Po szumnych zapowiedziach wprowadzenia tzw. piątki dla zwierząt, rządzący po raz kolejny w ostatnich latach wycofali się z procedowania ustawy, która miała doprowadzić do zmian m.in. w zakresie zakresie ochrony praw zwierząt. Ale czy tak do końca? Już mówi się o "nowej piątce", w której ponownie miałyby się znaleźć zapisy w kwestii najbardziej "bijącej po kiszeniach" polskich rolników, czyli zakazy uboju rytualnego.
Na temat tzw. „piątki dla zwierząt”, jej zapisów oraz wpływu na sytuację rolników rozmawiamy z Piotrem Jańczakiem, radnym gminy Poniec, członkiem Izby Rolniczej w Gostyniu a prywatnie właścicielem stada bydła mięsnego w Rokosowie.
Na Facebooku widać, że aktywnie uczestniczy pan w ostatnich protestach rolniczych, i to nie tylko na naszym terenie, ale jeździ pan także do Warszawy. Z czego to wynika - ze zwykłej solidarności ze środowiskiem, czy „piątka” też pana dotyka?
Częściowo - mam 120 sztuk bydła mięsnego, ale też solidaryzuję się z innymi rolnikami.
Skoro tak, to którego z zapisów się pan najbardziej obawia, który bezpośrednio wpływa na pana działalność?
Na pewno ten odnoszący się do wprowadzenia zakazu uboju rytualnego, bo przez to cena bydła „poleci” w dół. Druga rzecz dotyczy utylizacji padłych zwierząt, które też chcą nam zmienić. Mało, że rolnik straci zwierzę, o które dba, za którym chodzi, hoduje, to będzie musiał zapłacić za jego utylizację, i to niemałe pieniędzy. A jeżeli do tego norki „wylecą” [zapis mówiący o całkowitym zakazie hodowli zwierząt futerkowych w Polsce - przyp. red], bo do nich pokarm z padłych zwierząt głównie trafia, to już w ogóle. Więc to jest wszystko razem powiązane, cała „piątka”.
Jeszcze coś pana niepokoi?
Poza ekonomią, to te tzw. kontrole przez stowarzyszenia prozwierzęce, którymi mamy podlegać. Dla mnie to jest śmiech na sali. Rolnicy są już kontrolowani na bieżąco przez powiatową weterynarię, a nie będzie mi ktoś chodził po oborze, kto nie ma o tym zielonego pojęcia. Dzisiaj powiatowy inspektorat weterynarii jest w stanie, w jakim jest, brak im środków na wszystko, ludzi do pracy. Ja twierdzę: nie lepiej tam włożyć jakiekolwiek pieniądze i przygotować odpowiednio służby weterynaryjne? To jest śmieszne, że traktują nas rolników jak bandytów. Czy ja trzymam zwierzęta po to, żeby je zagłodzić? Nie, po to, żeby miały dobrze, żeby rosły, żeby wszystko było tak, jak powinno być.
Całość wywiadu znajdziesz w aktualnym wydaniu "Życia Gostynia".
Komentarz
Leszek Hądzlik, prezydent Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka
Jako rolnicy byliśmy za tym, żeby zdecydowanie całą „piątkę dla zwierząt” odrzucić, bo to jest bubel ustawodawczy. Tym, co nas bezpośrednio dotyczy, jest zapis odnośnie zakazu rytualnego uboju bydła. Jak pokazał kryzys z lat 2013 - 2014 jest to niesamowicie cenotwórcze, mówię o halalu i koszernym uboju, i ma wpływ na ocenę i wartość pozostałych grup bydła. Wtedy ceny spadły o około 30%, 1,5 - 2 zł na kilogramie przy cenach kształtujących się na poziome 6 - 7,5 zł - łatwo sobie wyliczyć, jakie to są straty. W przypadku bydła koszernego, z którego żyją producenci bydła mięsnego to jest 1000 - 1500 zł na sztuce. Ale zakaz wpływa na kondycję całej branży, bo im lepiej jest sprzedawane bydło mięsne, tym więcej zyskują inne grupy. Trzeba podkreślić, że z bydła mlecznego bardzo dużo mięsa idzie do wędlin, szczególnie w Stanach Zjednoczonych bardzo ceniony jest ten rodzaj mięsa. Więc jeżeli problemy mają rolnicy zajmujący się produkcją bydła mięsnego, to tracą wszyscy hodowcy. Zwyczajnie cena spada. To nie jest nasz wymysł, tylko coś, co możemy przewidzieć, czego żeśmy doświadczyli i czego się boimy.
Osobiście jeszcze nie zauważyłem negatywnych skutków, ale to można wyjaśniać „poślizgiem” w reakcji rynku. Natomiast są już reperkusje tego typu, że hodowcy, którzy między sobą kupowali nadmiar byczków czy jałóweczek, teraz wstrzymują się ze skupem. To już daje się zauważyć.
Co do samego uboju rytualnego, to 40% bydła eksportowanego jest w taki sposób ubijane. Uważam, że jest to jedna z bardziej humanitarnych metod, ponieważ miarą stresu u zwierząt jest wodnistość mięsa, a ja miałem do czynienia z przetwórstwem mięsnym i absolutnie nic na to nie wskazywało. Wręcz odwrotnie, mówiono, że przy ogłuszaniu jest porażenie nerwowe i okres, kiedy zwierzę jest świadome, jest o wiele dłuższy.