reklama
reklama

„Nie lataj tak, to dożyjesz 100 lat!” podkreśla Jan Grześkowiak, jubilat ze Smogorzewa

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Środa, 22 lutego 2023 r. to w Smogorzewie dzień szczególny, najstarszy mieszkaniec tej miejscowości obchodzi właśnie okrągłe, setne urodziny. Dziś odwiedziła go najbliższa rodzina i przedstawiciele sołeckich organizacji z sołtys Agnieszką Wojtkowiak na czele. Na oficjalne obchody poczekamy do piątku.
reklama

W środę 22 lutego 2023 r. w jednym z domów w Smogorzewie od rana przewijała się kawalkada gości. Okazją do odwiedzin były setne urodziny Jana Grześkowiaka, który w podpiaskowskiej wsi spędził całe życie. Dostojny jubilat pilnował by goście częstowali się kawą i ciastem, na które dyspensę w środę popielcową dostali od samego proboszcza. 

Jan Grześkowiak urodził się dokładnie 100 lat temu, 22 lutego 1923 roku w Smogorzewie. Zapytany o porę narodzin, odparł:

„aaa, akurat się urodziłem, jak matki w domu nie było”.

I taki właśnie jest szanowny jubilat, pełen żartów, śmiechu i przygadywanek, nawet jego szare oczy śmieją się przez cały czas.


 
„Nie czuję się na sto lat!”


Jego poczucie humoru i pozytywne nastawienie do życia jest znane wszystkim wokół, senior nijak nie pasuje do definicji nobliwego jubilata. Sam zresztą kilkakrotnie podkreślał podczas wizyty, że chyba się komuś pomyliło, bo on się na stulatka w ogóle nie czuje ani nie wygląda. I rzeczywiście, wyprostowany jak struna, bez okularów, jedynie z  niedosłuchem, mógłby swoim stanem zdrowia zadziwić niejednego lekarza. Mógłby, o ile by do doktora poszedł, bo od trzynastu lat nie miał właściwie po co, przebyte kiedyś dwa zawały to jego jedyne problemy ze zdrowiem. Pozazdrościć.  

- Papierosy paliłem z 10 lat, jak byłem młody, piłem też, schnappsa czy piwo – przyznaje ze śmiechem stulatek. - Teraz to czasami, przy okazji jakiś alkohol. Trzeba było się ustatkować!

Za to córki podkreślają z lekką zazdrością, że wiekowy ojciec nie musi stosować się do żadnej diety, zje rosół i czerninę, i sztukę mięsa.
 


Pierwszy stulatek w rodzinie


 Ciekawostką jest, że zarówno on, jak i zmarła przed 13 laty małżonka Genowefa mieli bliźniacze rodzeństwo. W rodzinie stulatka do tej pory jednak ciąża bliźniacza się nie powtórzyła. Starszy pan doczekał się dwóch córek, Haliny i Ireny oraz syna Sylwestra, który zmarł w stanie wojennym we Wrocławiu, w wieku lat 30. Pan Jan ma również 6 wnuków i 8 prawnuków. 
Jest też pierwszym członkiem rodziny, który dożył setnych urodzin.


 
Pamięta wszystko, nie życzy nikomu takich doświadczeń


 - Jak ja bym wszystko miał opowiedzieć od urodzenia, gdzie byłem co robiłem, to by książka powstała – zastrzegł Jan Grześkowiak. - Nie było łatwo, przed wojną skończyłem 16 lat, więc od razu mnie spisali, zabrali do Gostynia i wywieźli na roboty do Reichu. Po kapitulacji Niemiec wróciłem do Polski, najpierw do Szczecina, potem Poznania, aż w końcu zawieźli nas na Jarocin i mogłem wrócić do swoich rodziców, do Smogorzewa. Przeżyłem.


 Parę lat później, jako 25-latek wziął ślub z koleżanką mieszkającą kilka domów dalej i całe wspólne życie spędzili w tej niewielkiej wsi w gminie Piaski, w domu przy krzyżówce na Gostyń.

- Nie życzę wam tego, co my wtedy przechodziliśmy na tej wojnie – zaznacza.

Z zawodu jest ślusarzem, pracował w stoczniach, a potem przez wiele lat w gazowni w Gostyniu, gdzie najpierw zajmował się kontrolą szczelności instalacji gazowej, jeżdżąc po drogach i bezdrożach swoim motocyklem, a następnie przeniósł się na rozdzielnię.  

 

Powolutku, byle do wiosny


 Czym zajmuje się pan Jan na co dzień? Cieszy się życiem, słucha „Radia Maryja”, ogląda telewizję. Chętnie rozmawia z najbliższymi i sąsiadami, przesiadując w cieplejsze dni na ławeczce przed domem.

- Chyba Heniu szedł do sklepu, bo taki przygarbiony jakiś, ciągnął się noga za nogą. – potrafi dogadać młodszemu pokoleniu.

Wspomina lata młodości, okupacji oraz przymusowej pracy w obozach w Niemczech i Holandii. Budował fabryki dynamitu i zbiorniki na ropę, wydobywaną przez Niemców. Pewnego razu oberwał nawet odłamkiem przy ostrzale fabryki przez Aliantów, pozostała mu po tym blizna na karku. Pamięta do dziś, że usuwanie tego metalu odbywało się bez znieczulenia, a rana długo się nie goiła. 


Jaką ma receptę na długowieczność? Prostą.

„Nie lataj (lotej) tak! Spokojnie! Tylko się nie denerwuj!”.

 

Obiecujemy się dostosować do zaleceń i życzymy raz jeszcze wszystkiego najlepszego na kolejne 100 lat!

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama