Kim jest Łukasz Supergan, który przyjechał do Gostynia?
Ukończył ochronę środowiska, gdyż planował robić oceny oddziaływania inwestycji na środowisko. Szybko odkrył, że woli pracę w organizacji pozarządowej, a po kilku latach zaczął podróżować, zamieniając poznawanie świata na coś w rodzaju etatu. Uznawany za jednego z najsłynniejszych polskich eksploratorów, nazywany jest też człowiekiem - instytucją
- Niektórzy nazywają mnie podróżnikiem, choć sam się tak nie przedstawiam. Wolę mówić, że jestem człowiekiem, który spełnia swoje marzenia, nie dbając czy pasuje do jakiejkolwiek definicji. Moją pasją są długodystansowe wyprawy, podczas których pokonuję setki lub tysiące kilometrów, zazwyczaj samotnie - napisał o sobie na platformie internetowej.
W latach 2010-2012 objechał dookoła kontynent azjatycki. Od kilkunastu lat realizuje wyprawy długodystansowe, które zaczął od przejścia Łuku Karpat w 2004 roku. Przemaszerował 4000 km przez kilka krajów Europy, przeszedł Iran z północy na południe, dokonał letniego i zimowego trawersu Islandii, pustyni Izraela i Palestyny. Z wędrowania uczynił sposób poznawania świata - tak w skrócie przedstawiają go platformy internetowe.
Jesienny "rozkład jazdy" zaprowadził podróżnika do gostyńskiego kina
Gostyń znalazł się w rozkładzie jazdy jesiennej trasy „spotkań na żywo” Łukasza Supergana z miłośnikami podróży - bliskich i dalekich. W kinie "Pod kopułą" w Gostyniu podróżnik opowiedział o swej zimowej wyprawie przez wyspę lodu i wiatru - ze wschodu na zachód, prezentując film „Biała cisza. Zimowy trawers Islandii”.Do zimowej wyprawy na tę wyspę Łukasza Supergana natchnęło przejście Islandii latem 2016 roku. Wielka pustka wypełniająca ogromne, wulkaniczne wyżyny była dla podróżnika z jednej strony wyzwaniem, a z drugiej – wspaniałym miejscem do wędrówki i spotkania się twarzą w twarz, w samotności, z surową, arktyczną przyrodą.
- Jeszcze podczas letniego przejścia wyobrażałem sobie, jak musi wyglądać to miejsce zimą. Tam powstał projekt przejścia Islandii w środku zimy, samotnie i na nartach - wyjaśniał.
Zimowy travers Islandii przedstawiony w Gostyniu
Bo go zrealizować na wyspę dotarł ponownie w styczniu 2020 roku i zaczął wyprawę w Seydisfjordur, na wschodnim wybrzeżu, kierując się ku wyżynom. Był zupełnie znechęcony...
- Jestem w tej chwili na brzegu, temperatura jest około 0 stopni Celsjusza, pada gęsty śnieg, więc w takim momencie muszę zacząć całą te wyprawę i wszystko to powoduje, że jestem tak naprawdę kompletnie zniechęcony do czegokolwiek. Nie mam w tym momencie jeszcze bagażu. Całe moje sanie, sprzęt narciarski - wszystko to zostało w mieście, 20 kilometrów od brzegu. A to, co muszę zrobić - to z brzegu z lekkim plecakiem dostać się do najbliższego miasta Egilsstaðir i odebrać całe moje wyposażenie - rozpoczął opowieść Łukasz Supergan.
Wyposażenie podróżnika stanowiły 50-kilogramowe sanie, na nich mieścił się cały zapas jedzenia i sprzęt, do tego narty i kije. Całość musiał przetransportować w głąb Islandii. Do tego użył specjalnie skonstruowanego wózka - przywiezionego na Islandię w częściach. Całe popołudnie poświęcił na składanie „środka transportu” dla bagażu, a jego pakowanie przypominało składanie puzzli.
Robił to jeszcze w miejscu, gdzie można było zauważyć oznaki cywilizacji. Przejście przez jezioro Lagarfljót było końcówką wysiłku podróżnika wewnątrz cywilizacji.
Pożegnanie z cywilizacją
Kiedy znalazł się po jego drugiej stronie, stanął na drodze prowadzącej na wyżyny. Początkowo szedł bardzo rzadko uczęszczaną, asfaltową drogą, holując sanie. Po 3 dniach dotarł na islandzkie wyżyny (ogromny płaskowyż, który wypełnia całe wnętrze Islandii), to oznaczało koniec cywilizacji.
- Jeśli mówimy o pustkowiu wewnątrz Islandii, to ono stanowi ponad 80% tego kraju. Ludzie mieszkają poza nim, tam w środku nie ma nikogo, a moja droga ma prowadzić właśnie do wnętrza tego pustkowia - opowiadał podróżnik w Gostyniu, pokazując zdjęcia i kadry z filmu.
Przez pierwsze dni trasa polegała na wymijaniu kilku rzek, by dostać się pod duży wulkan, znajdujący się we wschodniej części kraju. Wtedy właśnie porzucił wózek na kółkach, na nogach Łukasza pojawiły się narty, na śniegu „wylądowały” sanie.
- Zaczyna się wędrówka już w prawdziwie pustej scenerii. Tutaj wszystko się zmienia, od tego momentu praktycznie nie spotykam cywilizacji, mam tylko siebie, swój ładunek. Dookoła mnie jest kompletnie otwarta przestrzeń. Myślę, że to jest coś, czego w Polsce nie mamy szans doświadczyć. Ta przestrzeń jest rzeczywiście ogromna, aż po horyzont jest jedna wielka biel. Tylko ja i mój ładunek - opowiadał podróżnik.
Wolność i swoboda, jednostajność i monotonia. Słońce sprawiało, że... nie nudził się
W zasadzie miał zupełną wolność, jeśli chodzi o wybór kierunku, gdyż nie były widoczne ślady żadnych ścieżek, dróg. Wcześniej wyznaczył sobie trasę, wiedział jak się przemieszczać chociażby za pomocą GPS.
- Ale w tym momencie nic mnie nie ograniczało, mogłem obrać dowolny kierunek i udać się w dowolną stronę - mówił Łukasz Supergan.
Jedni tego rodzaju wędrówkę mogliby uznać za kompletnie jednostajną, gdyż podróżnik rzeczywiście znajdował się „w pustce”.
- Dla mnie ona nie była nudna. Ten teren, chociaż mało urozmaicony, momentami był niesamowicie piękny, zwłaszcza, kiedy słońce zaczyna zachodzić, czyli około godziny 16.00. Zachód rozpoczyna się jednak 3 godziny wcześniej i słońce, wędrujące zimą nisko nad Islandią, bardzo, bardzo powoli zapada za horyzont. To powodowało, że przez 2 godziny cały krajobraz dookoła oświetlony był czerwono-pomarańczowym światłem, które świecąc bardzo nisko, tak z boku, wydobywało każdy szczegół, detal, nierówność, "zmarszczkę" ze śniegu - opisywał swoje wrażenia wędrowiec z Polski.
Po zachodzie słońca przez pewien czas Łukasz szedł w półmroku, po czym zapadała kompletna ciemność. Nie przerywał jednak wędrówki i szedł dalej wcześniej wyznaczoną trasą, w kompletnie pustym krajobrazie - mniej więcej 4 godziny.
- To stało się taką rutyną podczas mojej podróży. Chcąc przejść jak najwięcej każdego dnia, zaczynałem o świcie, a kończyłem mój marsz długo po zapadnięciu zmroku - mówił.
Poszukiwanie przepraw mostowych przez rzeki i przeprawy przez głęboki kanion - to powodowało, że trasa Łukasza przez Islandię była poskręcana.
- W samej dolinie można spotkać ostatni ślad człowieka. Tym śladem były rozległe pastwiska i fantastyczne islandzkie konie - niskie, małe a jednocześnie wytrzymałe na mróz - opowiadał Łukasz Supergan.
36 dni i 800 kilometrów. Koniec przy latarni morskiej
Idąc częściowo swoimi śladami sprzed 3,5 roku, Łukasz Supergan dotarł do wnętrza kraju. Przechodził podnóżami wielkich lodowców, często dolinami wśród wzgórz, przecinał duże rzeki i łańcuchy górskie.
- To powodowało, że krajobraz powoli przesuwał się dookoła i był jednak zmienny. To nie była jednostajna płaska pustka, taka biel. W tych wzgórzach, górach, które oświetlane były słońcem, pojawiały się niesamowite zjawiska. Podobne przynosiły chmury, gromadzące się nad lodowcami - przekonywał Łukasz Supergan słuchaczy z Gostynia.
Przez kilka dni wyprawy towarzyszyły mu silne wiatry i śnieżyce, z których jedna okazała się potężnym sztormem. Warunki były bardzo zmienne: kilkudniowa odwilż zamieniła znaczne obszary śniegu w lodową skorupę, na obrzeżach interioru śnieg odsłaniał skały i żwir, zmuszając wędrowca z Polski do kluczenia wśród pól lawy i głazów. Przez 4 tygodnie przeszedł jednak wyżyny Islandii do ich zachodniej granicy. Ostatnich kilka dni zajęło dotarcie do wybrzeża oraz przejście półwyspu Snaeffelsnes. Po 36 dniach i 800 km na nartach oraz pieszo, Łukasz Supergan zakończył zimowy trawers Islandii na przylądku Öndverdarnes, przy niewielkiej latarni morskiej, za którą był już tylko ocean. Radości nie było końca, były łzy szczęścia. To prawdopodobnie jedyne przejście Islandii w tym kierunku, zakończone w okresie kalendarzowej zimy.
Koszty podóży - tego tematu się obawiał
Słuchacze z Gostynia chcieli wiedzieć, jak podróżnik się odżywiał w zimowych, często ekstremalnych warunkach.
- Dzień oznacza takie regularne, trochę rutynowe dokarmianie się. Każdy postój to jest jakikolwiek posiłek. Robienie postoju po 2 godzinach i sięgnięcie po czekoladę też jest ważne, by zapewnić sobie stały dopływ kalorii. Największy posiłek, jaki jadłem to posiłek wieczorny, przygotowywany na bazie suszonych próżniowo produktów. Dorzucam do niego swoje produkty, co sprawia, że jest bardziej kaloryczny i bogatszy. W sumie każdego dnia mam około kilograma jedzenia. Kluczowe jest to, by było ono urozmaicone, w warunkach zimowych zawierało więcej tłuszczu (...) - wyjaśniał Łukasz Supergan, który na całą wyprawę miał około 28 kg pożywienia.
Pytano również, czy spotkał jakiekolwiek zwierzęta. Okazało się, że nie, gdyż wnętrze Islandii jest bardzo ubogie w organizmy żywe - zwierzęta czy rośliny.
- Latem w głębi Islandii było trochę zieleni, ale nawet ona skupia się wzdłuż rzek - trawy, krzewy. A wystarczyło wyjść 50 metrów ponad poziom doliny rzecznej i krajobraz od razu stawał się pustynią, zimną, kamienistą. Tam nie może być gryzoni, ponieważ nie miałyby co jeść, nie może być też dużych zwierząt, które również nie miałyby pożywienia. Zaskoczeniem było dla mnie, że w ogóle w głębi kraju spotkałem ptaki, zawiane przez silny wiatr - odpowiedział podróżnik.
Kiedy jeden ze słuchaczy zapytał podróżnika o "koszty podróży", ten przyznał otwarcie, że spodziewał się a jednocześnie obawiał się tego pytania. Jednak to tylko pozry, gdyż podał wszystko ze szczegółami. Finansowo zimowa wyprawa przez Islandię kosztowała Łukasza Supergana 15 tys. zł, w tym wliczone są koszty nabytego wcześniej wyposażenia: nowego namiotu, sań oraz sprzętu narciarskiego.
- Teraz, nie licząc kosztów sprzętu, który już mam, musiałbym zapłacić za transport na Islandię i transport wewnątrz kraju. Pożywienie jest najdroższym elementem w budżecie, to wszystko aktualnie zamknęłoby się w kwocie 7-8 tysięcy złotych - tłumaczył podróżnik zaciekawionym słuchaczom.
źródło www.lukaszsupergan.com
Jak było na spotkaniu z Moniką Witkowską? KLIKNIJ w obrazek
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.