Nie można mówić, że coś takiego w Kromolicach wydarzyło się po raz pierwszy. O rybach, które masowo zdychały w miejscowym stawie pisaliśmy już w 2022 r. We wrześniu minie rok od tamtej katastrofy ichtiologicznej - wówczas wyłowiono mnóstwo drobnych płotek i większych okazów (sumy, tołpygi). Przez tydzień około 400 kilogramów śniętych ryb odwieziono do Zakładu Utylizacji w Krobi. Na miejscu, oprócz policji, czynności prowadził między innymi specjalista z leszczyńskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu, który pobrał próbki wody ze stawu i zmierzył w niej zawartość tlenu. Wyniki nie były zadowalające, okazało się, że tlenu jest zbyt mało - badania wykazały 3 mg/l, a warunki optymalne dla ryb to co najmniej 4,4 mg/l tlenu - CZYTAJ TUTAJ.
We wrześniu 2022 r. zostały także pobrane próbki wody do badań na obecność niebezpiecznych substancji, chociażby rtęci. Niestety, do dziś nie są znane wyniki ubiegłorocznych badań WIOŚ, co bardzo irytuje wędkarzy, a także burmistrza Pogorzeli.
Staw w Kromolicach wizytówką wioski
Akwen w Kromolicach należy do gminy Pogorzela, został jednak przekazany mieszkańcom wioski w użytkowanie. Dobrze utrzymany jest wizytówką Kromolic. Pasjonaci wędkarstwa, którzy dbają o zbiornik, wykorzystują go rekreacyjnie - zarybiają go, a kiedy nadejdzie odpowiedni czas, łowią okazy dla przyjemności. Na stawie w Kromolicach rozgrywane są również Mistrzostwa Polski Modeli Pływających.
- Przez lata nic złego tutaj się nie działo, ale ostatnio po roku ryby masowo zdychają. Jeśli to będzie tak często się powtarzać, to za rok, dwa lata w tym stawie nic nie zostanie, nawet żaba nie będzie pływać - martwi się Krzysztof Goliński, sołtys Kromolic.
Mniej śniętych ryb w Kromolicach niż w ubiegłym roku
Tym razem pierwsze ryby wypływające brzuchami do góry mieszkańcy zauważyli w deszczowe, niedzielne popołudnie (6.08.2023). To były głównie karpie i amury (największe, 80-90 cm). Z czasem na tafli wody zaczęły pokazywać się martwe szczupaki, liny i inne gatunki.Wezwano straż pożarną z jednostki OSP w Pogorzeli. Ochotnicy pomagali wyławiać śnięte ryby. Na miejscu - podobnie, jak w ubiegłym roku - była też policja. O katastrofie został powiadomiony również burmistrz Pogorzeli, Piotr Curyk. Na poniedziałek, 7 sierpnia zwołano spotkanie przy stawie. Wczesnym popołudniem wciąż widoczne były w nim bezwładnie pływające ryby, na brzegu stała skrzynka z workiem, do której trafiały od czasu do czasu wyławiane przez mieszkańców martwe okazy.
- Nie ma tych ryb w takiej ilości, jak poprzednio. Rok temu najprawdopodobniej wszystkie okonie padły, być może nie ma już żadnego. Szczupaki jesienią, w listopadzie wpuszczaliśmy, większe okazy karpia również. Mniejszymi karpikami staw uzupełniliśmy wiosną. Część okazów została wyłowiona przez wędkarzy - opowiadali burmistrzowi z żalem mieszkańcy, zgromadzeni przy stawie.
Do tegorocznej katastrofy ichtiologicznej w Kromolicach doszło w czasie, kiedy gwałtownie zmieniła się aura - przez wiele dni utrzymywała się wysoka temperatura, która gwałtownie spadła. Do tego doszły intensywne opady, nie tylko w czasie ostatniego weekendu, ale tydzień wcześniej. Masowe wymieranie ryb w kromolickim stawie mogła spowodować tzw. przyducha - nagle zmniejszyła się ilość tlenu rozpuszczonego w wodzie, a dodatkowo spływające do stawu wody deszczowe poruszyły osadzony na dnie muł, zawierający siarkowodór, co udusiło ryby.
Skądś musiała ta woda skażona przypłynąć?
Tyle o przyczynach naturalnych. Opcji jest jednak więcej. Swoje przypuszczenia zdradzili burmistrzowi mieszkańcy Kromolic, zebrani przy stawie. Według nich w grę wchodzi ingerencja człowieka. Spływająca do stawu deszczówka mogła doprowadzić szkodliwe substancje, z dużym stężeniem amoniaku włącznie.
Gdzieś przypłynęła jakaś skażona woda. Z jakiegoś obornika. Skąd? Nie wiem - powiedział sołtys Kromolic.
Te zanieczyszczenia miałyby pochodzić z płyty obornika, która znajduje się w odległości mniej więcej półtora kilometra od zbiornika. Należy do właściciela dużego gospodarstwa, które funkcjonuje w Kromolicach. Zgromadzony tam obornik w setkach ton (tak twierdzą mieszkańcy) wywożony jest z fermy drobiu, prowadzonej przez rodzinę Borowskich z Koźmina Wlkp.
- Wczoraj, podczas opadów, ktoś z mieszkańców pojechał zobaczyć, co się dzieje przy płycie. Było widać, że ze studzienki zanieczyszczona deszczówka wylatuje prosto do rowu - uzupełnił sołtys Goliński.
Co jest nie tak z płytą obornikową?
Płyta obornikowa położona jest przy brukowanej, śródpolnej drodze. Na granicy znajduje się krawężnik, który ma zapobiegać przedostawaniu się deszczówki na betonową platformę - ta została tak położona, by - w przypadku, kiedy deszczówki jest zbyt dużo - spływała ona do tzw. odpływu liniowego, a stamtąd do małego zbiornika. Według wędkarzy, dbających o staw, leżący tam obornik nie był od dłuższego czasu wywożony, „może ze trzy lata”. Twierdzą, że przez intensywne opady woda deszczowa zmieszała się ze ściekami z obornika i skażona dostała się do stawu.
- Mały zbiornik, który zbiera gnojowicę z pryzmy, przepełnił się. Stamtąd woda powinna być przepompowana do dużych, naziemnych zbiorników. Ale tego nikt nigdy nie robi. Nadmiar ścieków w małej studzience powoduje, że przez wmontowaną tam rurę odpływają one do rowu, a ten prowadzi do naszego stawu - tak sołtys Kromolic tłumaczył, skąd miałyby wziąć się szkodliwe substancje w stawie.
Burzliwa dyskusja przy stawie w Kromolicach
Do zgromadzonych przy stawie mieszkańców i burmistrza dotarł Andrzej Borowski z kierownikiem gospodarstwa. Przez chwilę było burzliwie.
- Przy takich dużych opadach, jakie mieliśmy przez ostatnie dwie doby, praktycznie prawie 60 litrów wody na metr kwadratowy, to woda, która spływała z drogi, położonej wyżej niż płyta obornikowa, wpadała do studzienki - zaczął wyjaśniać sytuację kierownik Jerzy Bączyk.
Dbający o staw nie zgodzili się z tą teorią. Obstawali przy tym, że woda deszczowa z polnej drogi do studzienki się nie dostaje. Zarzucali właścicielowi gospodarstwa, że przy pryzmie przez pięć lat nic nie było przepompowane i „cały czas ta gnojówka z kurzego obornika tam stała”.
- Jest regularnie wypompowywana. Płyta wraz z odpływem została położona i zamontowana zgodnie z przepisami. Spółdzielnia ją wybudowała, dostała na to dotację. Sprawdziliśmy dziś papiery. Sprawdziliśmy też, że spadło powyżej 50 milimetrów wody deszczowej, to są anomalia pogodowe - tłumaczył Andrzej Borowski. - Nie mówię, że ryby nie padły przez to, że woda ze studzienki, zmieszana ze ściekami dostała się do rowu. Nie mówię, że to nie wina tego systemu, ale tak było zrobione. Nie wiedziałem o tym. Bardzo przepraszam, że tak się stało, jesteśmy gotowi to poprawić - dodał.
Właściciele znaleźli rozwiązanie. Chcą zapłacić za ryby
Właściciel gospodarstwa drobiarskiego, z którego pochodzi pryzma obornika (kurzy pomiot zmieszany ze ściółką) na płycie, nie pozwolił zrzucić na siebie całkowitej winy za zanieczyszczenie stawu, co miałoby spowodować śnięcie ryb.
- Zapłacę za te ryby, wystawcie rachunek, żeby nie było problemu. Proszę policzyć śnięte ryby, razy trzy. Zmienimy system odprowadzania ścieków z płyty tak, żeby nie wpadały do rowu - zaoferował Andrzej Borowski, obiecując wywiezienie obornika z płyty, kiedy tylko pogoda na to pozwoli.
Problem z martwymi rybami, który pojawia się w Kromolicach po intensywnych opadach deszczu, miałoby też rozwiązać uruchomienie pompy (być może pływającej), ale nie tylko w zbiornikach przy płycie z obornikiem.
- Taki staw powinien mieć porządną pompę, która - wraz z nadejściem gorących, letnich dni - automatycznie powinna się załączać i napowietrzać zbiornik - zauważył kierownik gospodarstwa Jerzy Bączyk. - Przez miesiąc nie padało, nagle przyszedł ulewny deszcz. Wszystkie opryski z pól, które regularnie wpadałyby do rowów, na łąki, poszły hurtem w ciągu 24 godzin na drogę i do rowu prowadzącego do stawu - dodał.
Deklaracja ze strony włodarza gminy Pogorzela
Podczas oględzin przy płycie z obornikiem, burmistrz Piotr Curyk zadeklarował wyczyszczenie pobocza przy krawężniku, żeby woda z drogi śródpolnej nie dostawała się na płytę i nie zasilała dodatkowo ścieków z pryzmy, ale rozlała się na łąki. Zaproponował też uruchomienie na kilka dni pompy natleniającej wodę w stawie.Właściciel fermy drobiu stwierdził, że uczciwe będzie również zadbanie o to, by do stawu nie dostawała się gnojowica z indywidualnych gospodarstw wiejskich. Częściowo zgodził się z nim burmistrz pogorzelskiej gminy.
- Do świadomości mieszkańców wioski, do kilku rolników powinno dotrzeć, że ich płyty obornikowe też znajdują się w pobliżu rowów i ścieki też mogły dotrzeć do stawu. Chociaż sądzę, że główne źródło zanieczyszczeń było z drobiowego obornika - stwierdził Piotr Curyk.
Mieszkańcy Kromolic wydawali się usatysfakcjonowani kompromisowym rozwiązaniem. Liczą, że właściciel drobiarskiego gospodarstwa dotrzyma słowa i poprawi system odprowadzania ścieków z płyty obornikowej.
- Mamy nadzieję, że tak to zostanie zabezpieczone, że już więcej taka katastrofa się nie powtórzy. Szkoda ryb, a nie po to staw zarybiamy, by później wyławiać śnięte okazy - powiedział Krzysztof Goliński, podkreślając, że staw jest chlubą wioski.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.