reklama

Produkcja wstrzymana, pracownicy na „przymusowych” urlopach

Opublikowano:
Autor:

Produkcja wstrzymana, pracownicy na „przymusowych” urlopach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 34/2015 Życia Gostynia

- Straty finansowe związane z zastojem są, ale trudnie do szybkiego wyliczenia. Można to porównać do sytuacji, kiedy jest długi weekend i zakłady nie pracują. Wtedy eksperci ekonomiści wyliczają, że są miliony strat dla gospodarki - tak samo jest u nas - podsumowuje związane z upałami ograniczenia w dostawie i poborze energii elektrycznej Andrzej Kaczmarek, współwłaściciel zakładu w Malewie. Firma produkuje m.in. rury kanalizacyjne, rynny PVC. To nie jedyny przedsiębiorca z powiatu gostyńskiego, który podczas upałów, panujących przez kilkanaście dni, zmuszony był ograniczyć produkcję lub zatrzymać całkowicie.

Ciemność, jak za czasów Gierka?

Okazało się, że afrykańskie temperatury, sięgające 40 st. C, to kłopoty nie tylko w rolnictwie, ale też w branży przemysłowej. W poniedziałek, 10 sierpnia, ze względu na długo utrzymującą się wysoką temperaturę, sytuacja kryzysowa objęła system elektroenergetyczny (sieci oraz elektrownie). Wystąpiły utrudnienia, związane z produkcją energii elektrycznej. We wtorek Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE), ogłosiły 20 stopień zasilania. To oznaczało, że przez ekstremalne upały w polskiej energetyce zapaliło się czerwone światło - alarmowe. W czasach PRL, głównie w latach 80., komunikaty o 20. stopniu zasilania można było często usłyszeć w radiowych dziennikach. Polacy byli przyzwyczajeni do tego, że około godz. 20.00 prąd, „w ramach oszczędności”, po prostu na kilka godzin wyłączano.

Elektrownie nie nadążają

Tymczasem okazało się, że w XXI w., w naszym kraju podczas upałów zużycie energii dochodzi do granicy wydolności systemu elektroenergetycznego, który ma już swoje lata, jest zużyty, a co aktualnie jest modernizowany. Elektrownie nie są w stanie pracować z maksymalną wydajnością. Część bloków właśnie latem przechodzi planowe remonty, część ulega niespodziewanym awariom (co przy tak wzmożonym poziomie zużycia jest nieuniknione). Do tego doszedł malejący poziom wody w rzekach i zbiornikach wodnych. Dodatkowo woda jest przegrzana, a to poważnie ograniczyło możliwość chłodzenia bloków w elektrowniach węglowych. Zmniejszyła się sprawność systemów chłodzenia w elektrowniach konwencjonalnych i produkowały one mniej energii elektrycznej. Niekorzystna sytuacja nie ominęła również odnawialnych źródeł energii. Elektrownie wodne (których w Polsce jest niewiele), podobnie jak farmy wiatrowe stały się bezużyteczne. Na terenie działania Enea Operator źródła odnawialne mają łączną moc ok. 1000 MW. Niestety, niskie stany wody i brak wiatru spowodowały, że ich efektywność wynosi zaledwie ok. 2-5%.

Polskie Sieci Elektroenergetyczne, opierając się na rządowych decyzjach, wprowadziły ograniczenia w dostarczaniu i poborze energii elektrycznej. Dotyczyły one także obszaru północno-zachodniej Polski, gdzie energię dostarcza Enea Operator. Na tym terenie położony jest między innymi powiat gostyński. Ograniczenia obowiązują od 11 sierpnia do końca miesiąca. Na razie nie dotyczą one klientów indywidualnych, ale do dostosowania się do ograniczeń zmuszone zostały duże zakłady produkcyjne - odbiorcy o mocy umownej powyżej 300 kWm, czyli fabryki, huty, duże energochłonne zakłady przemysłowe. Zakłady mają obowiązek zmniejszenia swojego zużycia. Ograniczenia obowiązują w godzinach od 10 do 22., co wynika z ustawy prawo energetyczne i umów o świadczenie usług dystrybucji.

Stracili bardzo dużo

Jak z wprowadzonymi przez PSE ograniczeniami w dostarczaniu i poborze energii elektrycznej poradziły sobie zakłady i przedsiębiorstwa, funkcjonujące na terenie powiatu gostyńskiego? W grupie odbiorców energii elektrycznej powyżej 300 kW znalazła się huta szkła Gloss z Ponieca. Właściciel Mariusz Busz przyznaje, że aby dostosować się do wymogów wprowadzonych ministerialnymi dyrektywami, musiał bardzo ograniczyć produkcję. - Podtrzymywaliśmy tylko niezbędne procesy technologiczne, aby nie doszło do uszkodzeń. Produkcja w ogóle była wstrzymana, pracownicy zostali skierowani na trochę przyspieszone, nieplanowane urlopy, albo do innych działów - mówił w ubiegłym tygodniu właściciel ponieckiej huty. Miał nadzieję, że w poniedziałek, 17 sierpnia w zakładzie uda się uruchomić jedną maszynę. Wstrzymanie produkcji to w ponieckiej hucie kilkaset tysięcy opakowań mniej. - Produkujemy w granicach 70-80 tys. na dobę. Zanotowaliśmy duże straty. Nie wywiążemy się z kontraktów, umów z klientami. Ale na szczęście, po wyjaśnieniu sytuacji, kontrahenci są wyrozumiali, bo to ogólnopolski problem, a nie tylko zakładu w Poniecu. Zrozumieli, chociaż ciężko będzie nadrobić ten stracony tydzień - wyjaśnia Mariusz Busz. Przyznaje, że tylko w minimalnym stopniu zakład mógł sobie pozwolić na skorzystanie z zapasów, ale nie wszystkich kontrahentów to zadowoliło, chcieli otrzymać towar z bieżącej produkcji.

W prywatnej firmie Kaczmarek Malewo, produkującej systemy instalacyjne z tworzyw sztucznych (rury kanalizacyjne, rynny PVC) zatrzymano pracę od poniedziałku 11 sierpnia. - Zakład w Malewie został wyłączony i 60% naszej filii w Piaskach. W sumie 10% produkcji było kontynuowane w firmie w Piaskach. Pracownicy zostali skierowani na niezaplanowane urlopy - w Malwie 95% załogi otrzymało wolne na 2 dni, zostały na miejscu tylko osoby, odpowiedzialne za konserwację i nadzór. W Piaskach 60% załogi miało urlop - wyjaśnia Andrzej Kaczmarek, współwłaściciel rodzinnej spółki. - Dziennie wytwarzamy od 80 do 100 ton produktów gotowych. Z powodu ograniczeń poboru energii elektrycznej przez dwa dni tylko 10-15% zostało wyprodukowane, czyli 15 ton, zamiast 80. Zamówienia były, klienci dzwonią, pytają, wyjaśniamy. Jeden przyjmuje to od razu do wiadomości, drugi próbuje coś wywalczyć - dodaje. Firma w miarę możliwości korzystała z zapasów magazynowych, kto był w większej potrzebie, dostał towar. Andrzej Kaczmarek na początku ubiegłego tygodnia stwierdził, że jeśli zakład ruszyłby w środę 12 sierpnia, nie przekraczając zamówionej mocy energii (z powodu upałów urządzenia chłodnicze są mniej wydajne w zakładzie i firma zużywa prądu więcej, niż ma zamówione), a następnego dnia nie będzie ograniczeń, to braki magazynowe jest w stanie nadrobić.

Pomogła kultura pracy

Zakłady Mięsne Łagrom w Czachorowie posiadają nowoczesną chłodnię składową o pojemności 30 tys. ton. Świadczą usługi dla przedsiębiorstw branży spożywczej w zakresie zamrażania, przechowywania towarów mrożonych i chłodzonych oraz kompletacji składowanych towarów. Towar przechowywany jest w regałach wysokiego składowania (14m), w 4 komorach mroźniczych w temperaturze -23°C i 2 komorach chłodniczych w temperaturze 4°C. Mrożenie realizowane jest w temperaturze – 40°C w 2 komorach szokowych o pojemności 40 ton każda. Chłodnia wyposażona jest w komputerowy monitoring. Dzięki temu można sprawdzać temperaturę występującą na poszczególnych komorach. W zakładzie istnieje zintegrowany system komputerowy pozwalający na sprawne zarządzanie magazynem. W sytuacji kryzysowej pracę urządzeń w Łagromie nadzoruje zewnętrzna firma z Piasków. Teraz również cały czas monitorowała działanie maszyn, zorganizowano wzmożone kontrole maszynowni. Urządzenia schładzano na różne sposoby.

Maciej Kowalczyk, dyrektor zakładu zapewnia, że na bieżąco pilotowano dane, dotyczące stopnia zasilania, podawane na stronie PSE. – 20 stopień zasilania to duży problem dla zakładu. Musieliśmy ograniczyć i przeorganizować pracę. Dostawy dla klientów też musieliśmy ograniczyć – przyznaje. W chłodni nie mrożono towarów, ograniczono także domrażanie towarów w komorach szokowych, chociaż nie wykluczono go zupełnie. - Zużycie światła, prądu zużywanego przez klimatyzację - to wszystko, co można było, to ograniczyliśmy. We wszystkich komorach, gdzie nie pracowaliśmy, zmniejszyliśmy światło. Sporo prądu pochłania domrażanie towarów mięsnych w komorach szokowych. One pracowały od godz. 22.00 do rana, albo był jeden szokotunel włączony – mówi dyrektor Kowalczyk. Zapewnia, że w firmie nie było przymusowych, nieplanowanych urlopów. Wprowadzono tylko zmianę w organizacji i godzinach pracy. Dyrektor chwali swoją załogę. Wiadomo, że szukając wytchnienia przed upałem, włącza się klimatyzację i inne urządzenia chłodzące. Pobór energii i zapotrzebowanie na moc w systemie sięgają rekordowych poziomów. – I tutaj pomogła nam solidarność pracowników i kultura pracy - zarówno w biurze, jak i „na chłodni”. Zatrudnieni u nas ludzie podeszli poważnie do problemu. W szczytowych godzinach upału - sami pracownicy administracji zgłaszali, że na chwilę klimatyzację wyłączą. Zdali sobie sprawę, że niedostosowanie się do wytycznych PSE w skutkach byłoby to dużo gorsze. Mogłyby nam wystrzelić stacje lub zapalić - wyjaśnia Maciej Kowalczyk. - Był sygnał alarmowy, usiedliśmy sobie w naszym małym sztabie i rozmawialiśmy czego trzeba pilnować, co robić. Każde otwarcie drzwi do chłodni powoduje uderzenie ciepła, zderzają się 2 temperatury minus 20 i plus 40. Tutaj też musieliśmy zachować bezpieczeństwo – dodaje, zapewniając że klienci również wykazali się wyrozumiałością.

Spółdzielnia Mleczarska w Gostyniu, również należy do wrażliwej na upał branży spożywczej, która najbardziej ucierpiała z powodu ograniczeń prądu. W tym gostyńskim zakładzie trzeba było zmniejszyć produkcję i dokonać zmian w organizacji pracy zakładu, chociaż żaden z pracowników nie został odesłany do domu. Zastępca prezesa Antoni Stelmaszyński zapewnił, że firma pracowała zgodnie z zaleceniami komunikatu energetycznego. Najbardziej energonakładcze procesy produkcji, jakk pakowanie, zostały przeniesione na noc. - Wyłączyliśmy klimatyzację i niektóre chłodzenia. Korzystamy z zasilania rezerwowego – wyjaśnia Antoni Stelmaszyński. Wytwarzanie niektórych produktów zostało czasowo zawieszone. – Żadnych strat z tego tytułu nie mamy. Istnieje u nas możliwość korygowania planów. Zakład pracuje 24 godziny na dobę. Jest to uciążliwe, ale poradziliśmy sobie z alarmową sytuacją – dodaje. Władze centralne – rada i zarząd Krajowego Związku Rewizyjnego skierowały pismo do ministra rolnictwa Marka Sawickiego, zakład został wyłączony z obowiązkowych ograniczeń. Poparła ich Polska Federacja Przetwórców Żywności, ale prośby okazały się niepotrzebne, gdyż przywrócono 11 stopień zasilania.

