Aleksander Doba pływał od 1980 roku. Jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent (z Afryki do Ameryki Południowej) wyłącznie dzięki sile mięśni. Opłynął kajakiem Morze Bałtyckie i jezioro Bajkał. Również jako pierwszy opłynął całe polskie wybrzeże z Polic do Elbląga oraz Polskę po przekątnej z Przemyśla do Świnoujścia. Zmarł 22 lutego "śmiercią podróżnika" - zdobywając najwyższy szczyt Afryki - Kilimandżaro i spełniając swoje marzenia. Miał 74 lata.
Publikujemy rozmowę z podróżnikiem, przeprowadzoną w roku 2016. Rozmawiała Anna Kopras-Fijołek.
Jest pan bardzo towarzyskim człowiekiem, prawda?
Tak mówią.
Kiedy postanowił pan wybrać się w samotną wyprawę?
Kiedyś, jak jeszcze można było przewozić kajaki koleją - teraz jest z tym wielki problem, nie ma wagonów bagażowych - wędrowałem palcem po mapie i mówiłem: O, na tej rzece jeszcze nie byłem! Dojeżdżałem jak najbliżej do tego miejsca pociągiem, potem wkładałem kajak na wózek i nieraz nawet kilkadziesiąt kilometrów szedłem pieszo. Bo tam jeszcze nie byłem, a ta rzeka mnie ciekawiła. Te moje wyprawy były dla innych za ciężkie, za trudne. Dość często wybierałem się więc sam. Mam taki rekord w Polsce - w turystyce podobno nie ma rekordów - ale w jednym roku przepłynąłem ponad 5 tysięcy kilometrów. Dokładnie 5.125. Z tego 5.000 - po nowych dla mnie rzekach, trasach. Po raz pierwszy w życiu. Spędzałem 108 dni w roku na wodzie, mając tylko normalny, 26-dniowy urlop.
Kiedy pojawiła się myśl o dłuższej, poważniejszej wyprawie?
To było w 1989 roku. Zawiozłem kajak do Przemyśla i po przekątnej Polski dopłynąłem do Świnoujścia. W ciągu 13 dni.
W Przemyślu ktoś się tak zdziwił, że nawet nie wyjawił pan rzeczywistego celu wyprawy...
Jak wystartowałem, 1 kwietnia, ludzie pytali, dokąd się wybieram. Odpowiedziałem, że do Warszawy. - O, panie, taki kawał! - mówili. Nikt wtedy tak daleko nie pływał, tak dalekich dystansów. (...) No cóż, korciły mnie takie różne wyzwania, które sam sobie stawiałem. Koledzy wymiękali, oni chcieli być w grupie, posiedzieć, pośpiewać, popić. Ja miałem ciąg poznawania nowych rzek, zdobywania nowych umiejętności, bo wszystko musiałem jednak zrobić sam. Nie mogłem liczyć na pomoc innych. Ta moja zaradność życiowa w ogóle pozwalała mi na to, że mogłem bezpiecznie sobie pływać.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.