Gostyniak Marcin Szafraniak, z osiedla Pożegowo, został zgłoszony do 4 edycji ogólnopolskiego plebiscytu pt. „Zwykły Bohater”, organizowanego przez Bank BPH, przy medialnym współudziale stacji TVN.
Artykuł opublikowany w numerze 42/2014 Życia Gostynia
Do galerii śmiałków dodała go żona Violetta. - Mąż jest skromnym człowiekiem, o dużym sercu, a ja bardzo chciałabym, aby ktoś to docenił - uzasadnia pani Szafraniak.
Podkreśla, że bohaterskie wydarzenie sprzed lat, w którym Marcin uratował kilkuletnią dziewczynkę Paulinkę z płonącego domu, nie miało wpływu na ich związek. Violetta nie miała pojęcia o tym tragicznym wypadku na początku znajomości z mężem. - Nie pochwalił się, kiedy zaczęliśmy się spotykać. Nie obnosił się z tym, bo jest skromny. Opowiedzieli mi o tym rodzice Marcina - przyznaje.
Wszystko zaczęło się zimą 1983 r. na gostyńskim osiedlu domków jednorodzinnych. - 11 lutego (...) mój obecny mąż - wówczas 11-letni (...) uczeń IV klasy Szkoły Podstawowej nr 1 w Gostyniu, uratował z płonącego domu 4-letnią dziewczynkę - rozpoczyna się oficjalna prezentacja Marcina Szafraniaka na portalu plebiscytu.
Uratował kilkuletnią Paulinę
A jak sam bohater wspomina tamten tragiczny wypadek? Pamięta, że tego lutowego popołudnia w domu był sam, z mamą i rodzeństwem. Nie było ojca, prowadził firmę i z wspólnikiem pojechali nad morze po towar. - Przyszliśmy po lekcjach ze szkoły. W pewnym momencie z płaczem przybiegła do nas sąsiadka Renata - starsza siostra Pauliny. Dzwoniła domofonem, mama pobiegła otworzyć. Pytała o mojego tatę. A kiedy okazało się, że jest nieobecny, zaczęła krzyczeć. Słyszałem głośne: „Paulinka, Paulinka!” W panice nie umiała powiedzieć, co się stało, wróciła z powrotem do swojego domu - mówi Marcin. Zaciekawiło go, co się stało. Wybiegł w kapciach na ulicę. Zauważył kłęby dymu, wydobywające się z domku jednorodzinnego spanikowanych sąsiadek. - Pobiegłem tam, nie zastanawiając się wcale. Odruch był silniejszy. Chodziłem z bratem dziewczyn do jednej klasy, bywałem u niego wcześniej, znałem układ pomieszczeń budynku - mieli podobny do naszego. Wbiegłem na schody wejściowe, dym wydobywał się coraz silniejszy. Dziewczynka płakała, domyśliłem się, że została w środku - wspomina Marcin Szafraniak. Odruchowo nabrał powietrza na zewnątrz i wszedł do altany budynku. Tam zauważył, że przez korytarz przemknął „jakiś mały szkrab”. Niewiele myśląc, bezwarunkowo rzucił się po kilkuletnią dziewczynkę, która najprawdopodobniej nie mogła znaleźć wyjścia na dwór. Kurtkę trzymała w rękach. - Chwyciłem ją za ubranie i wyniosłem. Miała kilka lat. Wszystko instynktownie robiłem. Wybiegłem, wyprowadziłem ją przed dom. Siostra ją zabrała, nie pamiętam dokąd. Ale wiedziałem, że Paulina była bezpieczna. Wtedy pobiegłem zadzwonić po straż pożarną - opowiada bohater. W latach 80. minionego wieku. na osiedlu niewielu mieszkańców miało telefon. Marcin pobiegł do sąsiada, mieszkającego ulicę niżej. Ten nie był skory uwierzyć w pożar. - Wyzwał mnie - kiedy zobaczył nastolatka myślał, że kłamię, że dowcipy robię. Zaproponowałem, żeby wyszedł na podwórze i zobaczył te kłęby dymu, wydobywające się z niedalekiego domu. Pobiegłem po mamę i razem wezwali straż pożarną. Pamiętam, że zadymienie było już tak silne, że służby nie mogły już wchodzić do palącego się budynku bez masek. Zapaliły się prawdopodobnie jakieś materiały w piwnicy od pieca centralnego ogrzewania. Mama dziewczynki zajmowała się chałupnictwem, wypychała zabawki, maskotki dla istniejącej wówczas Spółdzielni „Pallas” - wspomina Marcin Szafraniak.
Odznaczenie od Rady Państwa
Śmiała i błyskawiczna akcja ratunkowa Marcina nie pozostała bez odzewu. Wszystko szybko się potoczyło. Do Szkoły Podstawowej nr 1 w Gostyniu, w której 11-latek się uczył, przyjechał przedstawiciel straży pożarnej, aby przeprowadzić z nim wywiad. Zawitała też telewizja. - Zaprosili mnie do gostyńskiej komendy straży na otwarcie kolejnego pomieszczenia, nowej dobudówki. Byli tam przedstawiciele województwa (wówczas leszczyńskiego), z wojewodą na czele. Pamiętam, że czarną wołgą po mnie VIP-y przyjechały, z lekcji matematyki zostałem zabrany - wspomina z uśmiechem Marcin.
Kilka miesięcy później w gostyńskiej „jedynce” odbyła się uroczysta akademia. Na nią też przyjechało wiele ważnych osobistości - m.in. ówczesny wicewojewoda leszczyński Feliks Urbanowski, kurator oświaty i wychowania Edward Szymański oraz komendant wojewódzki straży pożarnych ppłk. poż. Henryk Pęcak. Nie zabrakło mediów. Gości zaproszono po to, by uhonorowali jedenastoletniego wówczas bohatera, odznaczeniem przyznanym przez Radę Państwa. To było szczególne wydarzenie dla całej szkoły, podobnie jak dla Marcina Szafraniaka. - Wicewojewoda dekorował mnie państwowym medalem „Za ofiarność i odwagę”, a ja zgodnie z poleceniem mamy odpowiedziałem wtedy: „Ku chwale Ojczyzny!” - wspomina Marcin. Oprócz tego uczniowi wręczono kwiaty, dostał też upominki: walizkę, zegarek, radziecki aparat fotograficzny Vilia, a od gostyńskiej spółdzielni mleczarskiej książkę. Wśród prezentów znalazł się też mały radziecki radioodbiornik tranzystorowy, ze słuchawką do ucha. - Mogłem korzystać z tego wieczorem i nikt nie słyszał. To była gratka - wspomina z rozrzewnieniem Marcin.
Dziewczyny listy pisały
Dzięki medialnemu rozgłosowi jedenastolatek stał się popularny, listy napływały do niego z całej Polski. Jego historię umieściła ówczesna gazeta „Gromada Rolnik Polski”, na stronach poświęconym nastolatkom. - Mnóstwo otrzymywałem wieści od dziewczyn, autorkami były te starsze ode mnie, a nawet osiemnastolatki. Zapraszały mnie na wakacje i spotkania szkolne, a także do siebie. Chciały, abym opowiedział, jak uratowałem Paulinkę - ze śmiechem mówi Marcin, przyznając, że zawstydzające było to, jak mama pilnuje go, aby odpisywał na korespondencję. Sprawą zainteresowali się też dziennikarze Teleskopu, a po kilku latach także reporterzy z programu pt. "Zwyczajni - niezwyczajni". - Warunkiem przygotowania reportażu do "Zwyczajnych" był udział osoby uratowanej. Paulina nie była pełnoletnia, a rodzice nie zgodzili się na wystąpienie w telewizji, więc programu nie nagraliśmy - wspomina po latach mieszkaniec Gostynia.
Wydarzenie z pożarem miało na Marcina wpływ podczas dorastania. Zapragnął zostać strażakiem. Można powiedzieć - "jak większość chłopaków!", ale te zamiary były poparte czynem. Najbliższa szkoła pożarnicza, do której Marcin musiałby uczęszczać jako nastolatek, była wtedy w Warszawie. Dziś przyznaje, że przeraziła go odległość i życie bez rodziny. Ukończył technikum mechaniczne w Gostyniu. Po odbyciu służby wojskowej został zatrudniony w dużej firmie produkcyjnej pod Gostyniem, w której pracuje do dziś. Przyznaje, że nie opuściła go spontaniczność Kiedy widzi, że komuś dzieje się krzywda, instynktownie działa natychmiast. Nie myśli wtedy o strachu. W pracy z suwnicy ściągał kolegę, który uległ groźnemu wypadkowi. - Instynktownie wskoczyłem na wózek widłowy, na paletę, na wysięgniku uruchomionym do maksimum, poszkodowanego z góry ściągałem, ze zmiażdżoną nogą. - Zachowałem zimną krew, kiedy złamanie się pokazało i czekaliśmy na pogotowie - opowiada.
Dla mnie zawsze jest bohaterem
O tym, że Marcin wyrósł na człowieka o ogromnym sercu i jest gotów za bliskimi skoczyć w ogień, wie doskonale jego żona. I dlatego zgłosiła go już kilka lat temu do edycji plebiscytu "Zwykły Bohater". - Jest szlachetny, w ciągu naszego wspólnego 24-letniego życia udowadnia to często. Pomaga mi we wszystkim. Jest skromnym człowiekiem, a ja bardzo chciałabym, aby ktoś go docenił - wyjaśnia Violetta Szafraniak. Pierwsze zgłoszenie nie było poparte dokumentami, artykułami. Ale w ubiegłym roku, od czasu tego odważnego uczynku, minęło już trzydzieści lat. Państwo Szafraniak postanowili odszukać starych zdjęć z ówczesnej akademii szkolnej, prasowych zapisków z tamtych czasów, dotyczących uratowania dziewczynki. Pomógł im kolega Marcina, który na podstawie zebranych materiałów, w trzydziestą rocznicę, postanowił nieco odświeżyć pamięć o wydarzeniu z 1983 r. Marcin znowu znalazł się w mediach, wiele osób przypomniało sobie o tragicznym pożarze na Pożegowie, co mile zaskoczyło rodzinę.
Tym razem, organizatorzy IV edycji plebiscytu "Zwykły Bohater 2014" zadzwonili po kilku godzinach od zgłoszenia. Okazało się, że wniosek Violetty Szafraniak, dotyczący wytypowania Marcina na bohatera, został już przyjęty i znajduje się wśród zgłoszonych na stronie internetowej, podobnie jak linki z artykułami. Marcin podkreśla, że nie szuka rozgłosu. Nie uważa się za kogoś szczególnego. - Dla mnie przez cały czas jest bohaterem i zawsze będzie - zaznacza jednak żona.
Zwykły Bohater to akcja wyjątkowa, już po raz czwarty prowadzona przez Bank BPH wspólnie z TVN oraz Onet. Każdego roku organizatorzy gromadzą ludzi niezwykłych, którzy zachowali się fair, wykazali się inicjatywą albo odwagą w niesieniu pomocy innym. Dzięki akcji może o nich usłyszeć cała Polska. Jeśli ktoś zna osobę, która jest Zwykłym Bohaterem - może wziąć w niej udział i zgłoś jej historię w jednej z trzech tegorocznych kategorii:
FAIR NA CO DZIEŃ, INICJATYWA, BOHATERSTWO (źródło www.zwyklybohater.pl)