Prawdopodobnie na przejściu dla pieszych znajdował się mężczyzna, który wczoraj zginął pod kołami samochodu osobowego na drodze krajowej nr 12 w Gostyniu.
Policjanci pod nadzorem prokuratora kilka godzin prowadzili czynności na miejscu wypadku, do którego doszło 23 grudnia o godz. 19.50 na ul. Leszczyńskiej w Gostyniu - CZYTAJ TUTAJ.
Ze wstępnych ustaleń gostyńskich funkcjonariuszy wynika, że kierujący mercedesem 31-letni mężczyzna, jechał od strony Leszna. Kiedy dojeżdżał do Gostynia, mniej więcej na wysokości wyjazdu z parkingu marketu TESCO w Gostyniu, potrącił mężczyznę, który prawdopodobnie już znajdował się na przejściu dla pieszych. Mocno zmasakrowany samochód zatrzymał się w znacznej odległości od samego miejsca wypadku, po około 200 m.
- Nie wiem, czy samo zdarzenie widziałem. Jestem w ciężkim szoku. Widziałem chyba, kiedy coś odpadało. Nie wiem nawet, w którym miejscu to się stało. Jechałem z synem. W samochodzie rozmawialiśmy. Zobaczyłem, że coś leży na drodze, jak z Goli jechaliśmy, później dużo dalej zmasakrowany samochód. Skojarzyłem to i zatrzymałem się, kiedy zobaczyłem auto z roztrzaskaną szybą. Podszedłem, zadzwoniłem na 112 - opowiadał prowadzący samochód, który jechał za mercedesem.
Siła uderzenia samochodu osobowego w 82-letniego mieszkańca gminy Gostyń była bardzo duża, mężczyzna nie miał szans na przeżycie, zginął pod kołami auta.
Kierowcę mercedesa (31 lat) na miejscu zdarzenia funkcjonariusze KPP przebadali alkomatem na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu. Wyniki pokazały, że był trzeźwy.
- Jak przewiduje procedura przy tego typu zdarzeniach, kierującemu mercedesem pobrano krew do badań, do policyjnej analizy. Odebrano mu także prawo jazdy, a sam kierowca został zatrzymany w policyjnej izbie zatrzymań - informuje Monika Curyk, zastępca oficera prasowego KPP w Gostyniu.
Kierowca mercedesa nie był jeszcze przesłuchiwany. - Policja wciąż ustala okoliczności zdarzenia, jak doszło do wypadku, czy rzeczywiście mężczyzna był na pasach. Będziemy brać pod uwagę również miejsce, gdzie znajdował się samochód po tym, jak doszło do wypadku - dodaje Monika Curyk.