Kombinowali pomiędzy liniami

Największy kryzys w zakładzie przetwórczym HJ Heinz w Pudliszkach przeżywano 10 i 11 sierpnia. – Te rozporządzenia wtedy nas najbardziej zaskoczyły. Inaczej by to wyglądało, gdyby zakład otrzymał jakiś komunikat wcześniej – mówi dyrektor Robert Kubiak. Na dwóch liniach wstrzymano produkcję, ponieważ bilans zapotrzebowania na energię przerastał jakiekolwiek możliwości dostaw – dodaje. Ograniczenia zużycia energii były między godziną 10.00 a 17.00, a firma poradziła sobie poprzez zmianę planów produkcyjnych. - W tym okresie więcej czasu więcej czasu poświęcaliśmy na mycie, przygotowanie produkcji. Trzeba było poprzestawiać operatorów pomiędzy zmianami. Nie było tak tragicznie – przekonuje dyrektor Kubiak. Limity zużycia energii zmieniały się codziennie i w ciągu tygodnia szły w dobrym kierunku. - Wiem, że w Bełchatowie był problem z odpaleniem jednego bloku energetycznego. To spowodowało turbulencje w środę i czwartek, a liczyliśmy na to, że w środę będzie on uruchomiony – mówi Robert Kubiak. Kombinowano pomiędzy liniami produkcyjnymi. Trzeba było odpowiednio nimi zarządzać, aby nie spowodować nadmiernego poboru na jednej linii energetycznej. - Kosztowało nas to dodatkową pracę sztabu kryzysowego, trzy razy dziennie odbywały się spotkania – mówi dyrektor HJ Heinz Pudliszki. Alarm z energią został ogłoszony akurat, kiedy HJ Heinz rozpoczął kampanię pomidorową i przez dłuższy czas firma nie mogła pracować w ten sposób. – Na szczęście to początek, a dostawy pomidorów nie są tak regularne, jak w późniejszym terminie. Susza spowodowała, że gorzej się rwie pomidory, ilości dostaw są mniejsze, niż miały być, to nam skórę uratowało – wyjaśnia Robert Kubiak. Sądzi, że Polska nie jest gotowa na kryzys energetyczny, w bardzo małym stopniu wykorzystuje się w naszym kraju energię odnawialną. Twierdzi, że w przypadku kryzysu i ograniczeń z dostawami energii elektrycznej, traktowanie wszystkich branży przemysłowych (górniczych, hutniczych, samochodowych) na równi, jest szkodliwe dla biznesu przetwórczego, dla przemysłu spożywczego ze względu na jego specyfikę.

Padały zwierzęta, podrzucano je do zakładu utylizacji

Niemal afrykańskie temperatury dały się we znaki również hodowcom zwierząt z powiatu gostyńskiego, a zakład utylizacji tzw. „rakarnia” w Krobi miał więcej pracy. – Było sporo zgłoszeń i wezwań do upadłych zwierząt. Można powiedzieć, że liczba wzrosła o 70% ze względu na upał. Padały głównie maciory i krowy. Rolnicy byli zdesperowani – informuje Barbara Rakowska. - Odpoczęliśmy dopiero dzisiaj (14 sierpnia – przyp. red.) – dodaje. Przyznaje, że zwiększona ilość padliny to był główny problem upałów, chociaż ograniczeń zużycia energii też się obawiała. -Okazało się, że jesteśmy stosunkowo małym przedsiębiorcą, mamy mały pobór mocy i mieliśmy prą, i nie musieliśmy ograniczać. Dla bezpieczeństwa zaalarmowałam jednak weterynarię powiatową, bo gdyby wyłączono nam prąd, nie moglibyśmy przetworzyć, zutylizować padliny – informuje Barbara Rakowska. W ostatnim czasie przed zakładem znajdowała padłe cielęta. Kiedy trzeci raz spotkała się z taką sytuacją, zgłosiła sprawę na policję. Właścicielka zakładu utylizacji twierdzi, że robił to zdesperowany przewoźnik, gdyż cielęta miały obcięte numery.

