reklama

Umierającego wieźli osobówką, bo pogotowie nie przyjechało

Opublikowano:
Autor:

Umierającego wieźli osobówką, bo pogotowie nie przyjechało - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 13/2016 Życia Gostynia

- Zostawili nas na pastwę losu: „róbcie, co chcecie”. Nie zwracając uwagi na mój stan, że jestem w ósmym miesiącu ciąży, że proszę o pomoc, bo nie jesteśmy w stanie nic sami zrobić i tak odmówili przyjazdu. To mnie dotknęło bardzo mocno, bo jeżeli nie miałbym na kogo liczyć, to co? To ja i moje dzieci patrzylibyśmy, jak mąż umiera w łóżku – mówi Sylwia Dudkowiak z Ludwinowa. Tuż przed świętami wielkanocnymi pochowała 31-letniego męża Michała. Mieli dwójkę małych dzieci, trzecie w drodze – przyjdzie na świat za miesiąc. Pani Sylwia ma żal do służby zdrowia. Dyspozytorka pogotowia ratunkowego odmówiła przyjazdu karetki. Mężczyznę samochodem osobowym znajomi starali się dowieźć do gostyńskiego szpitala. Po drodze zatrzymało mu się serce. Po długiej reanimacji zmarł na oddziale intensywnej opieki medycznej.

Leżał na wznak, był nieprzytomny

To, co przeżyła pani Sylwia przez dwa dni życia męża może wydawać się horrorem. Trudno uwierzyć, że w XXI wieku dzieją się takie historie. Zmarły mężczyzna rok temu chorował na trzustkę. Jak mówi żona, obecnie narząd był w dobrym stanie, pan Michał przyjmował leki. Pogorszenie zdrowia nastąpiło około 12 marca. Dlaczego nie poszedł do lekarza rodzinnego? – Stwierdził, że boli go gardło, nie ma apetytu na jedzenie. Mówił, że jak zacznie jeść, nabierze sił, to pójdzie do lekarza, ale ogólnie był temu niechętny – mówi pani Sylwia. Żona nie ukrywa, że jakiś czas temu znowu zaczął spożywać alkohol – 12 marca świętował z kolegami swoje urodziny. Od tego czasu czuł się gorzej. Jednak kulminacja nastąpiła w sobotę 19 marca. - Leżał tydzień w łóżku, nie wychodził ani do ubikacji, ani do jedzenia. Od paru dni zwracał wszystko. Całą sobotę leżał w łóżku. Dwa razy się przewrócił. Pierwszy upadek pamiętał, drugiego nie. Koło 23.00 wstał z łóżka i chciał iść do ubikacji. Tak się przewrócił, że uderzył głową o grzejnik, leżał na wznak, był nieprzytomny, nie było oddechu – opowiada kobieta. Czy był pijany? – Nawet gdyby cokolwiek wypił, to nie zdążyło dolecieć do żołądka, wszystko zwracał – herbatę, wodę mineralną, więc żadnych promili w sobie nie miał – twierdzi. Pani Sylwia razem z matką przewróciły mężczyznę na bok. Zaczął powracać oddech.

Był zimny, tylko twarz gorąca

Żona wzywała pogotowie, a matka go pilnowała. Karetka przyjechała po około 25 minutach. – Mąż się w tym czasie się pozbierał, mama pomogła mu dojść do łóżka. Na dzień pani doktor mi powiedziała, że było zgłoszenie do osoby nieprzytomnej, a on sobie leży w łóżku. Wspomniałam o spożywaniu alkoholu, o tym, że mąż od jakiego czasu nie może jeść. Usłyszałam bardzo nieprzyjemne teksty na ten temat, że szpital nie jest miejscem do dożywiania osób, które spożywają alkohol, że nadaje się albo do Kościana na psychiatrię albo na izbę wytrzeźwień – relacjonuje Sylwia Dudkowiak. Jak twierdzi, męża zbadano powierzchownie – zmierzono ciśnienie i cukier, zbadano serce i przeprowadzono ogólny wywiad. – Lekarka pytała, czy wie, jak ma na imię, jaki jest dzień tygodnia, miesiąc. Na niektóre odpowiedział, na niektóre nie. Lekarka pytała, czy jedzie do szpitala, powiedział, że nie. Nie wiem, czy zrozumiał to, bo później, kiedy pilnowałam go całą noc, dopytywałam o sytuację. Nie pamiętał o upadkach i o tym, że było pogotowie – przyznaje kobieta. Pan Michał podczas wizyty pogotowia podpisał informację, że nie wyraża zgody na odwiezienie do szpitala. W nocy stan zaczął się jeszcze bardziej pogarszać. Zaczynało mu drętwieć ciało. - Przy takiej najdelikatniejszej próbie wysiłku, czy chodzenia, czy wysikania się, ciało mu drętwiało, uciekał mi cały do tyłu, robił się sztywny. Na ciele robiły się kółka, takie sine. Był zimny, twarz tylko gorąca z dużymi kulkami potu – opowiada Sylwia Dudkowiak.

Prosiłam, żeby nam pomogli

Czy żona nie mogła zmusić męża, aby w nocy podczas wizyty pogotowia, pojechał do szpitala? – Nie chciał. Pytałam: „czemu nie pojechałeś?”Próbowałam go namówić, to pytał: „a u mnie było pogotowie?”. Były momenty, że rozmawiał z nami normalnie, a były takie, że gubił się, nie wiedział o czym z nami rozmawia – relacjonuje kobieta. Około godziny 9.00 rano w niedzielę poprosiła znajomych, aby pomogli zawieźć pana Michała do szpitala. - Jestem prawie w 9 miesiącu ciąży. Oczywiście nie odmówili pomocy. Przyjechali, zaczęliśmy go ubierać, ale nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu. Ciało zrobiło się całkiem sparaliżowane – mówi żona. Zadzwoniła jeszcze raz na pogotowie. – Prosiłam o przyjazd, żeby nam pomogli. Odezwała się pani. Przedstawiłam się imieniem i nazwiskiem. Powiedziałam, jaka była sytuacja, że było pogotowie w nocy, że mąż podpisał kartkę. Pani mi powiedziała, że ona wie, bo była w nocy, wie, jaka jest sytuacja i teraz mam liczyć na rodzinę, żeby dojechać do szpitala. Dodała, że jeśli Gostyń mi go przyjmie (szpital – przyp. red.), to będzie szczęście, a jeżeli nie, to mam go zawieźć do Kościana na psychiatrię, mąż sam mówił, że się tam na drugi dzień zgłosi. Odmówili przyjazdu, więc podziękowałam i rozłączyłam się – opowiada pani Sylwia. Przyszli sąsiedzi i pomogli pana Michała zanieść do samochodu. W jednym aucie jechali znajomi z chorym, w drugim pani Sylwia. – Dojechaliśmy do Grabonogu, tam serce męża zatrzymało się. Do szpitala dojechaliśmy w takim stanie, że serce już nie pracowało. Tam lekarze przeprowadzili godzinną reanimację, po niej serce ruszyło, później na OIOM-ie stanęło na 10 minut, potem trochę funkcjonowało i znów stanęło. O godzinie 11.30 wystawili zgon – tłumaczy kobieta.

A może przeżyje?

Przeprowadzono sekcję zwłok zmarłego. Jak mówi żona, u męża stwierdzono zatrzymanie krążenia, obrzęk płuc i silne zapalenie trzustki. – Lekarze powiedzieli nam, że nie byłoby dla niego już odwrotu, bo obrzęk płuc był tak silny, że czy on by trafił do szpitala dzień wcześniej, czy dwa, czy nawet tydzień, byłoby go bardzo ciężko uratować. Nie mam żalu o to, że nie udało się go uratować, bo chorował. Rozumiem, że jak pierwszy raz przyjechali, to ze względu na to, że nie chciał, nie zabrali go, bo mają swoje procedury, chociaż widząc taki stan, nie powinno się pytać o zgodę. Mam żal o to, że pogotowie odmówiło mi kolejnego przyjazdu, że w tę niedzielę, kiedy zadzwoniłam z prośbą o pomoc, w taki sposób mnie potraktowali, że mi powiedzieli, że mam sobie liczyć na rodzinę – przyznaje Sylwia Dudkowiak. Pod numer 999 zadzwonił w niedzielę teść pana Michała. Nie wiedział jeszcze, że zięć nie żyje. – Ładnie „podziękowałem, że uratowali życie człowiekowi”. Bardzo grzecznie się odnosiłem. Powiedziałem, że zięć jest w ciężkim stanie, to dostałem odpowiedź: „A może przeżyje?”. Odpowiedziałem: „Proście Boga, żeby przeżył, bo jeżeli umrze będziecie mieli prokuraturę na głowie”. Zamilkli, a ja się rozłączyłem – przyznaje teść zmarłego. Dodaje, że takie osoby nie powinny pracować w pogotowiu. – Chcemy to nagłośnić, bo słyszymy w telewizji, co się dzieje w dużych miastach. Niech ludzie wiedzą, co się dzieje w Gostyniu – mówi mężczyzna. Rodzina zastanawia się, czy podjąć dalsze kroki. Chce udać się do prawnika. – Czasu nie cofnę, ale chcę przestrzec ludzi, że takie rzeczy się tutaj dzieją, że taka jest niesprawiedliwość wobec osoby chorej. Ale pogotowie zgarnia ludzi z ulicy pijanych tak, że się w głowie nie mieści. Mam żal o to, że zostawili mnie na pastwę losu samą, z głupim odpowiedzeniem, że mam sobie liczyć na rodzinę, bo karetka nie przyjedzie – podkreśla pani Sylwia. Pan Michał zostawił 28- letnią żonę, osierocił dwoje dzieci – 9 – letnią córkę i 8 – letniego syna. Trzecie dziecko urodzi się za miesiąc.

Zatrzymało się na Lesznie

Od dwóch lat dyspozytornia pogotowia ratunkowego dla pięciu powiatów zlokalizowana jest w Lesznie, odpowiada za nią Wojewódzki Szpital Zespolony. Telefon alarmowy 999 odbiera dyspozytor właśnie tam i wydaje zlecenie do wyjazdu karetek. W przypadku powiatu gostyńskiego, informuje firmę Falck, której karetki stacjonują w Gostyniu. Pani Sylwia wzywając więc pogotowie dzwoniła do Leszna. Za pierwszym razem karetkę przysłano. Kiedy badamy sytuację, okazuje się, że zarówno szpital w Lesznie, jak i pogotowie w Gostyniu, już się nią zajmują. - Sprawa do mnie dotarła. Wiem, że zespół był na wizycie i pan nie wyraził zgody na hospitalizację. Karta jest opisana, jest podpis tego pana. Z tego, co wiem, na drugi dzień żona dzwoniła do Leszna. Jednak do nas żadna informacja nie dotarła, z Leszna nie wysłano karetki. Nasza rola się skończyła na tej pierwszej interwencji – wyjaśnia Grzegorz Bartczak, kierownik stacji pogotowia firmy Falck z Gostynia. Kierownik informuje, że rozmawiał z załogą karetki - lekarzem i ratownikami, która była w Ludwinowie w sobotę. - Wielokrotnie padała propozycja przewiezienia do szpitala. Kategorycznie pan nie życzył obie tego. Powiedział, że zgłosi się następnego dnia do lekarza rodzinnego. Wiem, że żona interweniowała, ale nie był ubezwłasnowolniony – podkreśla Grzegorz Bartczak. Lekarz pogotowia nie może bez zgody chorego zawieźć go do szpitala. Może to mieć miejsce, jeśli pacjent jest ubezwłasnowolniony, ma opiekuna prawnego, wtedy on decyduje za chorego lub jeśli uzna się, że jest niepoczytalny. W innych przypadkach uznaje się, że podejmuje decyzję świadomie. Jednak żona pana Michała twierdzi, że mąż nie pamiętał wizyty karetki. - To są wersje dwóch stron. Rozmawiałem z trzyosobowym zespołem, z każdą z tych osób. Pan podpisał kartę. Jeszcze przed odjazdem zadano mu ponownie pytanie. Kategorycznie nie wyraził zgody. Wiem, że prosił żonę, żeby nie naciskała na niego, że jeśli będzie czuł się źle, pójdzie do lekarza. Pani (żona – przyp. red.) była poinformowana, że ma zwrócić szczególną uwagę na męża. Jeżeli stan by się pogarszał, miała dzwonić. Wiem, że dzwoniła na drugi dzień, ale do nas ta informacja nie dotarła, zatrzymało się na Lesznie - podkreśla kierownik pogotowia.

Pytania o to, dlaczego w Lesznie podjęto decyzję o nie wysłaniu karetki zadaliśmy dyrekcji Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lesznie. Aktualnie otrzymaliśmy odpowiedź, że chwili obecnej szpital prowadzi postępowanie wyjaśniające w sprawie.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE