Nie byli zainteresowani ani mieszkańcy, ani urzędnicy

Totalnym „niewypałem” albo - jak kto woli - klapą okazał się gostyński Dzień Bez Samochodu. Oprócz członków Gostyńskiego Klubu Rowerowego na imprezie zjawiło się tylko kilku mieszkańców. Na objazd miasta, sprawdzający stan ścieżek rowerowych, nie wybrali się ani włodarze gminni i powiatowi, ani urzędnicy. Gostyński burmistrz Jerzy Kulak przyszedł na plac targowy w garniturze. - Za późno mi powiedziano o wspólnym „rajdzie” rowerowym. Swój rower zostawiłem w Poznaniu - stwierdził. Były ciepłe napoje, przygotowano atrakcje dla dzieci. Pogoda dopisała. Nie wiadomo tylko kto miał z tego korzystać, bo zabrakło uczestników. Kto jest za to odpowiedzialny? Jedni twierdzą, że impreza była słabo nagłośniona w gminie i można było odnieść wrażenie, że przygotowana została „na ostatni gwizdek”. Nieliczni mieszkańcy Gostynia, którzy zjawili się na targowisku, dowiedzieli się o niej z naszego tygodnika. To emeryci, którzy z internetem nie mają wiele do czynienia. A organizatorzy - Gostyński Klub Rowerowy, jeśli chodzi o rozpropagowania akcji, postawili przede wszystkim na internet. Reklamowali imprezę głównie na swoim portalu. Poza tym wysłano maile, do urzędników, aby ich zachęcić do przejażdżki rowerowej dookoła miasta. Tylko, że te zaproszenia wysłano zbyt późno, dwa dni przed heppeningiem. Nawet organizatorzy przyznają, że uczą się na błędach. - W ubiegłym roku przyjęliśmy inną strategię. Przy organizacji tej akcji nawiązaliśmy współpracę z gostyńskimi szkołami. Organizowaliśmy uczniowskie zawody międzyszkolne i to zmobilizowało mieszkańców do uczestnictwa - przyznał Radosław Frydryszak, szef Gostyńskiego Klubu Rowerowego. Nie obiecuje, że podobna impreza będzie w przyszłym roku. - Już mi się nie chce organizować. Ludzie też zawodzą, szczególnie dorośli - powiedział. Więcej w bieżącym numerze „Życia Gostynia” (AgFa)