Rodzina pani Stanisławy Dziubałki z Kunowa ma powody do świętowania. Seniorka rodu obchodzi niebawem sto lat.
Artykuł opublikowany w numerze 34/2014 Życia Gostynia
- Urodziłam się 29 sierpnia 1914 roku w Niemczech. Moja rodzina składała się z rodziców, dwóch sióstr oraz brata. Ja byłam najstarsza. Gdy po I wojnie światowej powstała Polska, to przyjechaliśmy tutaj do dziadków – mówi jubilatka. Mąż pochodził z Kunowa. – Brałam ślub w wieku osiemnastu lat. Było to 3 stycznia 1933 roku. On był postawny, wysoki, a ja drobna. Kiedyś spojrzałam na niego i pomyślałam – szybko będziesz wdowcem – wspomina. Dziś, męża już nie ma, ale pani Stanisława doczekała się sześciu wnuków, dziesięciu prawnuków i trzech praprawnuków. Czy pamięta coś miłego z młodzieńczych lat? - Wszystko było miłe, bo to młode lata. Tylko wojna przeszkodziła. Gdy byłam w ciąży, musiałam uciekać - to było okropne. Pierwszego wybuchła II wojna, a 22 września urodził się Edziu, syn – relacjonuje.
Przeżyła dwie wojny
- Żadnej wojny nikt nie wspomina serdecznie. Gdy powstała Polska, kto miał tu rodzinę, to przyjeżdżał. Siostry mojej mamy pojechały do Francji, mieliśmy z nimi kontakt, odwiedzały nas. W Polsce było inne życie, ale mój rodzinny dom jest w Niemczech – podkreśla. Pani Stanisława z uśmiechem na twarzy opowiadała o młodzieńczych latach, kiedy to w okresie bożonarodzeniowym chodziła na próby. Wystawiano wtedy przedstawienia dla ludzi z sąsiednich wiosek. Mieszkańcy hucznie obchodzili dożynki, majówki, procesje. – Teraz już nie ma takich rzeczy, inny świat. Wieczorki, potańcówki, bawili się więcej. Ołtarze na Boże Ciało, girlandy przez całą drogę, pielgrzymki do klasztoru, flagi z bibuły, wszystko poubierane. Teraz tu nie ma nic – wylicza.
Praca przez całe życie
Pracowała od najmłodszych lat. Była na służbie, po ślubie zarabiała na życie w polu oraz w Żelaźnie u dziedziców. - Oszczędzać się nie oszczędzała, całe życie pracowała. Mając 95 lat, zapytała doktora czy może pielić w ogrodzie – mówi córka jubilatki. Kwiaty i warzywa stały się jej życiem. Teraz pani Stanisława nie ma już sił, aby o nie dbać, ale energię znajduje jednak na cotygodniowe spacery do kościoła. Czasem wychodzi przed dom, towarzyszy jej córka. Oprócz ciężkiej pracy, pasją stało się szycie. - Zawsze miałam smykałkę do maszyny. Babcia mnie uczyła, mama wyzywała. Ale babcia nigdy na mnie nie naskarżyła, zawsze broniła, byłam „na wierzchu”. Szyłam kurtki, płaszcze. Mój mąż mnie wyzywał, bo wciąż miałam co robić. A potem miał robotę przy płocie w szkole, obserwował idące dzieci. Przyszedł do domu i mówi: „wiesz co, wiecznie cię wyzywałem, że siedzisz i szyjesz, ale jak dzisiaj patrzyłem na dzieci, to te nasze tak ładnie wyglądają”. Docenił to – mówi.
Nigdy nie myślałam, że tego doczekam
Dziś, pani Stanisława wykłóca się o wycieranie naczyń po zmywaniu, uwielbia to robić. Często słucha radia i obserwuje swoje prawnuczki. - Życie minęło, nadal zastanawiam się skąd mi się te lata wzięły? Nie mogę narzekać, bo i dosyć zdrowa byłam. Jednak nigdy nie pomyślałam, że ich doczekam, nigdy - wspomina. Pani Stanisława chętnie rozmawia o przeszłości, pamięta dużo faktów z lat młodości. Teraźniejszość nieco jej umyka, ale to nieuniknione. Córka jubilatki patrzy i dodaje. – Widocznie nie odmówiłaś jeszcze wystarczającej ilości różańców, jeszcze z nami pobędziesz. Pani Stanisława uśmiecha się. – Widocznie tak.