Pobrali się w towarzystwie pracownika urzędu i świadków. Łącznie - pięć osób. Nie było kapeli, gości i imprezy do białego rana. Po ceremonii wrócili do domu, otworzyli szampana i zjedli tort. - Nie chcieliśmy przekładać daty naszego ślubu, bo była ona dla nas ważna - mówi pochodząca z Pudliszek Klaudia. Gdy stawała się żoną, miała na sobie białą suknię i maseczkę ochronną. Nie było przy niej rodziców, ale zapowiada, że jeszcze będą mieli okazję być świadkami tak ważnej chwili. Trzeba poczekać, aż sytuacja w Polsce się uspokoi.
Klaudia i Adrian wzięli ślub 17 kwietnia w Pałacu ślubów w Puszczykowie. Towarzyszył im urzędnik oraz świadkowie - tata i matka chrzestna pana młodego. Wszyscy ubrani w maseczki. Warunkiem był brak jakiegokolwiek przeziębienia, a wszyscy obecni musieliśmy być „z jednego gospodarstwa domowego”. Po ceremonii zaślubin na ogrodzie zorganizowali małe przyjęcie. Towarzyszyli im tylko domownicy. Był tort, szampan i późna kolacja.
- Moich rodziców niestety nie było z nami, co było bardzo przykre, ale musiałam dać radę. Im również było bardzo trudno. Przed pójściem do urzędu rozmawialiśmy za pośrednictwem Messengera, bo chcieli nas zobaczyć. Oczywiście się popłakali... - wspomina Klaudia Wieczorek.
Podczas ceremonii parze towarzyszył stres, związany z ważnym wydarzeniem, jednak nie był on spotęgowany ilością gości, czy aparatów. W związku z pandemią, ślub trwał krócej, niż normalnie. Klaudia miała na sobie białą sukienkę, chociaż nie była to „ta wymarzona”, bo nie pozwalał na to brzuszek ciążowy.
- W tym momencie maleństwo jest najważniejsze. Jeszcze będzie okazja założyć wymarzoną sukienkę, bo na wrzesień planujemy wziąć ślub kościelny. Połączymy go z chrzcinami córeczki, która za dwa miesiące będzie już z nami - mówi Klaudia Wieczorek.
Ma nadzieję, że z planów nie trzeba będzie zrezygnować.
- Na pewno nikt nie będzie miała takich wspomnień, jak my - mówi, szukając pozytywnej strony sytuacji.