reklama
reklama

Od 50 lat zakład fryzjerski daje mu energię

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Anna Twardowska

Od 50 lat zakład fryzjerski daje mu energię - Zdjęcie główne

Jan Idkowski z Pogorzeli - fryzjer, radny, brat kurkowy | foto Anna Twardowska

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Ojciec chciał, aby został malarzem. On uparcie powtarzał, że marzy o zawodzie fryzjera. Pierwsze strzyżenia ćwiczył na braciach. Szło mu na tyle dobrze, że przejął salon od swojego szefa. Zawsze miał też „nosa” do uczniów - wiedział, kto odnajdzie się w zawodzie. Wykształcił niejednego adepta sztuki fryzjerskiej. 1 lutego Jan Idkowski świętował 50-lecie swojego salonu w Pogorzeli.
reklama

O emeryturze Jan Idkowski (75 l.) - fryzjer, radny, brat kurkowy, były członek zarządu gostyńskiego Cechu Rzemiosł Różnych - nie chce myśleć.

- Ja cały czas żyję tym zakładem, kocham tę pracę - zapewnia.

Właśnie minęło pół wieku, odkąd istnieje Zakład Fryzjerski Jana Idkowskiego. Swoją siedzibę miał początkowo przy ul. Krobskiej (10 lat), a później przy ul. Gostyńskiej w Pogorzeli (kolejne 40 lat). Pan Jan zawód wykonuje natomiast od 59 lat.

- Zapragnąłem być fryzjerem, ale miałem problemy ze znalezieniem praktyki u mistrza. Odwiedziliśmy z ojcem Ostrów Wlkp., Krotoszyn. Nie było. Ojciec zgłosił mnie za malarza mówiąc, że będę uczył się zawodu w Tarnogórze, z kolegami, ale mnie nigdy nie ciągnęło do zawodów typu malarz, mechanik. Nie widziałem się w tym - wspomina Jan Idkowski.

Nie zgodził się na sugestie ojca i gdy zaczął się rok szkolny - nadal szukał. Udało mu się „załapać” na praktykę w Pogorzeli - w zakładzie Marcina Rychlika przy ul. Krobskiej, u którego strzygł się ojciec.

Miał 15 lat, gdy rozpoczął naukę zawodu. Jego pierwszymi obowiązkami były głównie sprzątanie zakładu i przyglądanie się pracy szefa.

- Stałem przy szafie i trzymałem miotełkę. Z pierwszego dnia pamiętam gorące żelazka do włosów, nagrzane do 180 stopni i odpowiednio zabezpieczone. Pamiętam zapach tej spalenizny - opowiada.

Wrócił do domu i powiedział rodzicom, że cieszy się ze swojej decyzji. Szybko postarał się o tytuł mistrza, bo wiedział, że kiedyś przejmie zakład swojego szefa. Od razu po otwarciu chciał przyjmować uczniów, aby dać im szansę, którą sam dostał przed laty.

- W 1970 wziąłem ślub, po roku odkupiłem zakład. W Pogorzeli były wtedy trzy salony, a więc konkurencja i ryzyko. Ale klienci już mnie znali, miałem łatwiej - przyznaje Jan Idkowski.

Porównując „stare czasy” z obecnymi stwierdza, że wtedy było trudniej.

- Za młodu nie miałem katalogów, które co rusz teraz przychodzą do salonu. Jeździliśmy wtedy z uczennicami do Poznania na pokazy. Podpatrywaliśmy, robiliśmy zdjęcia. To wymagało większej wyobraźni. Trzeba było się nieźle nakombinować - wspomina.

Jan Idkowski wykształcił 41 uczniów i uczennic. Niektórzy mają dziś swoje zakłady w okolicy, z każdym stara się utrzymywać kontakt. Gdy odchodzili każdemu powtarzał, aby nie palić za sobą mostów, odchodzić w zgodzie. Dziś, będąc w Gostyniu, często słyszy za plecami „dzień dobry szefie!”. Cały artykuł znajdziesz w bieżącym Życiu Gostynia. Dostępne także on-line. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama