O emeryturze Jan Idkowski (75 l.) - fryzjer, radny, brat kurkowy, były członek zarządu gostyńskiego Cechu Rzemiosł Różnych - nie chce myśleć.
- Ja cały czas żyję tym zakładem, kocham tę pracę - zapewnia.
Właśnie minęło pół wieku, odkąd istnieje Zakład Fryzjerski Jana Idkowskiego. Swoją siedzibę miał początkowo przy ul. Krobskiej (10 lat), a później przy ul. Gostyńskiej w Pogorzeli (kolejne 40 lat). Pan Jan zawód wykonuje natomiast od 59 lat.
- Zapragnąłem być fryzjerem, ale miałem problemy ze znalezieniem praktyki u mistrza. Odwiedziliśmy z ojcem Ostrów Wlkp., Krotoszyn. Nie było. Ojciec zgłosił mnie za malarza mówiąc, że będę uczył się zawodu w Tarnogórze, z kolegami, ale mnie nigdy nie ciągnęło do zawodów typu malarz, mechanik. Nie widziałem się w tym - wspomina Jan Idkowski.
Nie zgodził się na sugestie ojca i gdy zaczął się rok szkolny - nadal szukał. Udało mu się „załapać” na praktykę w Pogorzeli - w zakładzie Marcina Rychlika przy ul. Krobskiej, u którego strzygł się ojciec.
Miał 15 lat, gdy rozpoczął naukę zawodu. Jego pierwszymi obowiązkami były głównie sprzątanie zakładu i przyglądanie się pracy szefa.
- Stałem przy szafie i trzymałem miotełkę. Z pierwszego dnia pamiętam gorące żelazka do włosów, nagrzane do 180 stopni i odpowiednio zabezpieczone. Pamiętam zapach tej spalenizny - opowiada.
Wrócił do domu i powiedział rodzicom, że cieszy się ze swojej decyzji. Szybko postarał się o tytuł mistrza, bo wiedział, że kiedyś przejmie zakład swojego szefa. Od razu po otwarciu chciał przyjmować uczniów, aby dać im szansę, którą sam dostał przed laty.
- W 1970 wziąłem ślub, po roku odkupiłem zakład. W Pogorzeli były wtedy trzy salony, a więc konkurencja i ryzyko. Ale klienci już mnie znali, miałem łatwiej - przyznaje Jan Idkowski.
Porównując „stare czasy” z obecnymi stwierdza, że wtedy było trudniej.
- Za młodu nie miałem katalogów, które co rusz teraz przychodzą do salonu. Jeździliśmy wtedy z uczennicami do Poznania na pokazy. Podpatrywaliśmy, robiliśmy zdjęcia. To wymagało większej wyobraźni. Trzeba było się nieźle nakombinować - wspomina.
Jan Idkowski wykształcił 41 uczniów i uczennic. Niektórzy mają dziś swoje zakłady w okolicy, z każdym stara się utrzymywać kontakt. Gdy odchodzili każdemu powtarzał, aby nie palić za sobą mostów, odchodzić w zgodzie. Dziś, będąc w Gostyniu, często słyszy za plecami „dzień dobry szefie!”. Cały artykuł znajdziesz w bieżącym Życiu Gostynia. Dostępne także on-line.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.