Artykuł opublikowany w numerze 27/2015 Życia Gostynia
Oskar ma 9 lat. Jest radosnym, ale spokojnym chłopcem. Kocha sport, a zwłaszcza piłkę nożną. Jego ulubiony klub to Lech Poznań. Specjalnie dla niego, 4 lipca do Pępowa przyjedzie legendarny piłkarz tego klubu – Piotr Reiss. Podczas festynu „Wielkie granie dla Oskara” zbierane będą pieniądze na specjalne kółko do wózka inwalidzkiego, którym chłopiec się porusza. Oskar, mieszkaniec Pasierb, urodził się z rozszczepem kręgosłupa - przepukliną oponowo rdzeniową i wodogłowiem, czego następstwem jest niedowład kończyn dolnych. Jest po wielu poważnych operacjach. Regularnie musi korzystać z pomocy urologa, nefrologa, neurologa, neurochirurga, ortopedy i rehabilitanta.
Trzeba pomagać
Pomysłodawcą festynu jest Paweł Maciejewski z „Gościńca Pępowo”, który organizuje już po raz drugi zgrupowanie kadry polskiej AMP Futbol – piłki nożnej osób po amputacji kończyn.
- W tym roku zechcieli znowu przyjechać do Pępowa, bo im się podobało. Przy okazji, skoro ścieżki są już przetarte, stwierdziłem, że trzeba imprezę powiększyć o akcję charytatywną. Kiedy Piotr Resiss dowiedział, że chcemy komuś pomagać, to przyjeżdża z własnymi chłopakami. Oskar jest synem byłego piłkarza Dąbroczanki Pępowo. Mały urodził się z wadą, trzeba mu pomóc i zbieramy na kółko, dzięki któremu będzie mógł sam poruszać się. Oskar jest kibicem Lecha Poznań, więc wszystko się ładnie zawiązuje. Jak można pomóc, to trzeba pomagać – podkreśla Paweł Maciejewski.
Jak to dziecko
To, co dla jednych jest oczywiste, tak, jak w przypadku Pawła Maciejewskiego, dla innych niestety nie zawsze. Okazuje się, że jest pierwszą osobą, która skontaktowała się z rodziną Oskara i sama z siebie zaproponowała pomoc. – Skierowała go do nas pani Mariola Żelazna z ośrodka pomocy społecznej. Pytał, czy potrzebujemy pieniędzy? A wiadomo, że cały czas zbieramy na leczenie, rehabilitację. Oskar musi mieć łuski na nogi, taki aparat ortopedyczny, bo mu się stopy koślawią. Miał buty, były drogie, bo kosztowały prawie 700 złotych, ale trzy miesiące i wszystko mu się zwichrowało, nie zdały egzaminu. Chcemy też kupić przystawkę do wózka, aby mógł prowadzić aktywną rehabilitację, będzie mu łatwiej jechać – mówi Sylwia Kaczmarek, mama chłopca. To tak zwany handbik - napęd ręczny przeznaczony dla osób niepełnosprawnych ze schorzeniem narządu ruchu. - Ma rower trzykołowy, ale musi włożyć duży wysiłek, aby się nim poruszać, nie nadąża za kolegami, a z tym kółkiem będzie zupełnie inaczej – tłumaczy mama. Oskar jest bowiem bardzo towarzyski, bawi się z kolegami ze szkoły w Skoraszewicach, gdzie uczęszcza. - Z nauką jest różnie, jak to dziecko – przyznaje mama.
Cały czas robi postępy
Chłopiec intelektualnie rozwija się normalnie. Ze względu na niedowład nóg cały czas musi być poddawany rehabilitacji. Uczy się chodzić przy balkoniku w specjalnych ortezach. Rodzice jeżdżą z nim prywatnie dwa razy w tygodniu na rehabilitację do Kąkolewa. Zajęcia odbywały się 3 razy w tygodniu, ale ze względu na szkołę, musieli z jednych zrezygnować. – Dużo czasu tracimy na dojazdy – przyznaje Sylwia Kaczmarek. Od kwietnia Oskar ma także rehabilitację w domu, za którą płaci gmina Pępowo. – A to też musieliśmy wywalczyć z subwencji oświatowej. Należało mu się to od pierwszej klasy, ale nie wiedzieliśmy. Przyjeżdża rehabilitant z Pępowa na dwie godziny, ale to tylko w ciągu roku szkolnego. W wakacje już nie – mówi mama. Pani Sylwia podkreśla, że syn cały czas robi postępy. – Może, ktoś patrzy na to tak, że on jest na wózku i po co mu jeszcze rehabilitacja. Ale dzięki niej Oskar może być samodzielny. Jak nie będzie ćwiczył, to wszystko się zatrzyma, albo może się cofać – przyznaje matka. Rehabilitant chłopca podkreśla, że Oskar cały czas robi postępy. – Żeby tylko jeszcze chciał ćwiczyć w domu, ale nie bardzo ma chęci do tego. Chciałby chodzić, ale bez wysiłku – mówi mama. Motywuje go właśnie rehabilitant. – Z panem ćwiczenie zrobi, ze mną nie – przyznaje Sylwia Kaczmarek. Czy Oskar ma szanse na to, że będzie chodził? – Może w ortezach, żeby wstać, przejść, coś sięgnąć, to tak, ale żeby iść, nie wiem – mówi mama. Chociaż żaden z lekarzy nie powiedział rodzicom, że Oskar nie będzie chodził. - Odruchy w nogach mu zostały, ale jest za słaby, nie stanie na nich. Ma też problemy z równowagą, boi się przestrzeni, kiedy ma iść. Ale cały czas robi postępy – chwali matka.
Pozytywnie zaskoczeni
Rehabilitacja, to ogromne koszty. Rodzina mieszka w domku z babcią Oskara, wujkiem, jego żoną i dwoma kuzynami. Oskar z mamą i tatą żyje w jednym pokoju. Ojciec pracuje, pani Sylwia opiekuje się chłopcem. Gospodarstwo prowadzi jej brat. - Za wszystko trzeba płacić, o wszystko trzeba walczyć. Oskar skończy 14 lipca 10 lat. Pierwszy raz ktoś nam coś zaproponował, zorganizował. Sami zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy na pierwszy wózek, jeszcze do zerówki wtedy Oskar nie chodził. Pomogli nam ludzie ze Skoraszewic i Wilkonic. Byliśmy pozytywnie zaskoczeni, że tyle pieniędzy podarowali. Całe szczęście, że są tacy ludzie, którzy pomagają – pani Sylwia płacze, kiedy to mówi. Matka sama wtedy upiekła piękny tort i przeznaczyła na licytację. Najbardziej boli ich właśnie niesprawiedliwa ocena ludzi. - Spotkałam się z opiniami, że mają kupę pieniędzy, zmieniają samochody – mówi Emilia Jankowiak, bratowa pani Sylwii. Według niektórych, Oskar nie powinien nigdzie wyjeżdżać, nie korzystać z zabaw. - Bo jest niepełnosprawny. Nigdy nie byliśmy na wczasach – przyznaje Sylwia Kaczmarek. Bratowa potwierdza, że do tej pory rodzice chłopca sami walczyli o niego. – Widzę, ile razy Sylwia siedzi wieczorami nad stosem papierów do różnych fundacji. Szwagier non stop w samochodzie jeździ po tych wszystkich lekarzach – mówi Emilia Jankowiak. Miesięczny koszt samej rehabilitacji, to około 1 000 złotych. To, co uzbierają z 1% podatku – około 6, 7 000 złotych, wystarcza na paliwo do Kąkolewa. Raz w miesiącu muszą jechać do szpitala w Poznaniu. Oskar musi być pod kontrolą neurochirurga, neurologa, ortopedy, nefrologa, urologa i rehabilitanta. Pod kontrolą musi być zastawka umieszczona w głowie chłopca, są problemy z układem moczowym.
Jest uzdolniony muzycznie
Jaki jest Oskar, pytamy podczas wizyty w jego domu? – Indywidualista, lubi się wygłupiać, wie, jak się zachować w każdej sytuacji – odpowiada ciocia. Mama z kolei mówi, że to normalny dziewięciolatek. - Jest uparty i spokojny – wylicza. Oskar ma nadwrażliwy słuch. Czasami dźwięki bardzo go drażnią. – Dopytywaliśmy o to, ale polecono nam, żeby oswajał się z tym, żeby sobie później poradził w życiu – wyjaśnia Sylwia Kaczmarek. Chłopiec jest uzdolniony muzycznie, kiedy słyszy melodię, potrafi ją zagrać na organkach. Ma gitarę, teraz chce się uczyć na niej grać. – Będzie mógł wtedy z kolegami na ognisko chodzić i przygrywać. Nie lubi, kiedy ktoś fałszuje – śmieje się mama. Cieszy się, że koledzy go bardzo lubią. - Czasem rodzice mają z akceptacją większy problem – przyznaje. Najbardziej chłopiec lubi jednak piłkę nożną. Specjalnie dla niego wspólny pokój rodziny urządzono w barwach biało-niebieskich, czyli Lecha Poznań. Jest też herb klubu i boisko na suficie. U babci w pokoju, też jest „piłkarsko”. Rodzina wszystko robi dla chłopca. Przystosowali łazienkę, nie ma progów. Dzięki pomocy ludzi, mają wybrukowany plac na podwórzu, gdzie Oskar gra w piłkę. – Jest szczęśliwy. Sam gra wózkiem. Potrafi piłkę odbijać. Czasami tak jest, że chciałby tak jak inni, ale trudno - płacze mama.
Są wspaniali
Pani Sylwia wie, że „gadają” ci ludzie, którzy nie pomogą. - Ale ci, co pomagają są wspaniali. Nie ma co nam współczuć, bo nie ma czego. Jestem szczęśliwa, że Oskar jest, jaki jest. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby wstał i szedł. Już się do tego życia przyzwyczaiłam – mówi matka. O chorobie dziecka dowiedziała się w 26. tygodniu ciąży. – Lekarz w Gostyniu zauważył, że coś jest nie tak. Nie powiedział co, tylko skierował mnie do Poznania, a tam już z „grubej rury” mi pani doktor powiedziała, że jest wodogłowie, rozszczep kręgosłupa. Byłam w szoku. „A pani nic nie wiedziała?”, zdziwiła się. Doszliśmy do siebie. Co dwa tygodnie jeździliśmy do Poznania. Profesora się spytałam, co to za wada, to się głupio uśmiechnął i powiedział: „Na co pani liczy – zamiast mózgu jest woda i od pasa w dół dziecka nie ma”. A potem, że kobiety w szok wpadają po takim traktowaniu – przyznaje pani Sylwia. Inny lekarz pocieszał rodziców, mówił, że nie będzie tak źle. Oskar urodził się przez zaplanowane cesarskie cięcie. Opieka w poznańskim szpitalu była zdaniem pani Sylwii kiepska. Oskara zabrano do innej placówki. - Zostałam z matkami, które miały swoje dzieci przy sobie. Ja byłam sama, nie wiedziałam, co się z moim chłopcem dzieje. Pielęgniarki twierdziły, że nie mają telefonu, żeby zadzwonić i dowiedzieć się, czy wszystko jest z nim w porządku. Ale przetrwałam – mówi wspaniała mama Oskara. Chłopiec ma szczęście, ponieważ ani w niemowlęctwie, ani teraz, nie ma powikłań. – W szpitalu nas nie zostawiają, puszczają na przepustkę, bo wiedzą, że potrafimy się nim zająć, opiekujemy się. Nie jest źle, przyzwyczaiłam się do tego życia. Czasem tylko dobija mnie traktowanie ludzi – przyznaje. Pani Sylwia może liczyć na pomoc wójta. Dzięki niemu przy świetlicy jest podjazd dla wózków. Wniosek o rehabilitację też rozpatrzono szybko. Pomógł w tym nowy sołtys Szymon Jakubowski.
4 lipca na stadionie w Pępowie szykuje się wielka impreza. Każdy może pojechać, odpocząć i pomóc Oskarowi, który też tam będzie. W ubiegły piątek chłopiec odebrał świadectwo i nagrodę za wzorowe zachowanie i trzyletnie doskonalenie swoich umiejętności. - Jest zaskoczony, wzruszony i szczęśliwy, a my razem z nim – napisała w e - mailu do redakcji jego mama.
Szymon Jakubowski, sołtys Pasierb, sąsiad Oskara: - Jest to chłopak, który mimo niepełnosprawności stara się być bardzo samodzielny. Widzę jak sobie radzi na co dzień. Jest bardzo aktywny i często widzę go rzucającego piłkę. Mam nadzieję i życzę tego Oskarowi, żeby mógł pograć w piłkę nożną. Oskar jest wielkim kibicem Lecha Poznań - tak jak ja.