Nasi chłopcy w Kosowie

Jarek i Marian - mieszkańcy powiatu gostyńskiego kończą w tym roku 23 i 24 lata. Służą w wojsku. Przez pół roku uczestniczyli w misji pokojowej w Kosowie. Jak wspominają swój pobyt w kraju, w którym na porządku dziennym dochodzi do zamieszek? Marian Gabryszak z Ustronia, gmina Borek Wlkp. oraz Jarek Rybczyński z Goli, gmina Gostyń należą do 69. Leszczyńskiego Pułku Przeciwlotniczego. Wspólnie z 200 - osobową grupą żołnierzy postanowili wziąć udział w misji stabilizacyjnej w Kosowie. Przebywali tam od września do wiosny tego roku. Chłopacy trafili na jedną z większych baz wojskowych w rejony miasta Kacanik, na przejściu granicznym Kosowa i Macedonii. Głównym zadaniem żołnierzy na misjach w tym kraju jest monitorowanie, czy zarówno Albańczycy, jak i Serbowie przestrzegają porozumienia i traktaty międzynarodowe. To wiązało się z zapobieganiem powstawaniu zamieszek oraz tłumieniem rozruchów między skłóconymi narodami. W tych okolicach, na których stacjonował leszczyński pułk, na szczęście, nie dochodziło do częstych utarczek. - Byliśmy tam, żeby rozładowywać konflikty między Serbami i Albańczykami, ale rzadko dochodziło do takich starć. W naszej strefie była większość Albańczyków - wyjaśnia Marian. Pojawiały się jednak sytuacje niebezpieczne. - Kilka razy saperzy mieli kontakt z minami, które wysadzali. Pokazywały się one zwłaszcza po deszczach - dodaje. Mimo to Jarek i Marian przekonują, że nie obawiali się zanadto o swoje życie. - Jest to rejon zaminowany. Dlatego braliśmy pod uwagę to, że mogło dojść do wypadku. Ale człowiek nie myśli o tym. Żołnierz coś takiego ma wkalkulowane w swoją pracę. Jak będzie się stresował, to jeszcze gorzej - zaznacza Jarek. Więcej w obecnym wydaniu "Życia". (doti)