Internetowi oszuści najpierw sondowali ofiarę
W piątek, 13 sierpnia około godziny 9.00 do pana Marcina zadzwoniła nieznana osoba informując, że stał się przedmiotem śledztwa policji ponieważ ktoś sprzedał jego dane osobowe. Za całą sprawę miał stać pracownik banku, w którym mieszkaniec Gostynia ma konto, rzekomo działający w zmowie z przestępcami.
- Najpierw dostałem telefon z PKO, a ja w PKO nic nie mam. To ta osoba zapytała w jakim banku mam konto? Mówię, że w Santander i Pocztowy - opowiada mężczyzna.
Dziwnym trafem zaraz po zakończonej rozmowie ponownie odezwał się telefon, dodatkowo na wyświetlaczu smartfona pojawiła się nazwa banku, z którego korzysta pan Marcin. Po czasie, gdy zdał sobie sprawę, że padł ofiarą oszustów doszedł do wniosku, że pierwszy telefon miał na celu jego wysondowanie.
- Na początku, jak zobaczyłem nazwę, to byłem przekonany, że to jest bank. Pani prowadziła ze mną rozmowę, żebym podał swoje dane, bo trzeba odkręcić, że niby kredyt ktoś chciał zabrać. Myślałem, że to jest pracownica banku, skąd miałem wiedzieć, że nie. I też miała być w to już włączona policja z wydziału cyberprzestępczości. Później kazała mi zainstalować coś na telefonie, żeby mieć do niego dostęp - tłumaczy poszkodowany mężczyzna.
Dla potwierdzienia wiarygodności oszuści zaczęłi wysyłać SMS-y
Oprócz jej przebiegu z całej rozmowy przypomina sobie, że osoba pod drugiej stronie słuchawki miała obcy akcent, jego zdaniem rosyjski albo ukraiński. Dla potwierdzenia wiarygodności i nadania całej „akcji” jak największego stopnia legalności pan Marcin zaczął otrzymywać także SMS-y m.in.: „Anuluję przelew na kwotę 700 złotych skierowany do odbiorcy .... Zgłaszam na policję sprawę włamania na moje konto. Proszę włączyć autoryzację danych na moim koncie”.Mieszkaniec Gostynia przyznaje, że dał się „wkręcić” i podał wszystkie dane m.in. numer dowodu osobistego, PESEL, datę urodzenia, o które prosili oszuści. Łącznie z zainstalowaniem słynnej aplikacji AnyDesk, służącej przestępcom do zdalnego przejmowania telefonów. Wszystko według poleceń „pracownicy banku”.
- Sądziłem, że pomagam łapać przestępcę. Widziałem, że cały czas monitoruje mój telefon i mówili, że niby Santander ma dostęp do tego - tłumaczy oszukany mężczyzna.
Kilka razy próbowano wyłudzić kredyt na jego nazwisko
Dopiero po fakcie zorientował się, że stał ofiarą przestępstwa. Szybko zadzwonił na już właściwą infolinię i poinformował o sprawie bank.
- Powiedziano mi, że muszą jeszcze sprawdzić, czy nie przejęto mojego numeru logowania oraz hasła - dopowiada pan Marcin.
Oddzwoniła do niego już prawdziwa pracownica banku z pytaniem: „Czy nadal jest zainteresowany formularzem w sprawie kredytu gotówkowego?”. To ostatecznie potwierdziło przypuszczenia o włamaniu na konto.
Szczęśliwie nie zaciągnięto w jego imieniu żadnego kredtytu (chociaż dostał już 6 powiadomień, że próbowano). Być może jest to spowodowane faktem, że mężczyzna ma na koncie zajęcie komornicze i to uchroniło go przed staniem się ofiarę internetowych oszustów.
Sprawę zgłosił także na policję.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.