Zaskakujące dla samorządu powiatowego i - wydawałoby się dobre wieści, dotyczące przyznanej z KPO dotacji finansowej - odbijają się szerokim echem nie tylko w Gostyniu, ale też w całym powiecie. Chodzi o fundusze z Krajowego Planu Odbudowy na realizację projektu pn. ,,Modernizacja i dostosowanie pomieszczeń na potrzeby Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego oraz utworzenie Oddziału Geriatrycznego”. W zasięgu jest ponad 11 mln złotych.
Dyrekcja szpitala jest zainteresowana, ale modernizacja i rozbudowa ZOL-u wiążą się z likwidacją oddziałów noworodkowego i ginekologiczno-położniczego w powiatowym szpitalu w Gostyniu. To jest warunek otrzymania unijnego dofinansowana na rozpoczęcie rozbudowy ZOL-u.
Dyrekcja szpitala zamierza wygasić funkcjonowanie „porodówki”. Zarząd powiatu gostyńskiego jest zdesperowany, by skorzystać z „historycznej” szansy, sięgnąć po dofinansowanie i postawić na opiekę długoterminową w SP ZOZ w Gostyniu.
Poruszenie w związku z wygaszeniem "porodówki" w Gostyniu
- Nie ma planów likwidacji gostyńskiej porodówki. Chcemy ten oddział rozwijać - odpowiadał na sesji marcowej w 2024 roku włodarz powiatu na pytanie radnej gminnej Natalii Busz, które brzmiało: „czy w najbliższych tygodniach i miesiącach kobiety, które będą chciały rodzić w gostyńskim szpitalu jak najbardziej taką pomoc i opiekę otrzymają?”
Uzasadniona wydaje się zatem reakcja rajców, społeczeństwa, a także członków rady społecznej szpitala, którzy sprzeciwiają się realizacji inwestycji związanej z rozbudową ZOL-u, kiedy po ponad roku poinformowano o planach związanych z wygaszaniem funkcjonowania oddziałów - niektórzy poczuli się rozczarowani i oszukani. Chodzi tutaj między innymi o personel medyczny, o pielęgniarki i położne z oddziału ginekologiczno-położniczego. Okłamywane poczuły się też mieszkanki Gostynia, do których dotarła wieść, że za kilka miesięcy kobiety nie będą mogły rodzić w miejscowym szpitalu.
Jest takie poruszenie społeczne, że z mieszkańcami Gostynia od trzech dni nie rozmawiam o niczym innym. W sklepie, na ulicy nie rozmawiam o niczym innym i w tym urzędzie nie rozmawiam o niczym innym. Czekajmy na spotkanie radnych rady powiatu. Pójdziemy tam wszyscy. Może nie będziemy dużo mówić. Będziemy patrzeć. Myślę, że to wystarczy - stwierdził burmistrz Gostynia.
Emerytowana położna w sprawie likwidacji porodówki: przyszłam tutaj w akcie desperacji
Na sesji Rady Miejskiej w Gostyniu, która odbyła się 8 maja, o głos poprosiła Jolanta Rutkiewicz - emerytowana położna, która jest członkiem Rady Społecznej Szpitala w Gostyniu.
Przyszłam tutaj w dniu w akcie desperacji. (...) Czuję się oszukana, bezradna, ponieważ zapewnienia starostwa i dyrekcji [szpitala - przyp. red.], które miały miejsce rok temu mniej więcej, że nie ma woli zamykania oddziału ginekologiczno-położniczego, porodówki, wybrzmiały oficjalnie. Myśmy poszły również w akcie desperacji rok temu [na marcową sesję rady powiatu, wraz z radnymi Natalią Busz i Elżbietą Muszyńską - przyp. red], żeby dowiedzieć się oficjalnie, jakie są plany. Skoro zapewnienia wybrzmiały oficjalnie, to uważałam, że tak się też stanie, że porodówka przetrwa - mówiła działająca w Radzie Społecznej Szpitala.
Na emeryturze zaangażowała się do pracy w radzie społecznej, żeby mieć wgląd, ewentualnie argumenty, żeby uzyskać wiedzę, związaną z działaniami SP ZOZ. Podczas posiedzeń miała okazję obserwować działania dyrekcji i władz samorządu w kontekście szpitala. Uznała, że w ten sposób będzie mogła ewentualnie reagować na działania niezgodne z tym, o czym mówiono do społeczności przez rajców i dyrekcję.
Pseudogabinet zabiegowy i oddział "na kartonach"
Jolanta Rutkiewicz naświetlała radnym sytuację oddziału ginekologiczno-położniczego i noworodkowego w czasach pandemii oraz po ponownym uruchomieniu, by uświadomić słuchającym, co spowodowało zaangażowanie personelu w walkę o utrzymanie „porodówki”.
- Uważam że to, co było wstępnie zauważone, że oddział ginekologiczno-położniczy ulega od pewnego czasu destrukcji, trwa od 2022. W covidzie został zamknięty, ale już po uruchomieniu szpitala po pandemii, jako jedyny nie był otwierany jednocześnie z innymi. Były znaczne utrudnienia, dziwne tłumaczenia. Pod wielkim naciskiem, po dwóch, może nawet trzech bardzo trudnych sytuacjach, gdzie jednak mimo braku warunków do odbierania czy przyjmowania porodu, bo oddział był ”w kartonach”, udzieliliśmy tej pomocy. Kadra była i znaleźliśmy miejsce do porodu - na sali operacyjnej. W końcu, pod naszym naciskiem, dyrektor uległ i oświadczył, że otworzymy oddział. Wzięłyśmy się za mycie, sprzątanie, ustawianie, żeby być gotowym na to hasło, że już działamy. To wówczas dostałyśmy od kierownictwa naganę, połajanie, że nikt nam tego nie kazał robić. Oddział ginekologiczno-położniczy od zawsze mieścił się na dwóch poziomach. Na I piętrze był noworodkowy plus położnictwo, a drugie piętro bardzo okrojone, bez zaplecza socjalnego z 12 łóżkami. Ale jednak ginekologiczny spełniał swoją rolę, bo tam był dobrze urządzony gabinet zabiegowy i była duża sala, w której leżały panie ciężarne czekające na poród - około 7 łóżek i 2 sale dla pacjentek ginekologicznych. Natomiast położnictwo też miało 12 łóżek i komfortowy gabinet badań. Tak było przed pandemią. Jak uruchomiono oddział pod presją, 1 czerwca 2022 roku, to nie pozwolono nam wejść na drugie piętro, nie pozwolono nam korzystać z gabinetu zabiegowego - wspominała pokovidowe czasy emerytowana położna.
Wyjaśniła, że pseudogabinet stworzono w najmniejszym pomieszczeniu na oddziale, które wcześniej odgrywało rolę jednoosobowej dyżurki ordynatora. „Zabiegowy” ciasny, funkcjonował w warunkach uwłaczających - po otwarciu drzwi widniał fotel ginekologiczny.
Dyrekcja bez woli zmiany warunków "na porodówce" w Gostyniu?
Jolanta Rutkiewicz w wystąpieniu przed radnymi miejskimi zapewniała, że personel walczył o swoje, próbował - używając różnych argumentów - wpłynąć na dyrekcję szpitala, żeby przywrócić wcześniejsze warunki na oddziałach. Domagano się ponownego uruchomienia bardziej komfortowego gabinetu zabiegowego, który właściwie po pandemii stał pusty, podobnie jak inne sale. Jednak, jak twierdzi położna, nie było woli zmiany ze strony dyrekcji.
- Mieliśmy sytuację, gdzie pacjentki, których nie mogliśmy położyć z innymi, bo na przykład był ropień, kładliśmy na korytarzu. Nie było to dobre ani dla tej konkretnej pacjentki, ani dla personelu, ani też dla pozostałych. To miało chyba tak być. Bardzo szybko się zorientowałam, że trzeba działać - mówiła rozżalona Jolanta Rutkiewicz.
Oświadczyła, że podczas wizyty komisji z rady powiatu starosta sugerował, że ktoś z personelu się skarży na złą sytuację, a w urzędach przez to krążą plotki, że sytuacja jest groźna.
- De facto dowiedziałam się teraz, że ten oddział posiada 27 łóżek, a tak naprawdę, od tego 2021 roku funkcjonuje na 14 - 16 łóżkach, jak się dołoży kolejne - uzupełniła.
Położna stwierdziła, że personel lekarski był zniechęcony postawą dyrekcji, lekceważącym stosunkiem, brakiem zainteresowania normalnym funkcjonowaniem „porodówki”.
Dyrektor medyczny wchodził, przeprowadzał rozmowy, wprowadzał ludzi, robił jakieś konsultacje bez zapraszania do tego kierownika. Ewentualnie prosił oddziałową, która - nie wiem z jakiego powodu - sprzyja jak gdyby, tym działaniom destrukcyjnym - tłumaczyła emerytowana położna, podkreślając, że taka sytuacja wciąż trwa.
Przyznała, że kiedy dostała się do grona rady społecznej szpitala, może w pewien sposób wspierać oddział, może patrzeć dyrekcji i prowadzącym szpital na ręce, ewentualnie szybko reagować.
Tam od wielu lat nie było żadnych działań, a po pandemii, gdzie były przesuwane kartony, łóżka, sprzęty, to tym bardziej. (...) Odchodząc w 2023 roku na emeryturę, to było wyposażenie na przykład niektóre koce pamiętają początek mojej pracy, ja pracowałam prawie 42 lata - wyjaśniała Jolanta Rutkiewicz.
Jednak w tak opłakanym stanie, pod względem wyglądu, wyposażenia również, ginekologia i położnictwo nie miały szans konkurować z innymi oddziałami. Na kongresie kobiet, w którym brała udział, poznała starostę Szamotuł, jak najbardziej wspierającą „porodówkę” we własnym powiatowym szpitalu. Wpadła na pomysł, by zwiedzić szamoulską lecznicę.
- Chciałam znowu być lojalna. Załatwiałam to przez pana starostę. Otrzymałam zapewnienia, że pojedziemy. (...) Po powrocie z trzytygodniowej rehabilitacji, ciągnęłam wątek wizyty w Szamotułach. Rozmawiałam z nim 28 kwietnia. Starosta obiecał, że na konwencie starostów nas umówi na wizytę. Ale to był po prostu cynizm. Bo już było wiadomo, że będzie likwidacja oddziału - żaliła się położna.
Od momentu, kiedy syreksja SP ZOZ złożyła wniosek - jesienią 2024 r. - o pozyskanie dofinansowania z KPO, przedstawiano sytuację, jako wyjątkowo korzystną, gdyż bebedicjent mógł otrzymać 20 milionów. Jolanta Rutkiewicz przyznała, że ani radni, ani członkowie rady społecznej szpitala nie zdawali sobie sprawy z dealu - że jest warunek związany z likwidacją oddziałów.
- Mieliśmy pomyśleć, czy warto byłoby zmodernizować ZOL, zwiększyć ilość miejsc. (...) Ewentualnie jeszcze był pomysł, żeby w Grabonogu, w opuszczonym obiekcie stworzyć placówkę dla starszych pacjentów, wymagających długoterminowej opieki. Byłam w siódmym niebie. (...) Na ostatnim posiedzeniu rady społecznej szpitala, tak zadawaliśmy pytania, dotyczące wniosku o dofinansowanie i projektu restrukturyzacji, aż dyrektor w końcu powiedział, że wniosek na dofinansowanie był jeden, ten sam od początku, obowiązywały te same warunki. (...) Z tego co wiem, radni nie mieli również świadomości, że do tego były dołączone dokumenty, z którymi nie zostaliśmy zapoznani ani my w radzie społecznej, ani radni w powiecie. Nie wiedzieli, że powiązano to z likwidacją oddziału położniczo-ginekologicznego - naświetlała gminnym radnym sytuację Jolanta Rutkiewicz.
Członkowie rady społecznej dokumentów, w tym złożonego wniosku o dofinansowanie z pieniędzy unijnych, do rąk nie dostali, dyrektor przygotował na ten temat prezentację.
„Moja żona odbijała się od szpitala w Gostyniu, do kliniki w Poznaniu”
Po wystąpieniu położnej, która od 2023 roku przebywa na emeryturze, przy radnych wypowiedział się Przemysław Pawlak - nie, jako dyrektor biblioteki miejskiej, ale jako mieszkaniec, osoba prywatna, tata. Opowiedział o sytuacji sprzed lat, z zagrożoną ciążą.
Nie planowałem tego wystąpienia w żaden sposób, po prostu wypowiedź pani Jolanty Rutkiewicz i fakt, że udało się zebrać w mieście blisko 2400 podpisów sprzeciwu mieszkańców pod petycją o zaniechaniu działań związanych z likwidacją „porodówki”. Pani Jola wspomniała o tym, że po covidzie oddział ginekologiczno-położniczy nie został od razu uruchomiony. Personel istniał, sprzęt techniczny istniał od strony formalno-prawnej, nie wiem z jakich względów, oddział ginekologiczno-położniczy był zamknięty. To był czas wielkiego osobistego dramatu dla mnie i dla mojej rodziny - moja żona wtedy była z moim najmłodszym synem w zagrożonej ciąży. Moja żona odbijała się od szpitala w Gostyniu do Kliniki Położniczej w Poznaniu i z powrotem. I ten jeden z dwóch czy trzech przypadków, gdzie natychmiast zwoływano zespół i przyjmowano poród na sali operacyjnej, to był poród mojego najmłodszego syna, który urodził się dokładnie 8 maja i akurat dzisiaj są jego trzecie urodziny. To dziecko mogło przeżyć i moja żona też, dlatego że lekarze i zespół podjęli decyzję, być może na granicy prawa, że otwierają i ratują, ponieważ ani kobieta, ani dziecko nie przeżyliby transportu do innego szpitala. I teraz proszę sobie wyobrazić sytuację - likwidacja oddziału ginekologiczno-położniczego w Gostyniu sprawi, że wiele gostyńskich dzieci i matek zostanie postawionych pod ścianą i będzie istniało bezpośrednie, bardzo poważne zagrożenie dla życia i zdrowia. Pytanie brzmi: kto weźmie na swoje ręce, na swoje barki odpowiedzialność moralną za te wszystkie dramatyczne i tragiczne sytuacje które będą miały miejsce na terenie Gostynia i okolic w momencie, kiedy tego oddziału zabraknie? - zastanawiał się Przemysław Pawlak.
Czy to emocje poniosły burmistrza Kulaka w sprawie likwidacji pordówki w gostyńskim szpitalu?
Głos zabrał też burmistrz Gostynia, Jerzy Kulak. Podkreślił, że włodarze oraz rada miejska gostyńskiej gminy w ratuszu, w sali obrad wielokrotnie zajmowali się też sprawami z działalności innych samorządów, również powiatowego. I akurat w związku ze starostwem - jak zauważył - powstrzymywał się od ostrych komentarzy. Teraz osobiste przeżycia, obserwacje i emocje wzięły górę, ale burmistrz uznał, że w atmosferze społecznego oburzenia decyzjami powiatowych władz, może sobie na to pozowlić.
- Wiele razy gryzłem się w język przy omawianiu tematów, związanych z działalnością starostwa powiatowego. W tym momencie przestanę się gryźć się w język, bo uważam, że przelała się pewna kropla i nie zostawię w spokoju tematu szpitala, bo mój ojciec był lekarzem w tym szpitalu. Ja się tu wychowałem, a teraz mój ojciec jeździ po całej Wielkopolsce, bo tu nie ma miejsca dla lekarzy z Gostynia. Bardzo zależało mi na tym, żeby moje dzieci urodziły się w gostyńskim szpitalu. Zarówno moja córka,, jak i mój synek, Jędruś, też tutaj przyszli na świat. Byłem przy obu tych porodach i wszystko to, o czym mówiła tutaj pani Jola, widziałem na własne oczy. Lekarze oprowadzali mnie po tych przestrzeniach. (...) Dziś już wiem, że to było celowe działanie, aby tych porodów w Gostyniu było jak najmniej. Byliśmy zapewniani przez ostatnie trzy lata, że nie ma takich pomysłów na likwidację porodówki, ale jednocześnie w tym samym czasie nie robiono nic, żeby zwiększyć konkurencyjność i żeby zachęcać matki do rodzenia w Gostyniu. Teraz mówi nam się, że nie ma porodów, więc należy oddział zlikwidować - mówił Jerzy Kulak. - Postawienie na jednej szali, czy połączenie tematu rozwoju ZOL-u, z jednoczesną likwidacją porodówki, to już nie jest normalna sprawa. Ktoś podjął taką decyzję, w mojej ocenie jest ona błędna. Myślę, że będzie jeszcze w Gostyniu dyskusja na ten temat - dodał.
Obecni na sesji usłyszeli jak bardzo włodarz jest oburzony potraktowaniem radnych, które wybrały się rok temu na posiedzenie Rady powiatu Gostyńskiego interpelacją, by zarząd powiatu i dyrekcja SP ZOZ odstąpili od zamknięcia „porodówki”. Jerzy Kulak podejrzewa urzedników starostwa o kłamstwo.
- Ciężarnej kobiecie kazano 5 godzin czekać, żeby mogła się wypowiedzieć. Mam ogromny żal do ówczesnego przewodniczącego rady, nazywał się Walczak. Radna była w ciąży, a on kazał czekać, żeby mogła powiedzieć, tak, co ma do powiedzenia. To już był dla mnie sygnał, że coś jest chyba nie tak. (...) To prawdopodobnie już były złośliwości. Pani w ogóle została oskarżona o działalność polityczną, że kłamią i manipulują i próbują przed wyborami ludziom mówić nieprawdę. A dzisiaj się okazuje, że te panie mówiły prawdę, a kłamali urzędnicy starostwa. Starosta, tam był chyba członek z zarządu, przewodniczący rady. To oni wtedy mówili nieprawdę, albo zmienili zdanie. Jest jeszcze taka możliwość, że nagle trzy dni temu zmienili zdanie i do tego dojdziemy. Po narodzinach syna rozmawiałem osobiście ze starostą, mówiąc mu, co tam widziałem, co usłyszałem. Powiedziałem, że wydaje mi się, że tam są potrzebne po prostu remonty. Dostałem odpowiedź, że jeżeli będą jakieś potrzeby, to będzie to realizowane. Oczywiście nie wydarzyło się nic - grzmiał burmistrz Kulak.
Potwierdził wiadomości, przekazane wcześniej przez położną, gdyż sam - jak mówił - widział puste łóżka.
- Słyszałem też o wizycie komisji z powiatu. Słyszałem, jak przenoszą łóżka, żeby to wyglądało trochę lepiej, a potem jak komisja wyszła, to już galimatias był zrobiony z powrotem. Słuchajcie, to są rzeczy niewiarygodne i powinniśmy przestać udawać, że to nie jest problem. Byśmy okłamywani trzy lata temu, byśmy okłamywani rok temu, a po wyborach był konwent wójtów i burmistrzów w szpitalu. Byliśmy. Pytałem dyrektora, tak, jak burmistrz Daria Wyzuj, kobieta, młoda matka, czy jest pomysł, żeby zlikwidować „porodówkę”. Usłyszeliśmy, że nie. A jakie są potrzeby szpitalne? Okazało się, że tak naprawdę przydałaby się karetka transportowa, to jedyna potrzeba. Powiedzieli nam, że wyniki szpitala są w ogóle na plusie. Jak to dzisiaj wygląda, gdy stoi Robert Marcinkowski i mówi, że gminy nie pomagały szpitalowi? - zastanawiał się burmistrz Gostynia.
Burmistrz Gostynia: "Nie mówmy o dyrektorze SP ZOZ, jego już nie ma"
Podczas wypowiedzi na ostatnim posiedzeniu rady miejskiej Jerzy Kulak wielokrotnie zarzucał samorządowcom powiatowym cynizm, kłamstwo i manipulację.
Dyrektor szpitala odchodzi, wybrał inną pracę. Ale władze starostwa jeszcze są. I powinniśmy od nich wymagać podjęcia takich zgodnych z oczekiwaniami mieszkańców. (...) I dzisiaj pytania do radnych powiatowych (...): czy to jest ten kierunek zmian? A nie można przeprowadzić rzetelnej, otwartej dyskusji na ten temat? Musicie podejmować decyzje na kilkadziesiąt milionów złotych w ukryciu? Słyszę w ogóle, że jakaś sesja nadzwyczajna się odbędzie w najbliższych dniach, więc wiecie kiedy? Nie. Radni powiatowi wiedzą? Nie - grzmiał Jerzy Kulak.
Burmistrz Gostynia uważa, że w przypadku podejmowania kluczowych decyzji, kiedy mówi się o kilkudziesięciu milionach złotych, jak najbardziej należy postawić na rozwój gostyńskiego szpitala pod kątem osób starszych, jednak porodówka powinna w lecznicy pozostać.
- Usłyszałem, że powiat będzie wynajmował budynek, który zostanie wybudowany. Kilka tygodni temu na tej sali słyszeliśmy, że nie ma potrzeb lokalowych. (...) Byliśmy wprost okłamywani. (...) Zaproponowaliśmy bardzo korzystny dla powiatu wynajem pomieszczeń w budynku przy ulicy Wrocławskiej, bo uważamy, że to powiat gostyński powinien być administratorem całego budynku i robiliśmy wszystko, żeby urzędnicy starostwa mieli lepsze warunki do pracy. Usłyszeliśmy, że za droga propozycja (...) Dzisiaj samorząd powiatu analizuje wynajem pomieszczeń bez dojścia do własności - mówił Jerzy Kulak.
Według burmistrza Gostynia wiele spraw wymyka się powiatowym samorządowcom spod kontroli.
Uważam, że nad tym wszystkim nikt nie panuje. A kto powinien panować? Radni rady powiatu. Wybraliśmy ich rok temu i dzisiaj powinniśmy od nich oczekiwać przede wszystkim otwartej, rzetelnej dyskusji, czego nie ma. Mówienia prawdy, czego na przestrzeni ostatnich kilku lat też nie było. Dzisiaj państwo mówicie, że na linii gmina - powiat, dochodzi do jakichś niesnasek, konfliktów. Teraz widać dlaczego, bo jesteśmy notorycznie okłamywani, manipulowani i prawdopodobnie od samego początku nigdy nie było dobrych intencji - powiedział w wystąpieniu Jerzy Kulak.
Gostyński włodarz wierzy, że ktoś pójdzie po rozum do głowy, że zostanie przygotowana nowa wersja reorganizacji szpitala, modernizacji ZOL-u, przy jednoczesnym utrzymaniu położnictwa.
I może ktoś się zastanowi, czy naprawdę musimy ciągle opierać się na tej nieprawdzie, na tych manipulacjach, czy nie możemy wreszcie zacząć funkcjonować normalnie - wyraził nadzieję Jerzy Kulak.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.