Artykuł opublikowany w numerze 44/2016 Życia Gostynia.
Obaj mają humanistyczne wykształcenie, nie przepadają za naukami ścisłymi. Uwielbiają rozwiązywać intelektualne łamigłówki. Marzyli o wystąpieniu w turnieju emitowanym przez Telewizję Polską i poznaniu Tadeusza Sznuka. Marzenie spełnili. Obaj pochodzą z powiatu gostyńskiego, ale poznali się dopiero podczas nagrania programu. Adam Klupś z Wycisłowa (gm. Borek) oraz Paweł Radoła z Grabonogu (gm. Piaski) 11 października wystąpili w odcinku popularnego turnieju pt. „Jeden z dziesięciu”. Paweł Radoła trafił do finału i wygrał. - Jestem bardzo usatysfakcjonowany. Pojechałem do Lublina i wygrałem odcinek. To fajna przygoda, fajna sprawa - komentuje dzisiaj.
Zgłosił się z ciekawości
Adam Klupś z Wycisłowa ma niespełna 33 lata. Przyznaje, że od zawsze jest fanem najróżniejszych zagadek, łamigłówek i quizów. - Wielką frajdę sprawiało mi to, że odpowiem na trudne pytanie. A myśl, że wystąpię w teleturnieju gdzieś kiełkowała we mnie od dawna. Po prostu wysłałem na przełomie stycznia i lutego zgłoszenie do programu i już. Zrobiłem to chyba z ciekawości, jak to będzie wyglądało. Po upływie 3 tygodni dostałem zaproszenie do eliminacji. Odbyły się w połowie kwietnia w Warszawie - opowiada pan Adam. Podczas eliminacji chętni do udziału w nagraniu teleturnieju otrzymali 20 pytań, ale wystarczyło uzyskać 16 poprawnych odpowiedzi. - Pytania nie były trudne. Poległem na 2 dziecinnie prostych. Zapomniałem tych rzeczy, których uczono mnie w szkole - mówi Adam Klupś. Przyznaje, że rozwiązuje sporo krzyżówek, ale one nie są dobrym ćwiczeniem do teleturnieju. Podczas przygotowań starał się w Internecie szukać quizów typu „Milionerzy” itd. Zdawał sobie sprawę, że ważne są erudycja, oczytanie i wszechstronne zainteresowania. Nie przerażał go ten fakt, gdyż sporo czyta, ogląda też programy popularno-naukowe. - Zaproszenie do udziału w programie otrzymałem miesiąc przed nagraniem - na początku sierpnia. Nagranie dobyło się we wrześniu, a miesiąc później odcinek był emitowany w telewizji. Zostało mi wówczas 30 dni na przygotowanie się - opowiada pan Adam. Postanowił że każdego dnia około 2 - 2,5 godziny poświęci na ćwiczenia. Wybrał te dziedziny nauki, z których pytania najczęściej pojawiają się w teleturnieju: historia, matematyka i literatura. - A ponieważ nie lubię przedmiotów ścisłych, zostawiłem sobie je na ostatnie dni. Byłem świadomy, że szybko zapomnę przyswojone informacje - wyjaśnia Adam Klupś. Zdradził, że wertował też słownik języka polskiego, aby zapoznać się ze związkami frazeologicznymi.
Za dwa dni nagranie
Znacznie mniej czasu na przygotowanie miał Paweł Radoła z Grabonogu, który od wielu lat mieszka w Poznaniu. Ma 34 lata, z wykształcenia jest polonistą, ale pracuje jako menadżer w salonie fryzjerskim. Nie interesuje się specjalnie teleturniejami, oprócz tego jednego, najbardziej popularnego - regularnie ogląda „Jeden z dziesięciu” od 20 lat. - I zawsze chciałem wziąć udział w programie, ale nie mogłem się zdecydować. Bardzo często wyszukuję sobie w zadawanych pytaniach różne ciekawe rzeczy, które mnie interesują, z różnych dziedzin co tylko przyjdzie mi do głowy. Lubię sobie od czasu do czasu poczytać o wojnie secesyjnej, czasem o kwarcu, a czasem o budowie maszyny parowej. Pasjonują mnie zagadki intelektualne, lubię myśleć - przyznaje Paweł Radoła z Grabonogu. Wysłał zgłoszenie do teleturnieju, gdyż o swoim marzeniu wspomniał kilku znajomym osobom, między innymi żonie. I to oni zmobilizowali go, aby zdecydował się na udział. - Interesuje mnie najbardziej historia, geografia polityczna, literatura, a także inne dziedziny humanistyczne. Jeśli chodzi o nauki ścisłe - matematykę, fizykę, też nieźle sobie radziłem - opowiada Paweł Radoła. - Na eliminacjach byłem w kwietniu w Warszawie, przeszedłem je pozytywnie i nastąpiła cisza. Zastanawiałem się, czy moje zgłoszenie gdzieś nie wypadło, nie zgubiło się. Po kilku miesiącach, dwa dni przed nagraniem odcinka, otrzymałem zaproszenie do Telewizji Polskiej w Lublinie. Ucieszyłem się - dodaje. Na konkretne przygotowanie miał dwa dni. Ale na szczęście wziął się za to zaraz po przejściu eliminacji, już w kwietniu. - Starałem się regularnie oglądać sam program i spisywałem sobie pytania, na które nie znałem odpowiedzi. Później doszlifowywałem wiedzę z tych dziedzin, które najczęściej występowały. Mam 2 słabe strony, z pytań, które padają w programie - chodzi o muzykę, terminy muzyczne, zwłaszcza z muzyki poważnej i parki narodowe Polski - wspomina Paweł Radoła z Grabonogu. Uważa, że oglądanie programu pozwala oswoić się ze sposobem zadawania pytań, nauczyć się rodzaju pytań.
Zawsze można przerwać nagranie
Nagranie programu odbywa się w studiu TVP w Lublinie. Akurat to, w którym wystąpili panowie z powiatu gostyńskiego, z powodu kłopotów technicznych, opóźniło się o kilka godzin. W ciągu jednego dnia nagrywane są 3 odcinki. Uczestnicy teleturnieju, oczekujący na swój występ przed kamerami, mogli obserwować inne osoby, które w tym momencie brały udział w nagraniu, ale bez dźwięku. - Strasznie się denerwowaliśmy. Ale w czasie oczekiwania poznałem kilka osób, które ze mną wystąpiły w odcinku. Rozmawialiśmy o przygotowaniach, o sposobie ćwiczeń. Okazało się, że niektórzy wertowali encyklopedie, rozwiązywali krzyżówki. A niektórzy w ogóle się nie przygotowywali - opowiada Adam Klupś. W telewizji pokazywany jest odcinek i widzom wydaje się, że występ w teleturnieju odbywa się jednym ciągiem. Niekiedy ktoś się przejęzyczy, kamera czegoś nie uchwyci i ogłaszana jest pauza. Jeśli wcześniej ktoś źle odpowiedział na pytanie, a przerwano nagranie, to trzeba - ponownie odpowiadając - popełnić błąd. Jeśli ktoś ma wątpliwości, są jakieś niejasności, odpowiadający może przerwać nagranie, zapytać o wyjaśnienie. Ale widzowie tego nie zobaczą. - Miałem taką sytuację, odpowiadałem na jedno z pytań, był jednak problem z kamerą i musiałem odpowiedzieć jeszcze raz. W momencie, kiedy prowadzący wyjaśnia pewne pytanie, zagadnienie, jasne jest, że była przerwa, bo dostaje sygnał z reżyserki. Odcinek trwa 25 minut, a samo nagranie około godziny - zdradza Adam Klupś.
Nerwy i stres, ale pozytywny
Obaj występujący w teleturnieju przyznają, że to ciekawa przygoda, ale też stres (ten pozytywny) i nerwy. Należy się skupić. Pan Adam z Wycisłowa odpowiadał 7 razy, 4 razy poprawnie. - Wydaje mi się, że 2 pytania były naprawdę trudne. Jedno dotyczyło obrazu Eugène'a Delacroix „Wolność wiodąca lud na barykady” - co przedstawia obraz? Jakie wydarzenie historyczne? Okazało się, że nawiązuje do rewolucji lipcowej, a nie Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jak odpowiedziałem. Drugie pytanie dotyczyło galaktyk spiralnych. Poległem na prostym, kiedy miałem odpowiedzieć „kaliber”. Miałem to „z tyłu głowy”. Nieraz tak jest - gdzieś odpowiedź się zawieruszy. Gdybym odpowiedział prawidłowo, być może znalazłbym się w finale - wspomina. Przyznaje, że nie zaryzykowałby w finale brania pytań „na siebie”. Tak robią uczestnicy, którzy są pewni swojej wiedzy. A najgorszy w programie jest sygnał, że upłynął już czas na odpowiedź. Uczestnicy teleturnieju z powiatu gostyńskiego opowiadają, że stres towarzyszył im również, kiedy musieli sami kogoś wybrać do odpowiedzi. - W naszym odcinku była sytuacja, że uczestnicy spędziliśmy ze sobą więcej czasu, gdyż kilka godzin oczekiwaliśmy na nagranie. Dzięki temu poznaliśmy się lepiej. Potem doszło do głupiej sytuacji, kiedy trzeba było kogoś wyznaczyć do odpowiedzi - mówi Paweł Radoła. W I i II rundzie teleturnieju odpowiadał w sumie 8 razy - najwięcej ze wszystkich. Do finałowej rozgrywki trafił z 2 szansami. Wtedy odpowiadał na 11 pytań. Nie brał na siebie żadnej odpowiedzi. Wygrał odcinek z 82 punktami na koncie. - Zabrakło mi odpowiedzi na jedno pytanie, kilku punktów. Nie wystartuję w „Wielkim finale” - wspomina pan Paweł. - Po nagraniu odcinka następuje ulga, że się skończyło, że stres odpuścił. Trochę byłem skołowany, nie wiedziałem, co się stało. To, że zwyciężyłem dotarło do mnie, kiedy na pociąg oczekiwaliśmy. Nabrałem ogromnego szacunku do rywali. Wcale nie czułem się znacząco lepszy - dodaje. Za zwycięstwo w odcinku uczestnik teleturnieju otrzymuje kilka nagród – finansową w wysokości 2 500 zł, poza tym program antywirusowy i pobyt w hotelu. - To fajna przygoda, sprawdzenie swojej wiedzy, poznanie myślących ludzi. Jestem bardzo zadowolony - podsumowuje Paweł Radoła.
Brakuje teleturniejów
Obaj uczestnicy teleturnieju mieli okazję poznać prowadzącego Tadeusza Sznuka. Wspominają go jako człowieka o niesamowicie wysokiej kulturze, sympatycznego i bardzo miłego. - Znalazł czas na rozmowę, uspokajał nas, starał się ostudzić emocje oczekujących na nagranie. Spędziliśmy z nim może 5 minut, ale można było zauważyć, że nie robi z siebie gwiazdy. Nie jest celebrytą - mówi Adam Klupś. - To było marzenie każdego z nas, aby podejść, uścisnąć mu dłoń, przez kilka sekund z nim porozmawiać, poznać go osobiście. To była dodatkowa atrakcja - dodaje Paweł Radoła.
Obaj uczestnicy programu „Jeden z dziesięciu” żałują, że w telewizji brakuje intelektualnych i edukacyjnych turniejów, skierowanych do inteligentnych osób. - W rozgrywkach typu „Postaw na milion” padają pytania statystyczne, trudno znać odpowiedź. Można się domyślać i liczyć na szczęście. Formuła teleturnieju skończyła się w polskiej telewizji. Seriale, paradokumenty przejęły czas antenowy - mówi Adam Klupś. Czy zdecydują się wziąć udział ponownie w teleturnieju? Na zastanowienie mają 3 lata (wcześniej nie można się zgłaszać ponownie). - Pan Tadeusz Sznuk ma swój wiek. Czy program przetrwa, kiedy go zabraknie? - zastanawiają się panowie.