reklama

Historia kina "z duszą" - część 2

Opublikowano:
Autor:

Historia kina "z duszą" - część 2 - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Kino i film od ponad stu lat urzekają i czarują, wprowadzają nowe trendy, kształtują styl, modę i zachowanie ludzi. Wśród powstałych w ostatnich latach licznych multipleksów działają również małe kina z wieloletnią tradycją i ciekawą historią. Poznajcie Państwo historię jednego z nich, gostyńskiego kina „z duszą”…

Artykuł opublikowany w nr 23/2014 "Życia Gostynia"

Gostyńskie kino wznowiło swoją działalność po zakończeniu działań wojennych w maju lub czerwcu 1945 roku. Jeszcze przez kilka kolejnych lat miało prywatnego właściciela, którym był Kazimierz Galas. W roku 1951 kino poddano nacjonalizacji, właścicielem kina został Okręgowy Zarząd Kin w Poznaniu. Zmieniono też nazwę. Od tej chwili było to kino „Nysa”. Gostyńskie kino było nie tylko centrum życia kulturalno-rozrywkowego, ale też świadkiem ważnych dla życia mieszkańców miasta wydarzeń.

Po wyzwoleniu Gostynia spod niemieckiej okupacji w styczniu 1945 roku, 24 lutego tegoż roku w sali gostyńskiego kina odbyły się pierwsze oficjalne wybory do Rady Miejskiej. Przeprowadzono je w obecności sowieckich władz wojskowych i licznie zgromadzonych mieszkańców. Wybory organizował oficer Wojska Polskiego porucznik Mazurczak. Oprócz powołania 15 radnych, zdecydowano również o wyborze pierwszego powojennego burmistrza Gostynia, którym został wybrany większością głosów Tadeusz Pękalski pokonując Edwarda Skrzyneckiego. Zastępcą burmistrza został Jan Migas. Sala kinowa była też miejscem procesów sądowych, m.in. 11 maja 1950 roku odbyła się tam sesja wyjazdowa pokazowego procesu Wojskowego Sądu Rejonowego. Sądzonych było 8 członków młodzieżowej organizacji AK „Zawisza”, z których najmłodszy miał 16 lat a najstarszy 20. Na procesie zgromadzono młodzież gostyńskich szkół, aby ją zastraszyć i przestrzec przed działalnością niepodległościową. Na gostyńskim procesie oskarżeni o działalność antykomunistyczną otrzymali wyroki od 7 lat więzienia do 2 lat więzienia w zawieszeniu na 3 lata.

W 1954 roku gostyńskie kino przeszło gruntowny remont, zlikwidowano wtedy balkon dla 45 widzów, w miejscu którego znajduje się dziś pomieszczenie kinooperatora. Na czas remontu pokazy filmowe odbywały się w Domu Katechetycznym. Pierwszym filmem wyświetlonym po remoncie była „Przygoda na Mariensztacie”, która zgromadziła tłumy widzów.

Trudno znaleźć osobę, która o powojennej historii gostyńskiego kina wie więcej, niż jego wieloletni operator kinowy Jerzy Wujek. – Pracę w kinie rozpocząłem 1 grudnia 1958 roku, a zakończyłem w 1996 roku z małą, blisko 5-letnią przerwą na pracę w kinie w Krobi. Zaczynałem pod czujnym okiem Wacława Chrabczaka, który był operatorem jeszcze w czasach przedwojennych. Zastępowałem wtedy Bulińskiego, który poszedł do wojska. Był jeszcze Józef Kudełka, który odszedł później do kina „Pancernik” w Poznaniu. O tym, iż poszukiwano operatora dowiedziałem się z ogłoszenia w gablocie. Postanowiłem spróbować! Kierownikiem kina był wtedy Stefan Andrzejewski, a zastępowała go Pani Bzyl (później Jarożek - przyp.red.). Oprócz codziennej praktyki w kinie, co dwa tygodnie, w soboty i niedziele, jeździłem do technikum kinooperatorskiego w Poznaniu, gdzie zdobywałem niezbędne wykształcenie w tym kierunku. A jak wyglądała sama praca? - wspomina Jerzy Wujek. Skrzynie z filmami kinooperatorzy odbierali z gostyńskiego dworca kolejowego. Używali do tego wózka, gdyż każda skrzynia z filmem ważyła ponad trzydzieści kilogramów. Jeden film składał się z ośmiu do dziesięciu szpul, które zakładało się później na dwa projektory. Filmy puszczano od wtorku do niedzieli, a poniedziałek był zawsze dniem wolnym. W każdą niedzielę o jedenastej były bajki dla dzieci. Przed każdym filmem oglądano kronikę filmową, a pod koniec lat 60. były nawet puszczane pierwsze reklamy z rzutnika na przeźroczach. Początkowo ekran był zdecydowanie mniejszy, panoramiczny wprowadzono dopiero latach 60. Ludzie bardzo chętnie chodzili do kina.

 


 

- Oprócz typowego kina, istniało również kino objazdowe, które odwiedzało okoliczne miejscowości. Seanse kina objazdowego odbywały się na wiejskich świetlicach m.in. w Chwałkowie, Krobi, zawsze najwięcej ludzi było w Pudliszkach. Kierowcą był Władek Mróz, a operatorami Staszek Jankowiak i Stefan Walczewski. Przez kilkadziesiąt lat poprzedniego ustroju, były organizowane festiwale filmu radzieckiego. Zakłady pracy wykupywały wtedy bilety na seanse i przekazywały je swoim pracownikom. Zdarzyła się nawet sytuacja, iż gospodarstwo rolne w Goli wykupiło wszystkie bilety, a do kina przyszły…dwie osoby! Pamiętam również pewnego kinomana z Goli, który przynajmniej raz w tygodniu przychodził na piechotę do kina i oglądał u nas film - dodaje. Kino jest dla pana Jerzego miejscem szczególnym, gdyż poznał tu również swoją przyszłą żonę Annę, która przez pewien czas pracowała tu jako bileterka. Pytamy, jak wspomina te wszystkie lata przepracowane w kinie? – Bardzo dobrze. Mimo iż praca była kiedyś zaliczana do prowadzonych w warunkach szkodliwych, ze względu na warunki, jakie panowały w kabinie: była uciążliwą dla oczu i z tego tytułu należał się za każdy przepracowany dzień 1 litr mleka i dodatkowe 50 groszy za każdą godzinę. W 1960 roku kino dawało prawie 500 seansów rocznie. W kolejnej dekadzie grało średnio 700-900 seansów rocznie.

Spore zainteresowanie publiczności seansami filmowymi potwierdza Seweryna Jarożek, która przepracowała w kinie 30 lat. – Zdarzało się, iż sprzedaż biletów w okienkach kasowych na niektóre seanse odbywała się pod czujnym okiem milicji, gdyż dochodziło wtedy do nerwowych sytuacji między kupującymi. Sprawdzano również pełnoletność osób wchodzących na seans - opowiada pani Seweryna. - Olbrzymią popularnością cieszyły się wtedy takie filmy jak „Pan Wołodyjowski”, komedie, westerny. Zdarzało się, iż kolejki przy kasach były tak duże, iż operatorzy musieli wchodzić do kina bocznym wejściem od podwórza, gdzie po schodach wchodziło się bezpośrednio do kabiny operatorskiej - wspomina z uśmiechem pan Jerzy Wujek.
W 1991 właścicielem „Nysy” została gmina Gostyń, która przekazała zarządzanie nim Gostyńskiemu Ośrodkowi Kultury „Hutnik”. Budynek kina został w latach 1999-2001 odremontowany nakładem samorządu gostyńskiego. Zakupiono nowy ekran, wyremontowano także salę kinową. Obiekt ocieplono i odnowiono elewację. Sala kinowa może pomieścić 200 osób. W maju 2005 roku ogłoszono konkurs na nazwę gostyńskiego kina. Wpłynęły 163 propozycje. Wybrano nazwę „Pod Kopułą”, odnoszącą się do wyglądu architektonicznego budynku. W następnym roku wykonano modernizację wyposażenia. Na początek zdemontowano stare projektory. Jeden z nich stoi w holu kina jako eksponat. W kabinie kinooperatora zamontowano najnowocześniejszy projektor niemieckiej firmy ERNEMAN wraz z oprzyrządowaniem.

W kolejnym etapie gostyńskie kino wzbogaciło się o nowoczesny procesor odczytu dźwięku, wymieniono też głośniki przez co poprawiła się jakość dźwięku. W roku 2010 zainstalowano ekran perełkowy, przez co jakość obrazu znacząco uległa poprawie. – Obecnie nasze kino w żaden sposób nie odbiega technicznie od tych w dużych miastach. Nikt już nie jeździ wózkiem po film na dworzec – śmieje się Piotr Balczyński, który obok Aleksandra Wojciechowskiego jest obecnie jednym z dwóch kinooperatorów gostyńskiego kina. – Filmy od dystrybutora przywozi kurier. Znajdują się one na dysku, z którego przegrywamy je później na nasz serwer. Aby uruchomić film, musimy otrzymać drogą mailową specjalny kod – klucz, który jest aktywny tylko na z góry określony czas puszczania danego filmu w naszym kinie. Jak podkreśla pan Piotr, film i kino zawsze były ważne w jego życiu. – Już od wczesnej młodości jestem prawdziwym kinomanem. Obowiązkowo 2 razy w tygodniu chodziłem do kina, byłem praktycznie na każdym filmie, który grano w Gostyniu. Na filmie „Wielka włóczęga”, w którym grał Louis de Funes byłem aż cztery razy! To były lata 70., pamiętam, iż w latach 80. prawdziwą furorę zrobił film „Wejście smoka” z Brucem Lee, kolejki po bilety były długie na kilkadziesiąt metrów i ciągnęły się od okienka biletowego, aż po drzwi wyjściowe z sali kinowej. Mimo mojej wielkiej miłości do filmu, nigdy nie myślałem, że zostanę kinooperatorem. Zawsze jednak marzyłem, aby znaleźć się po drugiej stronie, tam, w kabinie operatorskiej. Dziś mogę śmiało przyznać, iż moje marzenie się spełniło – opowiada Piotr Balczyński.

Po przekroczeniu progu gostyńskiego kina przenosimy się w magiczny świat kina, ale miejmy też świadomość, iż mamy do czynienia ze świadkiem wielu ważnych wydarzeń w naszym mieście. Duch historii jest tu obecny na każdym kroku, co bez wątpienia czyni ten budynek kinem „z duszą”.

Damian Marciniak
d.marciniak@zycie-gostynia.pl

Materiały źródłowe:
Zasoby gostyńskiego muzeum, „Historie gostyńskich kin” Robert Czub „Z dziejów ziemi gostyńskiej w latach 1945-1956” Mikołaj Kulczak, Rozmowy z mieszkańcami

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE