Kończy się zielone Eldorado

Opublikowano:
Autor:

Kończy się zielone Eldorado - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 16/2016 Życia Gostynia

Blady strach padł na firmy inwestujące w budowę farm wiatrowych oraz samorządy lokalne już posiadające na swoim terenie elektrownie wiatrowe lub mające w swoich planach powstanie takich obiektów. Wszystko w związku z poselskim projektem ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych - tzw. ustawa wiatrakowa lub lokalizacyjna, który wpłynął do Sejmu 19 lutego tego roku. - Od 2009 roku można zaobserwować w Polsce niezwykle dynamiczny rozwój energetyki wiatrowej. Niestety dotychczas nie zostały w dostatecznym stopniu sformułowane ramy prawne dla lokalizowania, budowy i eksploatacji elektrowni wiatrowych - czytamy w uzasadnieniu do projektu ustawy zgłoszonego przez grupę posłów. Inicjatywa poselska wprowadza daleko idące zmiany w zakresie możliwości lokalizowania farm wiatrowych, których umiejscawiania zgodnie z obecnym prawodawstwem w dużym stopniu zależało od samorządów lokalnych.

Wszystko dla ludzi

W obecnie funkcjonującym porządku prawnym powstawanie farm wiatrowych jest każdorazowo rozpatrywane indywidualnie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego oraz ewentualnie decyzji o warunkach zabudowy. Jednakże najważniejszym elementem procesu decyzyjnego jest wydanie przez władze samorządu lokalnego decyzji środowiskowej przy uwzględnieniu postanowień w formie opinii: Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska oraz Powiatowego Inspektora Sanitarno-Epidemiologicznego (SANEPID). Wszystko jest procedowane po przedłożeniu przez inwestora raportu oddziaływania na środowisko. Jednakże przepisy nie są scentralizowane. Brak przepisów dokładnie definiujących lokalizację elektrowni jest zdaniem wnioskodawców źródłem problemów, które najbardziej dotykają mieszkańców terenów usytuowanych w pobliżu “wiatraków”. - Konsekwencją tego stanu rzeczy jest lokalizowanie tych instalacji zbyt blisko budynków mieszkalnych. Stało się to powodem licznych konfliktów pomiędzy niezadowolonymi mieszkańcami a władzami gmin, gdyż urządzenia te emitują hałas, niesłyszalne dla ucha infradźwięki, powodują wibracje, migotanie światła, mogą stanowić także bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia w przypadku awarii, jak również oblodzenia łopat elektrowni wiatrowej zimą - piszą w projekcie posłowie. Dlatego też, w artykule 4 projektowanej ustawy parlamentarzyści zdecydowali o określeniu minimalnej odległość, w jakiej elektrownie mogą być lokalizowane i budowane od “budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej, w skład którego wchodzi funkcja mieszkaniowa” na równą lub większą “dziesięciokrotności wysokości elektrowni wiatrowej mierzonej od poziomu gruntu do najwyższego punktu budowli, wliczając elementy techniczne, w szczególności wirnik wraz z łopatami (całkowita wysokość elektrowni wiatrowej)”. W praktyce oznacza to, iż osoba, która chciałaby postawić budynek mieszkalny musiałaby wziąć pod uwagę wysokość istniejącego lub planowanego “wiatraka”, w pobliżu, którego zamierza stawiać dom. Od momentu boomu na farmy wiatrowe bardzo zmieniła się wysokość stawianych “wiatraków” i obecnie sięgają one kilkuset metrów. Przykładowo projekt Farmy Wiatrowej Krobia - Północ zakłada budowę elektrowni o rozmiarach do 220 metrów (liczoną wraz z łopatą wirnika). Czyli najbliższym dom mógłby powstać w odległości niemniejszej niż 2200 metrów. Ponadto za najważniejszy dokument w kwestii lokalizacji siłowni uznano miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.

Już nikt nic nie wybuduje

Między innymi zapisy w projekcie, które dotyczą nowego budownictwa mieszkaniowego, gdyż odległości nie mają zastosowania w przypadku przebudowy budynków już istniejących oraz możliwości zabudowy od już powstałych, jaki i planowanych farm wiatrowych spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem krobskiego samorządu. - Z niepokojem zwracamy uwagę, jak dalekie i negatywne konsekwencje może mieć zdrożenie projektu ustawy, zwłaszcza w odniesieniu do zapisów zakazujących lokalizowania budynków mieszkalnych albo budynku o funkcji mieszanej, w skład którego wchodzi funkcja mieszkaniowa w odległości mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości elektrowni wiatrowej - czytamy w piśmie skierowanym przez władze gminy Krobia do Związku Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej oraz Marszałków Sejmu i Senatu. - Przede wszystkim bierzemy pod uwagę konsekwencje dla naszych mieszkańców. Jeżeli kilka miejscowości w naszej gminie zostanie pozbawionych możliwości zabudowy, to trzeba podjąć działania, żeby zapobiec takiej sytuacji - tłumaczy burmistrz Krobi Sebastian Czwojda. Jego zdaniem daleko niesprawiedliwa jest sytuacja, w której mieszkańcy Przyborowa, Ciołkowa, Ziemlina, Kuczyny, Kuczynki. Rogowa - miejscowości w pobliżu już funkcjonującej Farmy Krobia - Południe zostaną skrzywdzeni poprzez przepisy nieistniejące w momencie wypowiadania się przez nich na temacie budowy farmy. - W sytuacji, gdy mówimy o przyszłych inwestycjach mieszkańcy mają możliwość wypowiedzenia się, co do rozwiązań. Natomiast, w tym momencie, mieszkańcy Przyborowa, Ciołkowa, Ziemlina czy Kuczyny takiej możliwości nie mieli. To wydaje się niesprawiedliwe - stwierdza włodarz Krobi. Podobne problemy może mieć sąsiadująca z krobskim samorządem gmina Poniec, na której terenie, w okolicach Szurkowa i Sarbinowa zlokalizowanych jest 10 elektrowni wiatrowych.

Po przedstawieniu projektu Komisji Infrastruktury zaszła, zdaniem samorządowców, jedna pozytywna zmiana w postaci artykułu 30 ustęp 8: “W ciągu 12 miesięcy od dnia wejścia w życie ustawy dopuszcza się uchwalanie planów miejscowych przewidujących lokalizację budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej, w skład której wchodzi funkcja mieszkaniowa, na podstawie przepisów dotychczasowych”. Jednakże, na przykład urzędnicy krobskiego magistratu, nie wyobrażają sobie sporządzenia nowego planu zagospodarowania dla połowy gminy w ciągu roku i postulują wydłużenie tego terminu do 36 miesięcy.

Już żaden wiatrak nie stanie

W piśmie skierowanym do związku gmin wiejskich krobscy włodarze podnoszą również kwestie zakazu lokalizowania siłowni wiatrowych, w podanych już wcześniej odległościach, od budynków mieszkalnych, co ich zdaniem może zahamować “dalszy rozwój energetyki wiatrowej na terenie całej gminy Krobia”. Konsultowany obecnie z mieszkańcami projekt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dotyczący powstania Farmy Wiatrowej Krobia - Północ przewiduje budowę 21 urządzeń przez firmę WPD Polska. - Jeżeli przepisy planowanej ustawy weszłyby w życie w obecnie procedowanej formie, niestety dalsza realizacja każdej projektowanej inwestycji z zakresu energetyki wiatrowej w naszym kraju nie będzie możliwa do zrealizowania w najbliższej przyszłości. (...) Cały świat podąża krok za krokiem w kierunku energii odnawialnej, dlaczego Polska miałaby się od tego odłączyć? Jeśli przepisy planowanej ustawy nie ulegną jednak zmianie, możliwość realizacji inwestycji Krobia - Północ będzie musiała być na nowo przeanalizowana - mówi Łukasz Lotocki, dyrektor do spraw rozwoju w firmie “WPD Polska”. Właśnie ucieczki potencjalnych inwestorów boją się gminy z terenu powiatu gostyńskiego, które są mniej lub bardziej zaawansowanym stadium planowania farm. - Gdyby projekt ustawy w takiej formie wszedł w życie to gmina Borek pod względem wiatraków jest zablokowana. Nie powstanie ani jeden wiatrak - mówi burmistrz Marek Rożek zwracając uwagę, że na terenie samorządu nie ma miejsca na stawiane wiatraków w odległościach zaproponowanych w projekcie. W różnych okresach na terenie gminy planowano od 17 do 22 siłowni wiatrowych.

Z kolei w gminie Piaski, gdzie zlokalizowane są dwa elektrownie nie ma w tym momencie problemu związanego w odległościami, ale w planie miejscowym, który w grudniu zeszłego roku przyjęła Rada Gminy Piaski przewidywana jest budowa dwóch farm wiatrowych: “Piaski I” i “Piaski II”. Docelowo wiatraki planowano umiejscowić w okolicach: Strzelec Wielkie, Strzelce Małe, Lipie, Bodzewo, Bodzewko, Szelejewo Drugie. Jednak na ostatniej sesji rady gminy wójt Wiesław Glapka poinformował zebranych, że najlepszym wyjściem będzie poczekać na ostateczny kształt przepisów projektu. - Jeżeli ustawa pozostanie w tak drastycznej formie, jak obecnie, to prawdopodobnie nie będziemy podchodzić do realizacji tego miejscowego planu, bo pewnie nie będzie sensu - skwitowała swoją wypowiedź włodarz Piasków.

W podobnym tonie jak burmistrz Borku Wielkopolskiego wypowiada się wójt Pępowa Stanisław Krysicki, który stwierdza, iż projektowane zapisy “bardziej niż pewne, wpłyną negatywnie na rozbudowę sieci farm wiatrowych na naszej gminie”. - Mamy trzy wiatraki, które wybudowano jeszcze w 2009 roku. Natomiast posiadamy plan zagospodarowania przestrzennego pod kolejnych 17 wiatraków. Ale boję się, że one już nie powstaną przy proponowanych ograniczeniach - mówi włodarz Pępowa i praktycznie powiela wypowiedź Marka Rożka w kwestii braku wolnych przestrzeni, “żeby sobie budować elektrownię, co dwa kilometry”. Wójt zwraca uwagę, że nie tylko projektowane, ale również już funkcjonujące siłownie są zagrożone. - Może być też taka sytuacja, że wiele siłowni wiatrowych zostanie po prostu zlikwidowanych przez właścicieli, bo przestanie im się to opłacać. (...) Interes przestanie się kręcić - dodaje Stanisław Krysicki.

Wszyscy na tym stracą

Brak opłacalności, o której mówi wspomina Pępowa jest związana między innymi z wprowadzaną przez ustawę koniecznością uzyskania od Urzędu Dozoru Technicznego decyzji zezwalającej na eksploatację elektrowni wiatrowych. Koncesja musi być odnawiana, co dwa lata, a jej wydanie nie przekracza 1% wartości inwestycji wybudowania elektrowni wiatrowej. - Zapisy dotyczące istniejących farm wiatrowych w kwestii czterokrotnego podwyższenia podatkowego obciążenia oraz planowana opłata za wydanie nowo wprowadzonej tzw. decyzji zezwalającej na eksploatacji (...) mogą doprowadzić do bankructwa wielu inwestorów, którzy zbudowali już elektrownie wiatrowe. (...) Sama idea dozoru technicznego w naszej ocenie jest słuszna natomiast jej kształt jak i kwestia opłaty powinny zostać ponownie przemyślane - komentuje Łukasz Lotocki z WPD Polska. Dodaje również, iż nie tylko firmy, ale również samorządy na terenie, których funkcjonują farmy stracą z tytułu podatku od nieruchomości. Te tezę potwierdza swoją wypowiedzą Sebastian Czwojda. - Zaprzestanie funkcjonowania farmy będzie miało dla nas ogromne konsekwencje. (...) Jeżeli dzisiaj jesteśmy w stanie przeznaczyć środki finansowej na chociażby remonty czy budowę dróg na terenie gminy, to utrata tak poważnego podatnika siłą rzeczy redukowałaby nasze możliwości finansowania różnych zadań, o kwotę podatku, którą ta firma płaci - tłumaczy włodarz samorządu, do budżetu którego wpływa rokrocznie około 2 000 000 złotych z tytułu należności podatkowych. Przykładowo w gminie Poniec jest to suma oscylująca w granicach 1 500 000 złotych, a samorząd pępowski otrzymuje około 120 000 złotych od jednej siłowni wiatrowej. - To może być zamach na budżety gminy, które mają już często zabukowane pieniądze i ustalone pod tym kątem inwestycje - mówi Jacek Widyński, burmistrz Ponieca, którego zdaniem w najgorszej sytuacji są samorządy, które miały zaplanowane dochody z “wiatraków” na wiele lat z wyprzedzeniem.

Trzeba szukać ratunku

Samorządy w różny sposób starają się zapobiec powstaniu ustawy w obecnym kształcie. Większość zbiera listy protestów z podpisami mieszkańców, które następnie przekazywane są na ręce firm realizujących inwestycje w zakresie farm wiatrowych i dalej trafiają do organów centralnych lub bezpośrednio przesyłane są do sfer rządzących. Niektóry szukają pomocy u swoich parlamentarzystów. Tak na przykład zrobili włodarze gminy Krobia, którzy poprosili o wsparcie wszystkich parlamentarzystów z okręgu kalisko-leszczyńskiego, dołączając do swojego wniosku podpisy mieszkańców. Jak podchodzą do zapisów ustawy posłowie i senatorowie? - Propozycja wprowadzenia 10-krotności wysokości wiatraka od zabudowań, jest dla mnie bezzasadna. (...) Oczywiście nie może być zgody na budowę nowych farm w bliskim sąsiedztwie zabudowań. (...) Głos decydujący powinni mieć mieszkańcy, nikt z Warszawa nie powinien narzucać lokalnej społeczności rozwiązań, sprzecznych z ich interesami i komfortem życia - komentuje posłanka PSL, Andżelika Możdżanowska. - Jeśli ustawa wejdzie w życie, to z możliwości lokalizowania nowoczesnych elektrowni wiatrowych wykluczone zostanie ponad 99 proc. powierzchni Polski - dodaje parlamentarzystka, zadając jednocześnie pytanie, w jaki sposób mamy pozyskiwać zieloną energię i gdzie? Zarazem krytykuje pozostał zapisy projektu ustawy. Równie sceptycznie do zmian nastawiony jest senator Marian Poślednik z PO, który stwierdza, iż są one zbyt restrykcyjne, a wejście projektowanej ustawy w życie może zaprzepaścić, to co udało się dotychczas zyskać w kwestii budowy farm wiatrowych. - Po rekordowej liczbie instalacji wiatrowych, które wykonano w ubiegłym roku w Polsce mam wrażenie, że idziemy w dobrym kierunki, dlatego niedorzeczne jest, aby teraz ten rozwój zblokować - stwierdza senator. Zwraca również uwagę na fakt, iż dodatkowe zyski z dzierżawy gruntów pod elektrownie wiatrowe zyskuje też ponad kilkadziesiąt tysięcy indywidualnych właścicieli gruntów. - Dzięki czemu rośnie cała gospodarka narodowa - zauważa Marian Poślednik. - Kukiz'15 zrobi wszystko, co w naszej mocy, aby nie dopuścić do wejścia w życie tak szkodliwej ustawy. Władze gminy Krobia zwróciły się do mnie w tej sprawie. Obiecałem pomoc i pomogę - deklaruje z kolei Jerzy Kozłowski z partii Pawła Kukiza. Inaczej całą kwestię widzi Jan Mosiński z partii Prawo i Sprawiedliwość. - Uważam, że przygotowaliśmy dobrą ustawę. (...) Co do ustawowego uregulowania minimalnych odległości, to przyjęliśmy pewien kompromis pomiędzy zwolennikami budowy farm wiatrowych, a ich przeciwnikami - mówi poseł dodając, że projekt jest odpowiedzią na postulaty wyborców, “aby powstrzymać niekontrolowaną ekspansję farm wiatrowych na obszarach wiejskich czy też patologię towarzyszącą budowie farm wiatrowych”.

Niektórzy samorządowcy mają nadzieję, że wraz z procesem legislacyjnym zapisy ustawy zmienią swój kształt. - Ja myślę, że w trakcie kolejnych czytań, przeanalizowaniu projektu przez komisję (...) stwierdzą, że jest to bubel ustawowy - mówi burmistrz Jacek Widyński i zaznacza, że “tutaj, na poziomie społeczności lokalnych” jest miejsce do decydowania o sprawach ich dotyczących.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE