Pani Natalia mieszka z dwójką swoich synów na jednym z gostyńskich osiedli. Ze względu na sytuacje rodzinną, przeprowadziła się tu z sąsiedniego powiatu pięć miesięcy temu. Miało być lepiej. Nie jest, bo warunki, do jakich trafiła, nasiliły astmę oskrzelową jej syna Patryka. Lekarstwa nie pomagają, a ból głowy towarzyszy wszystkim członkom rodziny.
Kobieta jest bezsilna. Utrzymuje się z ośrodka pomocy społecznej, miesięcznie około 1400 złotych przeznacza na czynsz. Pomocy szukała w różnych instytucjach, gazetach. - Gdy pada deszcz, woda leje mi się do domu z okna balkonowego. Wychodzi pleśń, robaki. To jest masakra. Syn co chwilę ma problem z zatokami, miesięcznie płacę 400-500 złotych na jego leki. Nic nie skutkuje. Są robaki, mieszkam z nimi – mówi pani Natalia. Do mieszkania na ostatnim piętrze bloku trafiła szybko. Oferta była dobra, bo bezkaucyjna. Problemy zaczęły się potem. - Z takim robakiem mam mieszkać? Dywan śmierdzi, woda leje się z góry. Dziecko ma w tym siedzieć? Ma tu mieszkać?- pyta.
Najstarszy, prawie pełnoletni syn pani Natalii mieszka ze swoją babcią. Dwóch zostało z mamą. Kobieta nie zmieni mieszkania, ponieważ – nie stać ją na wymaganą wszędzie kaucję. - Co chwilę chodzę z synem do lekarza. To zapalenie gardła, duszności, angina ropna, zatoki zawalone. Rano wstaje – boli go głowa. Mnie też zaczyna. Całą zimę miałam otwarte okno. Cały czas mam. W kurtce siedzę – mówi rozżalona. Kobieta ma żal do opieki społecznej, chciałaby mieszkanie „bez grzyba na ścianach”.
Sugerowano jej przeprowadzkę do Bonifraterskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej, odmówiła. - Nie zrobię tego swoim dzieciom – stwierdziła. Na propozycję skontaktowania się z ośrodkiem pomocy społecznej również patrzy dosyć sceptycznie.
Artykuł znajdziesz w bieżącym Zyciu Gostynia.