Działo się to w środę 28 maja, na osiedlu 1000-lecia w Gostyniu. Funkcjonariusze straży miejskiej otrzymywali od mieszkańców informacje, że na drugim piętrze jednego z bloków na parapecie stoi bardzo wystraszony kot i miauczy. Na placu przed budynkiem zaczęli gromadzić się inni lokatorzy.
Straż miejska, po przybyciu na miejsce, próbowała ustalić właściciela mieszkania na II piętrze, chcąc wyjaśnić, co się stało, że kot znajduje się na parapecie.
Okazało się, że właściciele byli nieobecni.
Prawdopodobnie nie zamknęli okna przed wyjściem z mieszkania, a gdy kotek wyszedł na parapet, okno prawdopodobnie się zatrzasnęło - wyjaśnia Dominik Gorynia, komendant Straży Miejskiej w Gostyniu.
Z uwagi na fakt, iż istniało duże ryzyko upadku zwierzęcia z wysokości, strażnicy niezwłocznie przystąpili do kompleksowego działania.
Kot był bardzo zdenerwowany, przestraszony i zdesperowany. Istniało prawdopodobieństwo, że może skoczyć z parapetu - wyjaśnia szef straży miejskiej.
Ponieważ do zdjęcia kota z wysokości drugiego piętra konieczna była drabina, powiadomili straż pożarną, na miejsce zmierzała też przedstawicielka schroniska dla zwierząt w Dalabuszkach, o zdarzeniu wiedział też lekarz weterynarii.
Straż pożarna dojechała na osiedle 1000-lecia, a w międzyczasie do mieszkania powrócili właściciele zwierzątka.
- Po otwarciu okna zabrali kota w bezpieczne miejsce - uzupełnia Dominik Gorynia.
Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1000 złotych albo karze nagany.
Nie był to najniższy mandat, jakim straż miejska mogła ukarać właścicieli zwierzęcia, którzy na czas zakupów pozostawili otwarte okno w mieszkaniu. Tłumaczyli się, że zapomnieli zamknąć. Niektórzy mają wątpliwości i zastanawiają się, czy "na serio z tym mandatem", czy zdarzenie nie mogło zakończyć się na pouczeniu i naganie.
- Sytuacja nie była łatwa. Pod blokiem zgromadzili się mieszkańcy, były dzieci. Kot gotowy był skoczyć. Przy wystawianiu mandatu braliśmy pod uwagę wszystkie okoliczności, związane ze zdarzeniem i nasze działania. Byłem w patrolu, osobiście organizowałem pomoc. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że na pewno nie była to sytuacja na pouczenie i uważam, że kara jest adekwatna do tego, co się wydarzyło - zapewnia Dominik Gorynia.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.