Lepiej profilaktycznie, niż zbyt późno

Powiatowy lekarz weterynarii Violetta Chałas-Stercuła błyskawicznie zareagowała na sygnał właścicielki zakładu utylizacji o tym, że nie jest w stanie spalić zwierząt w odpowiednim czasie, w stosunku do wzmożonego przywozu. 10 sierpnia w Starostwie Powiatowym w Gostyniu zebrał się sztab kryzysowy, złożony z przedstawicieli wszystkich gmin powiatu gostyńskiego. – Upały, zgodnie z prognozą miały trwać, powiadomiłam powiatowe centrum zarządzania kryzysowego i poprosiłam o spotkanie – mówi powiatowy lekarz weterynarii. Powołując się na upały oraz na to, że są zapowiedzi dotyczące ograniczeń prądu, lekarz weterynarii poprosiła, aby na terenie każdej gminy została wyznaczona osoba, która całodobowo będzie odbierała „kryzysowe” telefony. Ustalono, że w każdej gminie wyznaczone zostanie miejsce do grzebania zwierząt - tzw. grzebowisko. To działka oddalona od zabudowań minimum 200 m, oddalona również od innych działek. - Do tego terenu gmina musi posiadać tytuł prawny i ma być to teren niepodmokły. To były działania profilaktyczne, ale musieliśmy je podjąć, ponieważ należało sobie zadać pytanie, co by się stało, gdyby faktycznie doszło do takiej sytuacji, że zakład Barbary Rakowskiej nie byłby w stanie pracować – tłumaczy lekarz weterynarii. Zaplanowano, że auta rakarni jeździłyby do każdej z gmin, zwoziłyby zwierzęta do grzebowisk - głównie świnie. A bydlęca padlina (w odpowiednim wieku), zostałaby zawieziona do zakładu utylizacyjnego celem pobrania prób w kierunku BSE. Później również bydło byłoby grzebane w głębokich dołach, wysypanych wapniem. Powiatowy lekarz weterynarii wystosował do gmin pisma z prośbą o podanie konkretnych numerów działek, nazwisk wyznaczonych osób i numerów telefonów, pod które w razie alarmowej sytuacji należałoby dzwonić. Wszystkie gminy udzieliły pisemnych odpowiedzi. Mają miejsca wyznaczone na grzebowiska. - Na szczęście tego typu działania okazały się profilaktyką, ale są już postanowienia na przyszłość – wyjaśnia Violetta Chałas-Stercuła. - Myślę, że te nasze działania dadzą odpowiedni przykład innym powiatom. Lepiej jest spotkać się wcześniej i porozmawiać, zanim problem narośnie, niż w czasie kłopotów – dodaje.

 

 

Ograniczenia z powodu fali upałów w Polsce nie dotknęły odbiorców w gospodarstwach domowych. Ochronie przed wprowadzanymi ograniczeniami podlegają także:

- szpitale i inne obiekty ratownictwa medycznego;

- obiekty wykorzystywane do obsługi środków masowego przekazu o zasięgu krajowym;

porty lotnicze;

- obiekty międzynarodowej komunikacji kolejowej;

- obiekty wojskowe, energetyczne oraz inne o strategicznym znaczeniu dla funkcjonowania gospodarki lub państwa, określone w przepisach odrębnych;

- obiekty dysponujące środkami technicznymi służącymi zapobieganiu lub ograniczaniu emisji, negatywnie oddziaływujących na środowisko.

 

Przyczyną decyzji PSE o ograniczeniu dostaw i poboru energii elektrycznej są utrzymujące się od wielu dni upały, które niekorzystnie wpływają na sieci elektroenergetyczne oraz elektrownie.

Co w tej sytuacji jeszcze można było zrobić?

PSE ma kilka alternatyw:

- może przeciążać jednostki w pracujących elektrowniach,

- nakazać uruchomienie bloków w elektrociepłowniach,

- w miarę możliwości może ratować się importem energii (raczej niemożliwe do zrealizowania przy kiepskich połączeniach transgranicznych Polski),

- może też skorzystać z dostawców negawatów (to wielcy konsumenci energii – firmy, które zgodziły się, by odłączyć je od prądu w sytuacji zagrożenia systemu blackoutem). Widocznie jednak tych negawatów zakontraktowano za mało i PSE musiały ogłosić 20. stopień zasilania i apelować do odbiorców prądu, czyli społeczeństwa o umiarkowanie w korzystaniu z urządzeń elektrycznych

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE