reklama

Kto zgubił wózek dziecięcy? Kto telefon?

Opublikowano:
Autor:

Kto zgubił wózek dziecięcy? Kto telefon? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 7/2016 Życia Gostynia

Czapka, para skarpet, szal, ręcznik, szampon do włosów, antyperspirant, dezodorant, szczoteczka i pasta do zębów, maszynka do golenia, urządzenie elektroniczne - taki oto zestaw znaleziono w plecaku z rzeczami osobistymi koloru czarno-szarego, 13 lutego 2010 roku w gostyńskim szpitalu. Gdzie trafiają rzeczy, które ktoś zgubi? Najczęściej na policję. Ale co dalej się z nimi dzieje? Czy ktoś ich szuka? Gdzie są przechowywane?

Kołpaki, hantle, klucze

Niewiele osób pewnie wie, że Biuro Rzeczy Znalezionych działa w gostyńskim starostwie powiatowym. Prowadzą je urzędnicy wydziału oświaty. A znajdowane są naprawdę przeróżne przedmioty. Najwięcej jest kluczy różnego rodzaju, telefonów komórkowych, rowerów i ich części. Są jednak ciekawostki – wózek dziecięcy, który znaleziono na terenie jednego z gostyńskich gimnazjów, kołpaki samochodowe – komplet, czyli cztery sztuki, także pieniądze i hantel z gryfem i zaciskiem koloru srebrnego i czterema krążkami o wadze kilograma koloru czarnego.

Szukają właścicieli

Najczęściej gubimy rzeczy na ulicy, na parkingach przy bankach, na gostyńskim rynku, ale też w autobusie komunikacji miejskiej. Co ciekawe, wszystkie przedmioty, które trafiły do biura rzeczy, znaleziono w Gostyniu. Czyżby w innych miejscowościach powiatu nic nie ginęło? – Jeśli ktoś znajdzie przedmiot, zastanawia się, co z nim zrobić. Z naszych obserwacji wynika, że osoba taka najczęściej wędruje na komendę policji i tam zostawia znalezisko. Policja podejmuje działania zmierzające do odnalezienia właściciela. Jeśli to się nie udaje, zgodnie z obowiązującymi przepisami, przekazuje rzecz staroście, czyli służby przekazują ją nam za pomocą stosownego protokołu – wyjaśnia Marek Smektała, naczelnik wydziału oświaty i spraw społecznych. Pierwsze zadanie urzędników, to oszacowanie wartości przedmiotu. Niedawno zmieniona ustawa mówi, że

jeżeli coś jest warte do 100 zł (nie dotyczy to dokumentów, archiwaliów, zabytków, rzeczy szczególnych takich, jak amunicja, sprzęt wojskowy, czy policyjny) starostwo może odmówić jej przyjęcia. Natomiast wszystko to, co ma wartość powyżej 100 zł musi być przyjęte, należy zapewnić rzeczy właściwy sposób przechowywania. Ustawa mówi też o tym, jakie procedury należy podjąć, aby doprowadzić do najlepszego rozwiązania sprawy, czyli oddania przedmiotu właścicielowi, który go zgubił. Przepisy wskazują również, że jeżeli są to archiwa, dobra kultury – z mocy prawa stają się własnością Skarbu Państwa i starosta musi je przekazać właściwym instytucjom. Jeżeli są to rzeczy szczególnego rodzaju – wojskowe, policyjne, to starostwo musi je przekazać właściwym jednostkom policji, czy wojsku. Natomiast, jeżeli jest to rzecz zwykła, na przykład portmonetka (ale bez zawartości), komórka, rower, wtedy starosta jest zobowiązany publicznie ogłosić o sposobie przechowywania. – To czyni na stronie internetowej powiatu gostyńskiego. W załączniku znajdują się aktualne wszystkie rzeczy, które czekają na swoich właścicieli – mówi Marek Smektała.

Sprzedaż z wolnej ręki

Jak długo znaleziska są przechowywane? Jeżeli uda się ustalić właściciela, znany jest jego adres, to wzywa się go do odbioru przez rok. – Natomiast, jeżeli jest trudność z ustaleniem adresu, to taka informacja musi na tablicy publicznej wisieć dwa lata. Jeżeli po tym czasie dalej właściciel się nie zgłosi, rzecz staje się własnością powiatu – wyjaśnia naczelnik. Wcześniej przepisy nakazywały czekać na właściciela 3 lata. Sprzedaż znalezionych przedmiotów, to sprawa szczególna i jest możliwa tylko w przypadku towaru łatwo psującego się. – Jeżeli charakter towaru powoduje, że na skutek pozostawienia go w miejscu zewnętrznym grozi mu znaczący spadek wartości i znamy jego wartość rynkową, wtedy starosta może zarządzić sprzedaż z wolnej ręki. Jeśli jest problem z ustaleniem wartości, wtedy zgłaszamy się do sądu rejonowego właściwego terytorialnie. On ustala wartość rynkową i następuje sprzedaż – tłumaczy Marek Smektała. Takiej sytuacji jednak w historii Biura Rzeczy Znalezionych w Gostyniu jeszcze nie było.

Kto zgubił pieniądze?

Dwukrotnie już biuro przeprowadziło dużą kasację rzeczy znalezionych. Pierwsza miała miejsce w 2009 roku. – Zgodnie z obowiązującymi przepisami, wszystko, co mieliśmy na stanie, przekazaliśmy na rzecz Skarbu Państwa. Były to 42 pozycje. W 2014 roku przekazaliśmy kolejne 21 rzeczy. Obecnie mamy na stanie 38 pozycji. To bardzo różne rzeczy: plecaki, torby, klucze, telefony komórkowe, części rowerów lub rowery niepełne - to jest bardzo częsty przypadek. Są też różnego rodzaju kable, przewody, klucze, breloczki – wylicza Marek Smektała. W depozycie są również środki finansowe - 570 złotych, które zgubiono w 2013 roku. - Pieniądze przyniesiono na komendę policji i zgodnie z przepisami funkcjonariusze przekazali je nam. Oczywiście zostały one w sposób zgodny z ustawą, opisane, tak, aby można było w sposób wiarygodny, przy ewentualnym znalezieniu się właściciela stwierdzić, że rzeczywiście te pieniądze należały do niego. Póki co, nikt się po nie zgłosił – przyznaje Marek Smektała. Czy takie pieniądze mogą na siebie pracować, na przykład na koncie bankowym? Niestety nie. Leżą na rachunku depozytowym starostwa i tam czekają, aż znajdzie się właściciel. Wracając do kasacji rzeczy i przekazania ich Skarbowi Państwa, starostwo współpracuje z Urzędem Skarbowym w Gostyniu. Jego przedstawiciele razem z powiatowymi urzędnikami wspólnie opróżniali miejsca, gdzie gromadzono rzeczy znalezione - za pierwszym razem były garaże policyjne, za drugim magazyny w dawnej przychodni. Aktualnie większe przedmioty przechowywane są w magazynie starostwa. Na świcie wielkim powodzeniem cieszą się aukcje, podczas których licytuje się rzeczy zgubione, nie odebrane na przykład z lotniska. W Polsce niedawno taką zorganizował LOT. Jednak starostwo nie może w ten sposób wydać zgromadzonych rzeczy. Jednak po zmianie przepisów w 2015 roku, zguby nie są już własnością Skarbu Państwa, a powiatu. - Prawdopodobnie komisyjnie będziemy doprowadzać do ich kasacji – mówi Marek Smektała.

Czy rzeczywiście jest jego?

Każda rzecz, która jest w biurze jest zewidencjonowana, ma nadany numer i opisane są jej cechy charakterystyczne. Wszystko po to, aby jeśli zjawi się ktoś z chęcią odbioru, stwierdzić, że rzeczywiście należy do niego. Jeśli opis się zgadza, spisywany jest protokół przekazania. Niestety, w przypadku wózka dziecięcego Uni-Baby na ramie metalowej, w kolorze czarnym, z granatowym podszyciem i jasnoniebieskimi elementami, chętnych do odbioru nie ma. Pracownicy Biura Rzeczy Znalezionych podejrzewają, że wózek trafił na śmieci, a ktoś do zabawy go wyjął. Kiedy się znudził, przerzucił na teren gimnazjum. Było to w maju 2013 roku. – Myślę, że raczej żadna mama nie porzuciła wózka – mówi naczelnik.

Znaleźne dla znalazcy

Ciekawostką jest również to, że Kodeks Cywilny przewiduje dla znalazcy znaleźne w wysokości jednej dziesiątej wartości przedmiotu, a w przypadku, kiedy to jest rzecz należąca do Skarbu Państwa – mowa o dobrach kultury, archiwaliach, zabytkach, dokumentach, to nagrodę ustala minister. - Póki co, w historii funkcjonowania Biura Rzeczy Znalezionych, nie znaleziono dzieł sztuki. Do tej pory dwie rzeczy znalazły swoich właścicieli – jeden telefon komórkowy i jeden rower. To taki nasz mały sukces – śmieje się Marek Smektała. Życie pokazuje, że właściciele raczej nie szukają zagubionych rzeczy, zgromadzonych w biurze. - Pewnie zamiast poświęcić energię na szukanie kluczy, zmieniają zamki. Pewnie też swoich zgub nie traktują, jako cennych – przyznaje naczelnik.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE