Nasza Dycha w Gostyniu - „na dworze zimny kwiecień, w sercu gorący maj”
Start i meta w tym samym miejscu - czyli na stadionie miejskim w Gostyniu. Zawodników strzałem z pistoletu wypuścił starosta gostynski, Robert Marcinkowski - to też nie nowość. Trasa prowadząca ulicami miasta nie została zmieniona, zawodników - jak zawsze - prowadził po niej Maciej Peda w zabytkowym samochodzie. Organizator wiosennego święta biegaczy w Gostyniu również od dekady ten sam - GTS Citius. Mimo tego, podczas 10. edycji Naszej Dychy, panowała jakaś inna atmosfera. Jubileuszowa, odświętna. Poza tym, aura jak na koniec kwietnia była nietypowa - biegi odbyły się przy najniższej temperaturze powietrza w historii organizacji tego sportowego wydarzenia w Gostyniu. Cieplej było nawet w 2021 r., kiedy przez ograniczenia narzucone w okresie pandemii, Naszą Dychę zorganizowano w październiku.Zawodnicy, kibice i organizatorzy podeszli do tego pogodowego psikusa na przekór - „na dworze zimny kwiecień, w sercu gorący maj”. Humory dopisywały, kibice i zawodnicy nie żałowali sobie serdeczności, gorących braw i gratulacji. Uczestników też było sporo (o 100 zawodników więcej niżw 2023 r.), a wielu z nich pobiło swoje rekordy życiowe w ulubionych dyscyplinach sportowych: bieganiu lub nordic-walking.
- Na linii startu stanęły 282 osoby, co oznacza, że wracamy do liczby zawodników, która podnosi prestiż naszego wydarzenia. W ubiegym roku było mało biegaczy, bo 180 osób, to nie wyglądało dobrze. Limit jubileuszowej edycji Naszej Dychy wyznaczyliśmy na 300 zawodników, zatem listy były prawie pełne. Z tego się cieszymy, to jest fajne - powiedział Bogdan Paluszkiewicz z GTS Citius, pomysłodawca i koordynator imprezy.
Jedną z niespodzianek Naszej Dychy w Gostyniu był start "kijkarzy"
Kiedy ponad 280 zawodników z całej Polski, a także z Ukrainy i Kenii było gotowych do biegu głównego, rozpoczęło się odliczanie - nie mogło być inaczej - od 1 do 10. Po tym, jak padł strzał z pistoletu, na trasę wyruszył zabytkowy Studebaker Dictator Six z 1928 r. - typowa, amerykańska gangsterlimuzyna. Samochód po trasie biegu poruszał się z prędkością około 20 kilometrów na godzinę.Z okazji jubileuszowej edycji gostyńskiej "Dychy" organizatorzy przygotowali kilka niespodzianek, czym sprawili dużą radość zarówno biegaczom, jak i ... kijkarzom. Tak właśnie, gdyż po raz pierwszy umożliwiono start amatorom marszu z kijkami. Dla nich ulicami miasta wyznaczono pięciokilometrową trasę.
- Jesteśmy wdzięczne, że nordic walking pojawił się na takim wydarzeniu sportowym, jak Nasza Dycha Gostyń, że Bogdan Paluszkiewicz jako organizator, zobaczył potencjał wśród osób, które chodzą z kijami i w ten sposób umożliwił im start w tego typu rywalizacji sportowej - powiedziała Aldona Brycka-Jaskierska, instruktorka oraz liderka klubu Aktywne Nordic Walking Gostyń.
Aktywne panie z kijkami z Gostynia dość licznie obstawiły to duże sportowe wydarzenie. Historyczny, bo pierwszy marsz z kijkami w ramach Naszej Dychy, w kategorii kobiet wygrała Joanna Czerska. Przyznała, że na trasę wyruszyła wyluzowana, nie myśląc o rywalizacji i zwycięstwo było dla niej dużą niespodzianką.
- Pogoda nieudana, jest bardzo zimno, ale Aldona jako instruktorka motywowała nas po drodze. I dobrze, że tak było, bo miałam kryzys w pewnym momencie. Pokonałam 5 kilometrów w ciagu 41 minut. Nie jest to mój życiowy rekord, chociaż myślałam, że na twardej nawierzchni rozwinę większą prędkość. Ale różnie bywa i nie ma to znaczenia. Dałyśmy radę! - powiedziała na mecie Joanna Czerska.
Przyznała, że była bardzo dobrze przygotowana, podobnie jak jej koleżanki z Aktywne Nordic Walking Gostyń CZYTAJ TUTAJ. Dziewczyny spotykają sie raz w tygodniu, na parkingu przy ul. Polnej, by pokonywać trasy 5, 6 czy 8 kilometrów, a nawet dłuższe. Chodzą leśnym duktem, ale też po twardej nawierzchni, jeśli zdecydują sie wyjść na ulice Gostynia.
Jak się okazało, podczas 10. edycji Naszej Dychy nie tylko "Aktywne" skorzystały z możliwości startu w nordic walking. Znakomicie na dystansie 5 kilometrów poradziły sobie "Kijowe babki z Borku Wlkp.". W klubie mają 20 pań, jednak na zawody do Gostynia przyjechała ekipa siedmioosobowa. Kobiety nie narzekały na warunki atmosferyczne. Stwierdziły, że pogoda im sprzyjała, gdyż "im chłodniej tym lepiej". Gorzej było pod innym względem.
- Nie szło nam się wygodnie po twardej nawierzchni, po asfalcie. Jesteśmy nauczone do treningów po leśnych ścieżkach, ale do mety dotarłyśmy. Na kondycję też nie możemy narzekać. Trenujemy rekreacyjnie przynajmniej raz w tygodniu, więc do imprezy w Gostyniu byłyśmy bardzo dobrze przygotowane - mówiły "kijkarki" po przekroczeniu linii mety.
Na trasie biegu Nasza Dycha
Żeby pobić rekord Naszej Dychy biegnący zawodnicy musieliby zmieścić się w minimalnym czasie 29 minut 35 sekund. Tymczasem tuż przed upływem 30 minut na stadionie miejskim w Gostyniu pojawił się pilotujący samochód, a tuż za nim fantastycznie finiszujący (jak nigdy dotąd) zawodnik z Ukrainy Dmytro Didovodiuk oraz Lanan Cheruiyot z Kenii. Trzeci na mecie był Polak - Szymon Dorożyński z klubu Politechniki Opolskiej.Najszybszym mieszkańcem powiatu gostyńskiego w bieganiu „na dychę” okazał się Łukasz Kaczmarek. Pokonał trasę w ciągu 37 minut i 37 sekund.
- W biegach ulicami Gostynia wystartowałem po raz drugi. Jakoś specjalnie do tych zawodów nie musiałem się przygotowywać. Zrobiłem swój nowy rekord życiowy w bieganiu na 10 kilometrów. Pogoda, mimo że jest bardzo zimno, jak na kwiecień, sprzyja bieganiu. Trochę przeszkadza wiatr, ale wszystkiego nie można mieć - skomentował po osiągnięciu linii mety.
Pierwszą kobietą, kóra pojawiła się na mecie była Kenijka Mercy Chemutai. Do pobicia rekordu w kategorii open kobiet zabrakło jej 4 sekund.
Na podium Naszej Dychy
Wyjątkowym punktem programu było również wręczenie „podwójnie jubileuszowych” pamiątkowych medali. W tym roku mija 25 lat od powrotu powiatu gostyńskiego na mapę administracyjną Polski. Z tej okazji samorząd powiatowy ufundował 25 okolicznościowych medali dla 25 biegaczy z powiatu gostyńskiego - wręczono je zawodnikom i zawodniczkom, którzy w klasyfikacji open zajęli miejsca od 1 do 12.Pierwszy na podium stanął Robert Malewicz - osoba z niepełnosprawnością, coroczny uczestnik biegu, który dzielnie rywalizuje ze sprawnymi zawodnikami, przemierzając ulice Gostynia na specjalnie przygotowanym wózku. Za niesłabnącą wolę walki w biegu Nasza Dycha otrzymał specjalny, jubileuszowy puchar.
Gość honorowy, Barbara Bakulin (Kobzda) – jedyna olimpijka z Gostynia, która wystartowała w biegach w Monachium w 1972 r., miała okazję po raz pierwszy w historii Naszej Dychy zakładać medale - niektórzy zawodnicy pojawiający się na mecie, wpadali wprost w jej ręce.
- Jest świetnie, nie zawsze musi paść rekord. Fantastyczne jest to, że jest tak duży przekrój wiekowy wśród zawodników. Bardzo rzadko tak się dzieje, że rekord zostaje pobity. Na to składa się wiele czynników. Nie mówię o kondycji, treningach, zdrowiu, ale ma na to wpływ także pogoda. Dziś nie jest najlepsza - 10 - 12 stopni Celsjusza już byłoby idealnie. Dla biegaczy to jest różnica. Dlaczego wszelkie zawody i olimpiady lekkoatletyczne odbywają się latem, a nie zimą? Ciepło decyduje o wynikach, więc podziwiam zawodników, którzy dzisiaj stanęli na starcie, podziwiam, że ci ludzie to wytrzymali. Nie wierzę, że doskonale przygotowali się na taką aurę, ale spisują się dzielnie, zwłaszcza ci, którzy trenują okazjonalnie - komentowała postawę biegaczy.
Barbara Bakulin, która w imprezie biegowej wzięła udział po raz pierwszy, zadeklarowała, że częściej będzie zaglądała na tego rodzaju zawody w Gostyniu. Do młodzieży ma specjalny apel.
- Trenujmy, ruszajmy się, biegajmy chociażby po to, żeby uciec od wirtualnej i cyfrowej rzeczywistości. Kiedy jeszcze biegałam, na drodze sportowej kariery spotkałam męża, również lekkoatletę. Gdyby nie to, że byliśmy razem, nie doszłabym do tego miejsca, w którym byłam. Trenowałam z nim. W 1971 roku osiągnęłam takie wyniki, że zauważył to trener kadry narodowej. Od tego czasu się zaczęło. Przez 6 pełnych lat reprezentowałam Polskę na zawodach. Nie udała nam się olimpiada w 1976 roku, miałyśmy bardzo dobry wynik w sztafecie, drugi w świecie, ale niezależne od nas czynniki zdecydowały, że nie pojechałyśmy do Montrealu, ale nie żałuję niczego - mówiła Barbara Bakulin (Kobzda).
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.