Co trzeba zrobić, żeby zostać "Panem Gadżetem"? Jak zaczęła się przygoda z Dzień Dobry TVN?
Chciałbym powiedzieć, że dokładnie wiem jaki jest przepis i checklista, ale wszystko wydarzyło się tak dynamicznie, że 9 lat temu postawiłem swoją nogę w Warszawie, wysiadając z pociągu na rozmowę rekrutacyjną. Po wyjściu z Dworca Centralnego, który wtedy znałem jedynie z niedzielnych obiadów w rodzinnymi mieście, bowiem przewijał się na szklanym ekranie w serialu “Złotopolscy”, moim oczom ukazał się Pałac Kultury i wtedy właśnie złożyłem sobie obietnice, że kiedyś zamieszkam w stolicy. Następnie wydarzyło się mnóstwo rzeczy, które przemknęły z prędkością światła przed oczami i obecnie udzielam tego wywiadu. Do obecności w telewizji na pewno przyczynił się każdy stawiany krok w branży mediowej, każde doświadczenie, plan zdjęciowy, a przede wszystkim ludzie których poznałem. Nadmienie tylko, że mam szczęście do poznawania dobrych ludzi, którzy często dają mi wolność twórczą, za co jestem im ogromnie wdzięczny. Dalej był casting, na którym pokazałem wszystko, czego się nauczyłem, kilka miesięcy oczekiwania, w trakcie których zdarzyło mi się o udziale zapomnieć i telefon, z zaproszeniem na rozmowę.
Ile lat trwa pana współpraca z telewizją?
Świetne pytanie, bo ostatnio intensywnie się nad tym zastanawiałem i nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Po przewinięciu kalendarza oraz e-maili wychodzi na to, że w tym roku stuknęło mi 5 lat. Pierwsze kroki w telewizji w sumie dość równolegle z Dzień Dobry TVN stawiałem jeszcze w Red Carpet TV. Zabawnie, że redakcja znajduje się 2 ulice od studia śniadaniówki. Tam poruszałem tematy bardziej lifestylowe i dużo rozmawiałem z ludźmi tworząc m.in sondy uliczne.
Jest pan entuzjastą nowinek również prywatnie? Ma pan do czegoś szczególną słabość? Coś na co wydaje pan najwięcej pieniędzy?
Nierzadko jestem o to pytany i tutaj mogę zaskoczyć niejedną osobę, ale staram się posiadać minimalną ilość rzeczy. Często nie wychodzi, dlatego regularnie robię porządki, podczas których zalegające przedmioty rozdaje. Tak samo sprawy się mają z gadżetami. Kiedyś sekundy przed “Live`m” w Dzień Dobry TVN rozmawiałem o tym z Ewa Drzyzgą, odpowiadając dokładnie tak samo jak teraz, co również ją bardzo zszokowało, bo była przekonana, że posiadam magazyny takich przedmiotów. Jestem po prostu zdania: “Posiadaj mniej, ale wartościowych i jakościowych przedmiotów.” A najwięcej pieniędzy co jakiś czas wydaję na elektronikę potrzebną do pracy, kamery, mikrofony, oświetlenie - ogólnie ujmując sprzęt produkcyjny - ale takie zmiany sprzętowe nie należą do częstych.
Jak pan wspomina początki w telewizji? Czy zaliczył pan jakąś spektakularną wpadkę?
Początki wiązały się na pewno ze sporym stresem, który z biegiem czasu przekształciłem w ekscytacje i teraz każde wejście “na żywo” wzbudza przyjemny dreszczyk i zastrzyk adrenaliny, do którego ciężko znaleźć mi odpowiednik w codzienności, ale jest to fenomenalne uczucie. Spektakularne wpadki to pewnie z grubsza gagi językowe. Telewizja “na żywo” nie daje możliwości zrobienia tzw. “dubelka”, ale dzięki temu też sporo wybacza. Zdarzyło się, że przyniesione sprzęty/gadżety nagle przestawały działać, albo mikrofony w studiu zawiodły do tego coś się złamało, uszkodziło, przewróciło, ale wydaje mi się, że to po prostu elementy telewizji śniadaniowej, które są nieodzowne.
Czy bycie z małego miasteczka to przeszkoda czy atut?
W Warszawie ciężko spotkać kogoś, kto nie jest tzw. “przyjezdnym słoikiem”. Takich rodowitych Warszawiaków poznaje bardzo mało. Większość osób z mojego otoczenia pochodzi z różnych miast, miasteczek i wsi na terenie całej Polski czy nawet świata. Więc uważam, że nie ma żadnej bariery małego miasta wręcz przeciwnie. Przyjeżdżając tutaj z zewnątrz i widząc ocean możliwości, często wybudza się kreatywność, która może okazać się uśpiona w osobach, które się tutaj rodzą i na starcie mają dostęp do potężnego zaplecza. Mimo wszystko wydaje mi się, że nie ma reguły i w tym temacie nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Co radziłby pan młodym ludziom, którzy mają obawy przed realizacją swoich marzeń?
Strasznie przykre jest, że w wieku 18/19 lat często wybieramy swoją ścieżkę kariery/rozwoju i budzimy się w wieku 40/50 czując, że nie do końca trafiliśmy. W moim przypadku było to po prostu próbowanie czego się tylko dało i tak wylądowałem w mediach i filmie. Oczywiście warto mieć wykształcenie i nadal uważam, że gdyby nie Politechnika Poznańska to zdecydowanie nic z tych rzeczy by się nie wydarzyło. Więc jeżeli masz w sobie skryte marzenie, o którym wiesz tylko ty, to trafiłeś w idealny czas! Mamy internet, raz, że możesz poczytać o tym jak coś zrobić, gdzieś dojść, a dwa podzielić się swoją pasją z innymi. Na starcie warto mieć jedno - potężnie mocnego tzw. “supportera”, który wesprze cię w twoich działaniach i poda rękę w trudnej chwili. Uwierz mi, że z czasem dołączą do niego kolejni, ale tym pierwszym musisz być ty sam. Próbuj i nawet jak nie wyjdzie, to nic nie znaczy. Jutro można podjąć kolejną inną próbę.
Bohaterami pana filmów są również dwa koty. Jest pan typowym kociarzem, który ma zdjęcia swoich pupili w telefonie i wydaje więcej pieniędzy na swoje czworonogi niż na siebie?
Kocham wszystkie zwierzaczki, ale to fakt, szczególne miejsce w moim sercu zajmują koty i psy. Jestem przekonany, że jak tylko trochę chaos operacyjny się uspokoi, to pies dołączy do naszej warszawskiej drużyny. Obecnie na stanie są 2 koty Ignacy i Precel. Ciekawostką jest to, że jeden z nich pochodzi od mechanika z Witaszyczek pod Jarocinem. No i muszę to przyznać, że poznawanie właścicieli sierściuchów - kończy się wzajemnym seansem zdjęciowo-filmowym. Więc zdecydowanie mam zarówno zdjęcia jak i wideo z poczynań tych, już 9-letnich, czworonogów. A z wydawaniem, to czasem się śmieje, że żyją lepiej niż ja, ale zdecydowanie najlepiej mają podczas wycieczek do rodzinnego domu w Jarocinie. Od rodziców otrzymują opiekę 5-gwiazdkową z pakietem wyżywienia i masaży. Ciężko ich później wepchnąć do samochodu.
Realizuje pan również jako youtuber. Czy stał się pan osobą rozpoznawalną? Czy takie codzienne publikowanie treści, dzielenie się swoim życiem z internautami nie jest męczące na dłuższą metę?
To prawda, dużo treści pojawia się w internecie z moim udziałem na różnych polach czy to youtube, tiktok, instagram. Cieszę się, że mogę tak często oddawać się artystycznej wizji i realizować niekiedy dziwne, nieszablonowe pomysły zarówno przed jak i za kamerą. Jestem strasznie ciekawy ludzi więc gdy tylko zdarzają się sytuacje gdy ktoś rozpozna to, co zdarza się raczej rzadko, to zawsze zbijamy przysłowiową “piątkę” i odbywamy krótką pogawędkę.
Jak reaguje na to wszystko pana rodzina?
Moi bliscy są niewątpliwie ogromnym wsparciem. Za co jestem bardzo wdzięczny. Mimo, że dzielą nas kilometry, to czuje na odległość jak wysyłają pozytywną, wspierającą energię. Mam też u boku wspaniałą osobę, bez której ciężko byłoby wytrzymać tempo i rollercoster życia w Warszawie i pracę w branży mediowej. No i jeszcze przyjaciele, którzy nie zawsze rozumieją i wiedzą, co ja tak w zasadzie robię i gdzie właśnie przebywam, ale bez względu na to, bardzo wspierają.
Co sprawia panu najwięcej radości w życiu? A co jest dla Pana motywem do satysfakcji i dumy?
Zawsze powtarzam, że wszystko zaczyna się od ludzi i na nich kończy. Więc najwięcej radości mam z poznawania nowych osób, czy to na planach czy na ulicy i po raz kolejny podkreślę, że mam niebywałe szczęście w tym obszarze. Pierwsze co przychodzi mi do głowy związanego z satysfakcją i dumą, to na pewno projekty, które ujrzały światło dzienne, bez względu na to, jak trudne nie były i możliwość dzielenia się nimi. A z takich codziennych przyjemności to zdecydowanie spanie, przesiadywanie w kawiarniach i kino!
Żałuje pan czegoś?
Nie żałuję niczego, bo wierze, że wszystko jest po coś i jeżeli taki związek przyczynowo - skutkowy dotknął mnie w danym momencie to znaki wskazują na to, że właśnie tak miało być. Wyciągamy wnioski, jeżeli istnieje potrzeba przepraszamy/wybaczamy i do przodu.
O czym pan marzy? Czy kilkumiesięczny wyjazd do Stanów to było jedno z takich marzeń?
Wyjazd do Stanów to był genialny czas. Zastanawialiśmy się czy nie zostać na stałe, szczególnie na Hawajach, ale nie jest to takie proste. Spokój jaki panuje na wyspie plus pogoda dają fenomenalne połączenie, przeżycie i odpoczynek. Często wracam do filmów z tamtego okresu i cieszę się, że podjęliśmy decyzje o takiej podróży. Szczerze powtórzyłbym to jeszcze raz, ale w planach mamy inne destynacje. Z marzeń to na pewno jeszcze więcej zwiedzania i wyjazdów, a zawodowo cały czas wierze i czuje, że jeszcze piękne i wielkie rzeczy przede mną! Jak mawia moja babcia Maria z Jarocina, “żeby tylko to zdrówko było”. Czekajcie jest jeszcze jedno! Uczęszczając do liceum ogólnokształcącego na Kościuszki, często wchodziliśmy z chłopakami zakazanym wejściem dla nauczycieli, czyli od frontu, tylko po to żeby popatrzeć na "galerie uznanych". Dokładnie nie wiem, jak nazywa się to miejsce, ale śmialiśmy się, że kiedyś tam zawiśniemy.
Niedługo święta Bożego Narodzenia. Jak je pan najczęściej spędza?
Święta najlepiej spędzam w rodzinnym gronie. Jest nas mało, więc gdy tylko nadarza się okazja to staramy się wyjeżdżać gdzieś razem w okresie światecznym. Kolejnym pomysłem jest jechać do miejsca, gdzie będzie podczas świąt ciepło. Czy się uda? Czas pokaże.
A ulubiony sposób spędzania wolnego czasu? Czy ma pan go w ogóle?
Żyjąc w zawrotnym tempie i mieście, które nigdy nie śpi, gdy tylko mam chwilę staram się wyciszyć i wyspać. To chyba takie dwie najczęstsze praktyki, do tego spacery z dobrą kawą i kino! Śmieje się, że w kinie mógłbym mieszkać. Kiedyś dostałem w prezencie kartę do kina bez limitu, świetny czas - potrafiłem wpadać nawet 2 razy w tygodniu. Ta pasja zdecydowanie pomaga mi w pracy po drugiej stronie kamery, której obecnie wykonuje minimalnie mniej niż tej przez obiektywem, ale oba zajęcia uwielbiam tak samo.
Lubi Pan bardziej otrzymywać prezenty czy je dawać? Czy jest prezent, który zapamiętał Pan na całe życie? A może jest taki, o którym wolałby Pan zapomnieć...
Oj zdecydowanie dawać i knuć rodzinne intrygi w tajemnicy przed osobami, które zamierzam obdarować. Piękny czas! Szczególnie jak robi się wszystko na ostatnią chwilę i ten dreszczyk, czy aby na pewno pojawi się pod choinką? Wydaje mi się, że jestem w tym całkiem dobry, ale to trzeba by zapytać obdarowanych. Prezentów, o których wolałbym zapomnieć na szczęście nie mam, ale kiedyś robiliśmy materiał, w którym przepytawaliśmy przechodniów z najbardziej nietrafionych prezentów. Najczęściej padały skarpetki, moim skromnym zdaniem skarpety są zawsze mile widziane! Przecież nie kupujemy jednych na całe życie. Inna pani narzekała na zestaw patelni pięknie zapakowany po choinką, ja rozumiem, że tutaj oczekiwania nie spotkały się z rzeczywistością, ale takie nowe patelnie? No ja bym się cieszył! Z otrzymanych prezentów to na pewno w pamięci zostają takie, które oferują jakieś przeżycia - najlepiej wspólne. Mogę zdradzić, że ze względu na wyjazdy świąteczne w tym roku dostałem już przedwcześnie prezent i jest to bilet na koncert pana Timberlake, więc jestem na etapie powtarzania sobie tekstów piosenek. Tylko nie mówcie nikomu!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.