratajczaka z Leszna, do oddziału PCK w Białymstoku na ul. Warszawską 29. Stamtąd rękoma pograniczników i wolontariuszy Grupy „Granica” trafią podczas patroli po lesie do tych, którzy tego potrzebują.

 

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama