reklama

Tata byłby z niego dumny

Opublikowano:
Autor:

Tata byłby z niego dumny - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Ukochana rodzina na pierwszym miejscu. Cudowna żona, siódemka dzieci. Dwa koty, dwie papugi i świnki morskie. Czasami dają natchnienie do realizacji projektów, chociaż bywa, że nie dają wytchnienia. Ale jest szczęśliwy, w wygodnym mieszkaniu w Poznaniu. Pochodzi z Gostynia i z tym miastem jest najbardziej związany emocjonalnie. Głównie dlatego zdecydował się zrealizować zlecenie - projekt Pomnika Bohaterów Ziemi Gostyńskiej, chociaż czasu było niewiele. Pracował zarówno dla zdobywcy Oskara, jak i dla dzieci niepełnosprawnych. Szymon Wytykowski ma 47 lat i jest architektem. Przez pierwsze 6 lat mieszkał w Borku Wlkp. W 1979 r. przeprowadził się do Gostynia i to miasto jest mu najbliższe. - W Gostyniu spędziłem dzieciństwo, które pamiętam i młodość. Na studia przeprowadziłem się do Poznania i właściwie od tego czasu jestem związany z Poznaniem - mówi. Studiował na Politechnice Poznańskiej. Na początku lat 90 XX w. był to Instytut Architektury na Wydziale Budownictwa Architektury i Inżynierii Środowiska. Obecnie architektura jest samodzielnym wydziałem. Od momentu, kiedy skończył studia, cały czas pracuje w swoim zawodzie. Obecnie z kolegą architektem Maciejem Jakubowskim razem prowadzą Pracownię Architektury Appia.

Co spowodowało, że wybrał Pan na kierunek studiów architekturę? Czy miał na to wpływ ojciec i to czym się zajmował?

Mój tata prowadził w Gostyniu zakład malarski, dekoratorski, reklamowy. Związany był ze sztuką, grafiką. Niewątpliwie miało to wpływ, przecież od samego początku obcowałem z projektowaniem i tworzeniem. Tata rozwijał we mnie zainteresowanie sztuką i architekturą, dbał, abym uczył się, chodził na różne zajęcia, malował, rysował. Widziałem też, jak on to robi. To była główna inspiracja, która mnie pociągnęła.

Zlecenie wykonania Pomnika Bohaterów Ziemi Gostyńskiej to było szczególne wyzwanie? Pierwsze zlecenie z rodzinnego miasta? Do Gostynia czuję sentyment zawsze, to miasto jest najbliższe mojemu sercu, bo tu spędziłem pierwsze lata mojego życia - tego nie da się zamazać. To też zdecydowało. Jeśli zadzwoniłby ktoś z innego miasta, inaczej podszedłbym do tematu, zwłaszcza że w pierwszej chwili wcale nie byłem chętny aby przyjąć to zlecenie.

Dlaczego?

Raczej zajmuję się projektowaniem obiektów - przemysłowych, użyteczności publicznej, większych budowli, o skomplikowanej funkcji, technologii. A pomnik jest typowo elementem estetycznym. I właściwie tylko takim. W pierwszej chwili było to dla mnie trudne. Mało czasu było. Tak, to prawda. Byłem też obłożony tematami, które opracowywałem. Dlatego początkowo chciałam odmówić. Ale to cały czas we mnie siedziało: że to zlecenie jest z Gostynia i temat... Po 2, 3 dniach doszedłem do wniosku, że chciałbym zrobić ten projekt. I bardzo szybko wpadł mi pierwszy pomysł, który właściwie został zrealizowany. Wtedy powstały pierwsze szkice, jeszcze zanim zadzwoniłem, żeby poinformować, że chciałbym przyjąć to zlecenie. Dopracowałem szkic pomnika, zrobiłem wizualizacje i wysłałem do Gostynia. Kiedy wiedziałem, że jest akceptacja, że projekt się spodobał i jest zainteresowanie, to musiałem przygotować dokumentację techniczną. Ona różni się od koncepcji - musi zawierać obliczenia, żeby pomnik wytrzymał, nie przewrócił się. To jest duży ciężar i spora przeszkoda dla silnego wiatru. Obliczenia musiałem zlecić konstruktorowi, a ja wykonałem pracę architektoniczną - całą wizualną stronę, układ, rozmieszczenie płyt, napisów itd. I tak powstał kompletny projekt. Później czekałem na realizację.

Miały być poszarpane boki na dużych płytach granitowych, a nie są...

Kiedy coś powstaje tak bardzo szybko, trzeba iść na pewne ustępstwa. Kilka drobiazgów przy pomniku jest wykonanych trochę inaczej, niż pierwotnie były zaprojektowane przeze mnie. Termin, w którym to było wykonywane, brak czasu na wszystkie poprawki, na nadzór autorski, kiedy mógłbym wskazywać, co z mojej strony można by inaczej zrobić spowodował, że nie było na to czasu. Nie wszystko udało się zrealizować tak w 100%, jak to jest w projekcie, ale i tak jestem bardzo zadowolony.

Był pan w Gostyniu na uroczystości odsłonięcia pomnika. Burmistrz poinformował, kto projektował, ale nie wywołał na środek.

To dobrze, gdyż tego dnia wspominaliśmy bohaterów którzy oddali swoje życie za nas, i to Ich tego dnia chcemy upamiętniać (a do tego nie najlepiej czuję się „na środku”). Ale emocje były potężne i jestem zadowolony. Dla mnie ma to wielowymiarowe znaczenie. Po odsłonięciu pomnika, kiedy wychodziliśmy z cmentarza, mama powiedziała, że tata byłby ze mnie dumny. To jest takie coś, co zostaje w sercu i będzie tam długo.

Były emocje przy wykonywaniu zlecenia?

Pamiętam obchody rocznicy II wojny światowej, ale kojarzą mi się raczej z dniem 1 września - capstrzyki, apele, spotkania. Dość emocjonalnie odnoszę się do okresu II wojny światowej. Zawsze robi na mnie wrażenie ten czas, kiedy było mnóstwo nienawiści wśród ludzi, cierpienia i walki. Niepojęte, że my jako ludzie jesteśmy w stanie wyrządzić sobie nawzajem tyle zła. Kiedy wykonywałem już fizyczną pracę przy projekcie i umieszczałem na rysunkach pomnika nazwiska rozstrzelanych i czarnolegionistów, nie było to łatwe. Wiedziałem, że za każdym ze słów kryje się człowiek, który zginął za to, abyśmy mogli żyć w wolnym kraju. To robiło mocne wrażenie.

Czy jest jakiś projekt, z którego jest Pan szczególnie dumny?

Każdy projekt jest oddzielną przygodą, to zawsze coś nowego. Mamy z kolegą zrealizowanych kilka obiektów zabytkowych, kilka pałaców, które zostały przetworzone na współczesną funkcję, na nowy sposób działania. Za każdym razem była to przygoda, bo spotykać się z materią, która powstała 200 lat temu i ją przetwarzać, to jest coś wyjątkowego, z którego czerpiemy motywację.

Jakieś przykłady?

