Artykuł opublikowany w numerze 8/2015 Życia Gostynia
Sukces Adama to połączenie talentu i ciężkiej pracy
„Na zwycięstwo składa się każda chwila, w której nie ulegasz własnym słabościom” Aleksandra Janiszewska. Słowa te pojawiły się na profilu Facebooka Adama Nowickiego. I to nie bez znaczenia. Młody gostyniak bardzo dobrze je rozumie. W końcu dzięki wytrwałości zdobył mistrzostwo Polski.
Z Adamem spotykam się w styczniowe popołudnie. Jest uśmiechnięty. Mówi szybko. I głośno. Po pewnym czasie uzmysławiam sobie dlaczego. Jest wojskowym. Choć z bronią i poligonem nie ma za dużo do czynienia. Jego praca to treningi. Częste i wycieńczające. Mimo to Adam nie narzeka. W końcu realizuje swoją pasję i na dodatek płacą mu za to. Ale po kolei.
Adam grający w piłkę
Pierwszy sport, z jakim młody gostyniak się spotkał to piłka nożna. Na boisko zabierał go tata. W przeciwieństwie do wielu jego rówieśników, do tej dyscypliny nie zapałał miłością. W trakcie kopania, spoglądał na lekkoatletów biegających wokół stadionu. W gimnazjum trenował go Waldemar Sadowski. Początki nie były łatwe. Ze słabszej grupy przeszedł do silniejszej. Trener zobaczył w nim potencjał. Adam zaczął zdobywać dobre wyniki i jeździć na zawody juniorów. W 2007 r. 17 - letni Nowicki zdobył wicemistrzostwo Polski w przełajach na 3 km. Potem pojawiały się kolejne sukcesy. Świat lekkoatletyki stał przed Adamem otworem.
Adam na rozdrożu
Po technikum miłośnik lekkoatletyki poszedł na studia do Zielonej Góry. Rozczarował się. – Profesjonalnego podejścia tam nie było. Gdybym pozostał w Zielonej Górze, nie robiłbym żadnych wywyższających się wyników, dlatego wypisałem się – stwierdza Adam. Dostał propozycję wyjazdu do szkoły w USA. Zrezygnował. Nie chciał za 10 lat być wyeksploatowanym zawodnikiem. – Kilku kolegów było w USA i przekonywali, że nie jest tam lekko. Lekkoatleci biegają na zawodach 3 razy w tygodniu. Gdy biegacz jest w najwyższej formie, chcą z niego wycisnąć jak najwięcej. Byli zawodnicy, którzy ostro tam zasuwali i przyjechali po 4 latach wypaleni. Bałem się, że też tak skończę – tłumaczy Adam. W tym samym czasie otrzymał propozycję Zbigniewa Murawskiego z 12. Dywizji Zmechanizowanej Wojska Polskiego w Szczecinie.
Adam jako biegający żołnierz
Młody gostyniak postawił sobie za życiowy cel: biegać i zdobywać jak najwyższe wyniki. Wiedział, że połączenie pasji z pracą w zupełnie innym kierunku będzie niemożliwe. Dlatego, choć wcześniej nie miał w planach być żołnierzem, reprezentowanie jednostki ze Szczecina na zawodach wojskowych było dla niego doskonałym rozwiązaniem. Mimo iż był dobrze zapowiadającym się sportowcem, nie miał co liczyć na wsparcie Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. - Organizacja ta wspiera jedynie osoby, które już osiągnęły najwyższy poziom, np. reprezentują Polskę na mistrzostwach Europy czy świata. A ci, którzy dopiero do tego dążą, nie mają szans - wyjaśnia Adam. A jednak, by biegać zawodowo, potrzeba sporych nakładów pieniężnych. - Chociażby ze względu na odżywki, wyjazdy na obozy czy zakup sprzętu. Buty, w których biegam, kosztują 500 zł, a wystarczają mi na 2 – 3 miesiące. Z kolei inne obuwie musi być do półmaratonów, inne, gdy pokonuje się trasę 5 km - wymienia gostyniak. Adam został w 2012 r. szeregowym wojskowym i oficjalnie laborantem w szczecińskiej hali. Ale jego przeciętny dzień wygląda w ten sposób, że wspólnie z trzema innymi kolegami pracę o godz. 7.30 rozpoczyna i kończy treningiem. W międzyczasie pomaga innym wojskowym (spoza grupy sportowej) podczas rutynowych ćwiczeń fizycznych na hali. Zajmuje się również protokołami czy organizacją konwojów (ustalanie harmonogramu wyjazdów, itd.). Co miesiąc wyjeżdża na obozy na południe Polski. Tak naprawdę dzięki nim może podwyższać swoje możliwości.
Adam jako zwycięzca
Wzmożone treningi przyniosły pozytywny skutek. 2014 r. był dla gostyniaka przełomowym. W maju ubiegłego roku został wicemistrzem Polski seniorów w Postominie na dystansie 10 km. Przegrał jedynie z Yareda Shegumo, który zdobył ostatnio srebrny medal Mistrzostw Europy w Zurychu w maratonie. Kolejne zmagania sportowe, tym razem na dystansie 5 km Mistrzostw Polski Seniorów w Szczecinie, zakończyły się dla gostyniaka niemałym sukcesem. Choć wynik nie był do końca szczęśliwy. Adam znalazł się na czwartej pozycji. - Spełniłem oczekiwania trenera i po części swoje. Czwarte miejsce zmotywowało mnie do tego, by szykować się do półmaratonu. Wiedziałem, że mam dobre warunki, by zrobić dobry wynik - komentuje 24 - latek. Od tej chwili Adam miał w głowie jedną myśl - osiągnąć jak najwięcej podczas ogólnopolskich zawodów w półmaratonie. - Zawsze, gdy zaczynasz trenować, musisz obrać sobie cel. Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, napędza cię to do kolejnych działań - tłumaczy sportowiec. Do rywalizacji 7 września w Pile przystąpiło około 3 tys. osób. W klasyfikacji open zajął również wysokie, bo piąte miejsce. Jako Polak był jednak pierwszy. Wyprzedzili go jedynie Kenijczycy. - W Pile byłem bardzo zmotywowany już od pierwszego kilometra. Afrykanie od pierwszej chwili wybiegli do przodu, tuż za nimi biegł Marian Błaziński, mistrz Polski z poprzedniego roku. Ja zostałem w grupie z czołowymi polskimi zawodnikami. Na 8 kilometrze postanowiłem dobiec do Błazińskiego. Gdy znaleźliśmy się na 10 km, poczułem, że mogę szybciej. Przyspieszyłem - relacjonuje Adam. Sukcesywnie powiększał swoją przewagę. - Na 14 km krzyczeli w moją stronę, że mam 150 metrów przewagi, na 16 km - już 250 m. Zaczęła we mnie wykluwać się powoli radość. Gdy masz 2 lub 3 km do mety i wiesz, że jeśli nic się nie stanie z twoim organizmem, wygrasz, pojawia się niesamowita euforia. Nad zawodnikiem, który odstaje od ciebie 150 metrów, masz minutową przewagę. To bardzo dużo - przekonuje Adam. Już przed zakończeniem biegu 24 - latek wiedział, że będzie pierwszym Polakiem, który przekroczy linię mety. - Tak bardzo się cieszyłem, że zrobiłem głupstwo. 100 metrów przed metą na górce był baner firmy produkującej buty. Myślałem, że to jest koniec trasy. Byłem tak przejęty i rozemocjonowany, iż nie zauważyłem, że nie ma żadnych ludzi. Przybiegłem, zatrzymałem się i celebrowałem swoje zwycięstwo. Podbiegł do mnie pan z ochrony i powiedział, że meta jest 100 metrów dalej - opowiada śmiejąc się 24 - latek. 7 września był dla niego najlepszym dniem w życiu. - Trener wziął mnie na ręce, zaczęliśmy skakać, ludzie kibicowali. W takich chwilach człowiek czuje nieograniczoną radość - przekonuje.
Adam - uczeń Sadowskiego
Nowicki, jak sam stwierdza, przekroczył w minionym roku pewną granicę. Osiągnął swoje marzenie sportowe. Teraz myśli o realizacji kolejnych. Chce zakwalifikować się na mistrzostwa Europy bądź na Igrzyska Olimpijskie. - Ale to też nie jest łatwe, bo na igrzyskach biegają zawodnicy z Afryki, a oni poziom znacznie zawyżają - stwierdza gostyniak. Przed nim dużo pracy. By dostać się na zawody za granicą, musi osiągnąć określony wynik. Obecnie jest w stanie pokonać 5 km w 14,12 minuty. Wymagany czas na mistrzostwa Europy to 13.40. - W tym roku chcę złamać barierę 14 minut. Mój plan to 13.50. Taki wynik będzie mi pozwalał wyjeżdżać na mitingi do Moskwy, Paryża czy Hiszpanii - zaznacza. Adam wierzy, że dzięki odpowiedniej pracy, uda się. W końcu z roku na rok widzi progres. Jest kolejna kwestia, która napawa optymizmem. Adam jest jeszcze przed wiekiem, gdy, według ekspertów, organizm ludzki osiąga szczyt możliwości w biegach na tym dystansie. Do 28 roku życia pozostały mu 4 lata. Nie zamierza tego czasu przespać. Dlatego liczy się każdy dzień. Nawet ten, w którym jest kilkaset kilometrów od swojej jednostki. I ma wolne. I powinien odpoczywać w domu w Gostyniu. Po rozmowie ze mną, która kończy się o godz. 20.00, nie ma w planach wrócić do domu i położyć się na kanapie. - Mój pierwszy trener pan Waldemar Sadowski na pewno ma wpływ na to, co teraz osiągam. Nauczył mnie systematyczności. Mam w sobie teraz taki wewnętrzny przymus. Dziś nie miałem treningu. Muszę go zrobić, choćbym skończył nawet o 23.00, bo mam zakodowane, że jeśli tego nie uczynię, pojawią się wyrzuty sumienia - przekonuje Adam. Rzeczywiście trening kończy późno. W końcu obiera sobie trasę o łącznej długości 18 km.
Wypowiedzi Adama:
„Czasem mówi się że ci, którzy biegają maratony, są nienormalni, bo gdy biegną boli ich wszystko i nadal pędzą. Mam koleżankę, która biegła maraton i przewróciła się. Dali jej kroplówkę. Chcieli ją zawieźć do szpitala, a ona powiedziała: nie i dalej biegła.”
„O czym myślę, gdy biegam? Są takie treningi, że wychodzę na rozbieganie całkiem luźne, które mnie nie męczy. Czasem zakładam słuchawki. Rodzaj muzyki zależy od tego jaki mam nastrój: hip hop, elektroniczne brzmienia, covery instrumentalne - pianino, gitara. Zdarza się, że przed biegiem mam głowę czymś zajętą, totalny mętlik, przebiegnę się 28 km, przychodzę do domu i czuję, że te problemy uleciały.”
„Każdy sportowiec ma inną taktykę na stres przed zawodami. Jeden lubi się wyciszyć, pójść w kąt i będzie zastanawiać się nad tym co będzie. Drugi z kolei chce jak najwięcej pogadać z innymi, by nie myśleć o tym starcie. Na zawodach rzadko mam słuchawki na uszach, a jeśli mam to słucham cały czas jednej piosenki, która po jakimś czasie mnie wkurza i ładuje energią.”
„Jeśli przygotowujesz się do zawodów, musisz być pewien, że zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy. Gdy stajesz na starcie wszystko ci się przypomina: byłeś na imprezie, nie zrobiłeś w tych dniach treningu... I to wszystko wpływa na twoje nastawienie. Pewność siebie i przekonanie, że jesteś w stanie wygrać stanowi 40% sukcesu.”