Wszystko zaczęło się w „pałacu wisielców”
Urbex (z ang. urban exploration - eksploracja miejska) polega na eksplorowaniu - zwiedzaniu opuszczonych, zrujnowanych, zapomnianych, niedostępnych czy ukrytych budynków i instalacji stworzonych przez człowieka. Mogą to być pałace, zamki, szpitale, fabryczne hale, schrony a także ruiny domów porzuconych przez mieszkańców.
– Nasza przygoda z urbex zaczęła się dokładnie 26 września 2022 roku od cudownego pałacu zwanego „pałacem samobójców” lub „wisielców”. Zaczynaliśmy tak naprawdę z zerowym doświadczeniem, pojechaliśmy na eksplorację w środku nocy bez żadnego wyposażenia, a za oświetlenie służyły nam latarki w telefonach. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, jaka to może być cudowna i interesująca pasja – mówią Sylwia i Mateusz.
Przez ponad rok, który upłynął od tamtego momentu para zwiedziła już sporo pustostanów i „chyba dotychczas tylko bunkrów nie napotkaliśmy na swojej drodze”.
– Ale jeszcze nic straconego, na pewno jakieś się zdarzą – śmieje się Sylwia.
DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD ZDJĘCIEM - KLIKNIJ GRAFIKĘ, żeby PRZECZYTAĆ
Eksploracje w pojedynkę, to proszenie się o kłopoty
Urbex może być prowadzony zarówno w terenie miejskim, jak i na wsi. Najczęściej pasjonaci odwiedzają pustostany w nocy, w dzień robiąc rozpoznanie. Nie ukrywają, że nocne eksploracje są dużo bardziej ekscytujące, wręcz „hardcorowe”, a dreszczyk jest jednym z nieodłączonych elementów zwiedzania.Jednak z perspektywy czasu, choćby wspomonając „pałac samobójców” eksploratorzy z Niepartu sami przyznają, że ich pierwszy wypad nie był zbyt rozważnym krokiem. Bo jedno trzeba sobie na pewno powiedzieć: urbex to niebezpieczne hobby. Niedawno jedna z koleżanek ze środowiska podczas eksploracji uległa wypadkowi.
– Spadła do piwnicy, na szczęście nic poważnego jej się nie stało, ale zawsze trzeba patrzeć pod nogi, zanim, gdzieś się stanie. Bo podłoga może być spróchniała lub niestabilna. Podstawa to dobre oświetlenie i oczywiście druga osoba. Wybieranie się na eksplorację w pojedynkę to naprawdę nie jest dobry pomysł i może się źle skończyć – ostrzegają pasjonaci.
Zasady są po to, żeby je łamać. Ale nie te
Urbex rządzi się dwoma podstawowymi zasadami, których zwyczajnie się nie łamie: akcja lokalizacja, czyli absolutny zakaz podawania położenia zwiedzanego miejsca innym osobom.
– Głównie chodzi o wandali, którzy tylko czekają na takie okazje. Zresztą eksplorując widzimy bardzo często, że nie tylko czas miał wpływ na stan tych budynków. Powybijane szyby, powyrywane kable, które pewnie ktoś ukradł na złom - żal się człowiekowi robi, jak na to patrzy. Dlatego lokalizację miejsc, które odwiedzamy wolimy zostawić dla siebie – oświadcza Mateusz.
Najbardziej ekstremalny przypadek wandalizmu, jaki dotychczas napotkali dotyczył pewnego pałacu, w którego pobliżu znajdowała się rodzinna kaplica z pochowanymi właścicielami majątku. Niestety, ktoś zdewastował miejsce pochówku do tego stopnia, że wokół można było znaleźć ludzkie szczątki.
Druga zasada jest nierozerwalnie związana z pierwszą gdyż: „urbex to nie wandalizm”. Pasjonaci nie mogą „inwazyjnie” dostać się do środka: wyważyć drzwi, zbić okna, śmiecić czy dewastować. Ten, kto dopuszcza się takich praktyk nie może nazywać się eksploratorem i naraża się na ostracyzm w środowisku, nie mówiąc już o konsekwencjach prawnych za niszczenie czyjegoś mienia. Bo nie ma wątpliwości, że choć są to pustostany, to do kogoś należą.
– Tak naprawdę, jak najczęściej staramy się otrzymać zgodę od właściciela pałacu, magazynu czy opuszczonego domu. Jeżeli nie możemy go odnaleźć, to decydujemy się na zwiedzanie, ale z poszanowaniem czyjejś własności, gdyż podstawowe hasło urbex to: „zabierz tylko zdjęcia, zostaw tylko ślady stóp”. I tak też robimy, jeżeli czegoś dotkniemy, to odkładamy w to samo miejsce – opowiada para.
Choć zdarzają się wyjątki.
– Jednym z miejsc, które najbardziej zapadło nam w pamięć był opuszczony szpital. Sale operacyjne robiły wrażenie nie do opisania. Jednak, co mnie najbardziej zaskoczyło, to porozrzucane wszędzie... karty chorych. PESEL-e, informacje o przebytych chorobach – po prostu bardzo prywatne rzeczy. Nie mogłam na to patrzeć i pochowałam wszystko do szafek – wyjaśnia Sylwia.
DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD ZDJĘCIEM - KLIKNIJ GRAFIKĘ, żeby PRZECZYTAĆ REPORTAŻ
Ta „siła” pcha w jednym kierunku
Każde z opuszczonych miejsc podczas urbex odkrywa swoją historię. Niektóre są w opłakanym stanie, niszczejąc od lat. Inne wyglądają, jakby ktoś dopiero co skończył jeść obiad i zwyczajnie odszedł od stołu. Pośród tych wszystkich ciekawostek Sylwia i Mateusz odkryli coś jeszcze, że wszystkie te budynki... żyją swoim „drugim życiem”. I nie chodzi o skrzypiące drzwi czy trzeszczące ściany, ale prawdziwe zjawiska paranormalne.
– Śmiałem się kiedyś z takich rzeczy, ale po tym, co przeżyłem na własnej skórze, i to dosłownie, już się nie śmieję. Kiedyś zaglądałem do jednego pokoju i coś mnie dosłownie wepchnęło do środka. Nie potknąłem się ani nic, ale po prostu jakaś siła mnie popchnęła – zdradza podekscytowany Mateusz.
– Ja z kolei jestem osobą, która od zawsze była „wrażliwa” na takie rzeczy, od dziecka. Mimo tego dla mnie też było przerażające, gdy chodząc po korytarzach nagle coś złapało mnie za rękę i nie chciało puścić – dopowiada Sylwia.
„Paranormalność” tak ich pochłonęła, że nie tylko chodzą ze swoim sprzętem na eksploracje m.in. wyposażeni w specjalnie aplikacje czy mikrofony do rejestrowania dźwięków „głosów”, ale także ostatnio zwiedzali pustostan z ekipą kręcącą paranormalne podcasty.
– Jeżeli oni byli przerażeni tym budynkiem i tym co usłyszeli na tych ślepych sesjach, czyli ze słuchawkami na uszach i zasłoniętymi oczami, żeby spotęgować efekt, to chyba coś w tym jest. Mówili, że doświadczyli różnych rzeczy, ale takiego fizycznego „dotyku” jeszcze nigdy – mówi para eksploratorów.
Paranormalne przeżycia absolutnie ich nie odstraszają, a wręcz stanowią dodatkową motywację do zwiedzania kolejnych miejsc. Bo może trafią na coś naprawdę niespotykanego, jak ostatnio, gdy robiąc zdjęcie jednego z pałaców po bliższym przyjrzeniu się stwierdzili, że widać na nim... twarz.
– W miejscu, gdzie nie powinno jej być, gdzie nikt nie może wejść – daje do myślenia Mateusz.
Eksploracje Sylwii i Mateusza można obserwować za pośrednictwem profilu facebookowego UrbexPoNaszemu.
Zasady urbex
Akcja lokalizacja kategorycznie zabrania:
- udostępniania współrzędnych opuszczonego obiektu,
- podawania pierwszych liter pochodzących od nazwy,
- wymieniania nazwy miejscowości, w której znajduje się obiekt,
- wskazywania charakterystycznych budynków lub innych punktów na mapie w pobliżu,
- podawania jakichkolwiek innych wskazówek mogących naprowadzić osoby postronne na opuszczone miejsce.
Urbex to nie wandalizm oznacza, że eksplorator nie może:
- wybijać okien lub wywarzać drzwi, tylko po to, aby wejść do jakiegoś obiektu,
- niszczyć sprzętu, który pozostał na miejscu,
- dewastować obiektów,
- mazać po ścianach,
- śmiecić.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.