Pierwszy duży obiekt zabytkowy, który projektowałem, to jest pałac w Rozbitku dla pana Jana AP Kaczmarka, autora muzyki do filmu „Marzyciel” za którą zdobył Oskara. Chciał tam zbudować „Instytut Rozbitek”, w którym miało być studio nagrań, sala koncertowa, miejsce dla kształcenia studentów. Obiektów na terenie parku jest kilka. Mieliśmy się nimi zajmować po kolei, ale głównym był pałac. Bardzo wielka przygoda, piękny obiekt, wspaniałe spotkania z inwestorem i właścicielem. Z innych przykładów - w Owińskach przy ośrodku szkolno-wychowawczym dla dzieci niewidomych jest park do nauki orientacji przestrzennej, który projektowaliśmy. Zupełnie inne doświadczenie. Trzeba wczuć się w sytuację dzieci niewidomych, trzeba poznać ich sposób funkcjonowania. Było wiele rozmów z opiekunami - oni z nami projektowali. Jest spora część urządzeń, które są wymyślone typowo dla dzieci niewidomych, aby się uczyły poruszania w przestrzeni, ale też miały zabawę i radość. Z ciekawostek – to projektowaliśmy miejsce do jeżdżenia na rowerze dla dzieci niewidomych. Wydaje się to niemożliwe, ale powstało. Obecnie jest wykorzystywane. Realizacja tego projektu zdobyła nagrodę w konkursie „Polska Pięknieje-7 Cudów Funduszy Europejskich” w kategorii „Miejsce przyjazne dzieciom”.

Ale jakąś satysfakcję macie, że obiekt jest wykorzystywany, potrzebny, a jeszcze dodatkowo zdobył nagrodę?

Tak, park jest miejscem odwiedzanym i pokazywanym jako jeden przykładów, w jaki sposób można działać na rzecz osób niepełnosprawnych. Kilka pomysłów udało nam się przenieść i wykorzystać w projektowanych placach zbaw na terenie Poznania.

Skąd czerpie pan pomysły, inspiracje? Dzieci są natchnieniem? Pod prysznicem?

To bywa różnie. Jak się prowadzi pracownię, projektuje zawodowo, to trzeba się nauczyć nie czekać na wenę twórczą, bo terminy gonią. Zlecenia trzeba realizować. Więc sam proces trochę inaczej wygląda. Ale kiedy dostajemy nowe zadanie, chodzi się z nim w głowie przez cały czas – przy śniadaniu, na spacerze, czasami także pod prysznicem, albo w trakcie zabawy z dziećmi. Gdy wpadnie pierwszy pomysł, robię szkice (jestem z pokolenia które używa jeszcze ołówka i flamastra) i od tego zaczyna się cały proces. Szkice przerzucamy do komputerów, zaczynamy je obrabiać. Najpierw powstają koncepcje - czyli rysunki przedstawiające rozwiązanie w sposób czytelny dla klienta. Po jego akceptacji przystępujemy do projektu budowlanego, który składa się w urzędzie i na podstawie którego dostaje się pozwolenie na budowę. W czasie procedur biegnących w urzędach powstaje projekt wykonawczy, czyli taki który trafi w ręce wykonawcy i który będzie podstawą budowy. Jeszcze tylko spotkania w czasie budowy z wykonawcami, inspektorami, pilnowanie aby budowa szła zgodnie z projektem – i obiekt jest gotowy do użytku. Tak po krótce, od strony architekta, od pomysłu „pod prysznicem” do gotowego obiektu, wygląda cały ten proces.

Czy jest jakiś projekt szczególnie trudny, który udało się zrealizować? Albo odmówił pan zlecenia?

Nie ma tematów, które by nas przerażały. Są jednak takie sytuacje, kiedy odmawiamy realizacji, co raczej jest związane nie tyle z trudnościami, co z ekonomią. Są zlecenie, które jest trudno zrealizować przy składzie, który mamy w pracowni. Albo ze względu na technologię i brak doświadczenia. Czasami łatwiej jest odmówić. Ale przeważnie jest tak, że im trudniejsze zlecenie, tym większa motywacja i bardziej staramy się je zrealizować. Park w Owińskach był takim projektem, zupełnie nowym. Dużym wyzwaniem, doświadczeniem ostatnim jest współpraca z Wielkopolskim Muzeum Niepodległości, które będzie budowało nową siedzibę w Poznaniu. Występowaliśmy jako pomoc techniczna i doradcza dla muzeum przy wyborze lokalizacji nowej siedziby. Sędziowaliśmy też w konkursie na projekt nowej siedziby, który został ogłoszony przez miasto Poznań. To doświadczenia z innej działki. Ale bardzo mobilizujące, i pozwalające się nam rozwijać i uczyć się czegoś nowego.

Ma pan jakieś hobby, oprócz tego co pan robi zawodowo?

Mam zawód, który jest bardzo wymagający, jeśli chodzi o czas i zaangażowanie. Podobnie, jak duża rodzina. Działam też w Związku Dużych Rodzin 3+, jestem członkiem zarządu ogólnopolskiego i zarządu Oddziału Wielkopolskiego, jestem też przewodniczącym Rady Rodziny Dużej działającej przy Prezydencie Poznania i członkiem Rady Rodziny przy Wojewodzie Wielkopolskim - wymaga to czasu, więc na hobby niewiele go zostaje. Ale śmiało mogę powiedzieć że największym moim hobby (nie tylko hobby) jest moja rodzina (śmiech). I tam się najlepiej realizuję, najlepiej czuję się w gronie najbliższych, spędzając z nimi czas. Przy dzieciach można być jeszcze trochę dzieckiem, można z nimi biegać za piłką, na placach zabaw, układać klocki czy zagrać na komputerze.

Zawsze mówił Pan, że chciałby mieć dużą rodzinę...

Żona mi przypomina, że na samym początku naszego małżeństwa deklarowałem, że chciałbym mieć siódemkę dzieci. I udało mi się to zrealizować (śmiech). Trzy najstarsze dziewczyny są już pełnoletnie. Dwie córki są na studiach, a reszta jeszcze w szkołach średnich i podstawowych.

Córki idą w ślady taty?

Są na studiach związanych ze sztuką, z projektowaniem? Na razie tak. Zuzanna, najstarsza, studiuje animację w łódzkiej filmówce, a Ewa w tym roku dostała się na scenografię na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu.

Czy mieszka pan w dużym domu, wykonanym według własnego projektu lub kolegi?

(Rozbawienie) Powiedziałbym, że szewc bez butów chodzi. Ale chyba trochę bym skłamał. Mieszkam z rodziną w pięknym mieszkaniu w kamienicy. Mamy duże mieszkanie - 160 m2, zaprojektowane przez innego architekta, jeszcze wcześniej niż się urodziłem. Jest wysokie, z pięknymi sztukateriami, podwójnymi drzwiami. Jesteśmy bardzo zadowoleni, jest wygodne. Nie ma mowy o przeprowadzce. Przy wyborze miejsca do mieszkania musiały współdziałać dwie natury - jedna zawodowa, a druga to duża rodzina, która rządzi się swoimi prawami. Dla nas wygodne jest to, że mieszkamy w centrum miasta. Dzięki temu dzieci same dojeżdżają komunikacją miejską do szkół, na zajęcia dodatkowe, nie trzeba ich dowozić. Ekonomia czasu wygrywa z ambicjami.

Czy odpoczywa Pan przy rodzinie? Odcina się od pracy?

I tak, i nie. Ilość obowiązków, które są po powrocie z pracy do domu jest bardzo duża. Do tego każde z dzieci chce kawałek czasu dla siebie, pomocy przy zadaniach domowych, przy swoich zainteresowaniach, zabawie. Ten czas trzeba im poświęcić, ale z drugiej strony to najwspanialszy okres, który mamy z dziećmi. I daje nam najwięcej radości. Przy dużym zmęczeniu fizycznym, psychicznie bardzo odpoczywamy. Czasami wracam zmęczony do domu i pod drzwiami myślę, że już nic nie dam rady zrobić i pójdę spać. Ale kiedy otwiera je najmłodsza córka drzwi z serdecznym uśmiechem i wielkimi wpatrzonymi we mnie oczami to wszystko „puszcza”.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE