Wszystko zaczęło się od kłopotów finansowych ponieckiego SKR-u. Kazimierz Nowak, z radzy nadzorczej, twierdzi że kłopoty spółdzielni zaczęły się już dawano. Na początek sprzedano większość maszyn i sprzętu. - Żeby pokryć długi, trzeba było wszystko sprzedać. Gdy wszedł likwidator, sprzedał resztę: dwie przyczepy i dwa ciągniki, a pieniądze gdzieś wsiąkły - twierdzi Kazimierz Nowak. Zdecydowano więc o tym, aby sprzedać cały obiekt. Firma „Agroma”, która dzierżawi część budynków należących do SKR-u, twierdzi że zostali pozbawieni możliwości kupna obiektu, a sprzedaż nastąpiła kilka dni przed wyznaczonym terminem. - Najbardziej mnie boli, że znalazł się zapis, że ma to być sprzedane mieszkańcowi gminy, o czym nigdy nie było mówione. Należało to sprzedać nawet osobie z Warszawy, byle przyniosło to jak najwięcej pieniędzy. Po prostu nie odczytali nam tego, że kupcem ma być osoba z gminy Poniec - mówi Kazimierz Nowak.
Likwidator - Jan Cichy odpiera zarzuty i zapewnia, że sprzedaż odbyła się zgodnie z literą prawa. - Członkowie rady byli o wszystkim poinformowani, to oni podjęli taką uchwałę, że najlepiej sprzedać to komuś z gminy Poniec z tego względu, że jest to podatnik, który płaci podatki tu do gminy - informuje Jan Cichy. Dodaje, że firma „Agroma” jako pierwsza została powiadomiona o możliwości kupna SKR-u i mogła go nabyć za 300 tys. złotych. Więcej w bieżącym wydaniu „Życia”. (gabi)