reklama

Co się dzieje w Sejmie? Nasz reporter zajrzał za kulisy parlamentu [ZDJĘCIA]

Opublikowano:
Autor:

Co się dzieje w Sejmie? Nasz reporter zajrzał za kulisy parlamentu [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
41
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościObrady na sali plenarnej, miejsce, gdzie są konferencje prasowe i główny korytarz, gdzie politycy udzielają wywiadów. Tak wygląda Sejm, który znamy z telewizji. A co się dzieje w kuluarach? Byłem, widziałem i oto moje spostrzeżenia.
reklama

Pragnę podziękować za możliwość wizyty w Sejmie poseł Lidii Czechak. Jednocześnie zaznaczam, że wybór tej konkretnej osoby nie ma związku z moimi poglądami politycznymi. Tekst jest kompletnie apolityczny i nie ma na celu obrażania żadnej ze stron sceny partyjnej. 

Wejście do Sejmu, czyli sprawdzają cię lepiej niż na lotnisku 

Wszystko zaczyna się jeszcze przed gmachem na Wiejskiej. Tam właśnie znajduje się biuro przepustek. Chciałem być na posiedzeniu Sejmu od samego początku. Obrady zaczynały się o godzinie 10:00. W związku z tym pod biurem przepustek stanąłem pół godziny wcześniej. I tu już pierwsza obawa - wycieczki szkolne. Bałem się, że przez tak długą kolejkę nie zdążę na otwarcie. Na szczęście okazało się, że indywidualni goście poszczególnych posłów mają osobną kolejkę. No i tu kolejny “zonk”. Wszyscy ludzie przede mną są odrzucani i muszą czekać, aż osoby, które je zaprosiły zaintereweniują. Mnie na szczęście taki stres nie dopadł i po odebraniu przepustki udałem się w kierunku wskazanego dla mnie wejścia. Zanim jednak znalazłem się na sejmowej galerii musiałem przejść kilka kontroli bezpieczeństwa. Byłem nieco zaskoczony, ponieważ sprawdzany byłem lepiej aniżeli na lotnisku. Zdziwienie to było jednak pozytywne, bowiem pokazuje, że straż marszałkowska bardzo mocno pilnuje tego, by do gmachu parlamentu nie dostał się nikt niepowołany i traktuje swoją pracę bardzo poważnie. Po przejściu trzech kontroli bezpieczeństwa, udało mi się jednak w końcu wejść na słynny korytarz - znany z tego, że to właśnie z niego wiele stacji telewizyjnych ma swoje wejścia na żywo na anteny. Z tego miejsca politycy udzielają właśnie wywiadów emitowanych w mediach. Po drodze mijam kilka znajomych ze szklanego ekranu twarzy - Adriana Zandberga z partii Razem czy Marcina Józefaciuka z KO

reklama

Początek obrad, wnioski formalne i jedna wielka awantura 

Po kolejnej kontroli przed wejściem na galerię znalazłem sobie miejsce na dziesięć minut przed planowanym początkiem obrad. Sala była jeszcze niemalże pusta, ale z każdą chwilą zapełniała się coraz bardziej. Pojawiła się także oczywiście poseł Lidia Czechak. Tuż przed rozpoczęciem obrad Sejm uczcił minutą ciszy pamięć Lucjana Brychczego, a więc jednego z najwybitniejszy polskich piłkarzy, który zmarł 2 grudnia w wieku 90 lat. To był jednak ostatni spokojny na dłuższy czas moment, bowiem marszałek Szymon Hołownia otworzył obrady. I wtedy się zaczęło. Już w pierwszym wystąpieniu poseł Jarosław Sachajko (Wolni Republikanie) zauważył, że na sali nie ma premiera (umknęło to mojej uwadze, a Donald Tusk rzeczywiście nie pojawił się na sali plenarnej aż do mojego wyjścia z parlamentu). To było jednak tylko zapowiedzią co stanie się za kilka chwil. Gwar podniósł się już po przemówienia Przemysława Czarnka (PiS). Ex minister edukacji zapowiedział, że właśnie klub parlamentarny do którego należy wniósł projekt ustawy o “zakazie kłamstwa banderowskiego w Polsce” . Przy okazji podkreślił, że jego środowisko polityczne “żąda natychmiastowej zgody na ekshumację ofiar zbrodni wołyńskiej”. Wywołało to bardzo duże owacje, zwłaszcza wśród środowisk prawicowych. Kilkadziesiąt sekund później na mównicy pojawił się Jakub Rutnicki (KO). Od początku jego przemówieniu towarzyszyły okrzyki przypominające… odgłosy szczekającego psa. Parlamentarzysta z Wielkopolski mówił o raporcie, w którym ukazane zostały rzekome związki kandydata popieranego przez PiS w wyborach prezydenckich - Karola Nawrockiego - z różnymi podejrzanymi środowiskami. Pomimo tego, że poseł Rutnicki mówił donośnym głosem, jego przemówienie było ledwo słyszalne. Wszystko przez coraz głośniejsze “psie okrzyki”. Jak wyjaśniła mi później Lidia Czechak nie jest to jednorazowy przypadek: 

reklama

- On ma pseudonim “Bulterier”. Jeśli trzeba poruszyć jakąś głośną sprawę, która uderza w nasze środowisko, to wówczas pojawia się właśnie poseł Rutnicki, a towarzyszą mu właśnie takie okrzyki - mówiła mi później nasza lokalna parlamentarzystka.

Wypowiedź ta przez jeszcze kilka minut była pretekstem do dyskusji.

Z marszałkiem Hołownią dyskutował Piotr Gliński. Były wicepremier zarzucał szefowi parlamentu, że dopuścił on do głosu posła Rutnickiego mimo tego, że nie zgłosił on wniosku formalnego.

- Proszę się nie unosić panie pośle [...] Proszę, żeby wrócił pan na miejsce, bo przekracza pan granice prowadzenia debaty parlamentarnej w tej izbie [...] Proszę wrócić na miejsce zanim uznam, że zakłóca pan obrady izby. Ja pana nie straszę, ja informuje pana o regulaminie - “spacyfikował” posła Glińskiego marszałek Hołownia. 

reklama

Na sam koniec inauguracji posiedzenia głos z okazji Barbórki - święta górników - zabrali Łukasz Ściebiorowski (KO) oraz Grzegorz Matusiak (PiS). Ten ostatni był ubrany w mundur górniczy. Życzyli oni pracownikom kopalń wszystkiego, co najlepsze z okazji ich święta. Po jeszcze kilku wnioskach formalnych nastąpiła krótka przerwa w obradach. 

Zaczynamy zwiedzanie

W trakcie tej przerwy na galerii pojawił się między innymi wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak (Konfederacja). Rozmawiał z włoską grupą parlamentarzystów, która przyglądała się obradom 4 grudnia. Do mnie z kolei dołączyła poseł Lidia Czechak, z którą rozpocząłem zwiedzenia gmachu parlamentu. W międzyczasie wznowione zostały obrady, które prowadził wicemarszałek Piotr Zgorzelski (PSL - Trzecia Droga). Zwiedzanie rozpoczęliśmy od przejścia przez “galerię ścianek”. Nazywam tak to miejsce, bowiem w Sejmie jest taki korytarz, na którym wystawione są ścianki z logami poszczególnych partii. Na ich tle parlamentarzyści bardzo często występują w telewizji. Zdziwił mnie jednak brak ścianki Prawa i Sprawiedliwości. Jak tłumaczy mi jednak Lidia Czechak jest to spowodowane tym, że PiS - jako największy klub w Sejmie - ma w nim swój cały oddzielny segment do dyspozycji. To właśnie do niego udajemy się w następnej kolejności. Sam klub nie robi na mnie dużego wrażenia. Pomieszczenie urządzone są raczej w starym stylu, które pamięta jak największymi klubami były SLD czy AWS. Przydałaby mu się gruntowna renowacja, ale zakładam, że nie ma kiedy jej przeprowadzić. W momencie kiedy nasza posłanka oprowadza mnie po korytarzach KP PiS do pomieszczenia wchodzi… Jarosław Kaczyński. Rzadka to okazja, żeby zobaczyć na żywo jednego z dwóch najbardziej wpływowych polityków w tym kraju. Wraz z prezesem idzie cała świta posłów, w tym oczywiście Mariusz Błaszczak - obecnie szef klubu. Mówimy wspólnie z Lidią Czechak wszystkim “Dzień dobry”, po czym udajemy się na dalsze zwiedzanie. Kolejnym przystankiem jest Senat. Obie izby parlamentu mieszczą się w tym samym budynku, więc nie jest trudno pomiędzy nimi przechodzić. Trafiamy na spore zamieszanie. Okazuje się, że za chwilę konferencję prasową ma mieć Marszałek Senatu. Chce przyjrzeć się temu wydarzeniu. Niestety po chwili przychodzi informacja, że konferencja została przełożona na późniejszą godzinę, wobec czego idziemy w dalszą podróż po parlamencie i w taki sposób trafiamy na kolejną konferencję … tym razem Marszałka Sejmu. Szymon Hołownia pytany jest tam między innymi o artykuł z “Tygodnika Powszechnego”. Napisano w nim, że Karol Nawrocki może zostać wycofany z wyborów prezydenckich, a wspólnym kandydatem Trzeciej Drogi i PiS-u miałby być właśnie Hołownia.

reklama

 - Chyba kogoś fantazja poniosła - mówię Lidii Czechak. 

Posłanka odpowiada szczerym uśmiechem.

Restauracja poselska - tam zwykły Kowalski nie wejdzie

Po drodze z konferencji mijamy między innymi gablotę, w której znajdują się stare laski marszałkowskie. Następnie różnego rodzaju podziemia. Zmierzamy do części, do której dostęp mają tylko i wyłącznie parlamentarzyści oraz ewentualnie ich goście. Zatrzymujemy się przy długim biurku. 

- Tutaj posłowie mogą zgłaszać wszystkie swoje potrzeby związane z dojazdami. Swoje stanowiska mają tu chociażby LOT czy PKP i jeżeli ktoś zapomni, to wówczas tu może drukować i kupować swoje bilety - mówi mi Lidia Czechak. 

Następnie udajemy się do restauracji poselskiej. O dziwo brakuje miejsca, ale w końcu coś znajdujemy i siadamy. Rozmawiamy między innymi o jarocińskiej polityce samorządowej i o tym, jak Lidii Czechak pracuje się jako poseł przez pierwsze pół rok.

 - Pierwsze tygodnie były ciężkie, bo trzeba było się tego wszystkiego nauczyć, co i gdzie się znajduje, ale z czasem stało się to coraz prostsze. Tematy też mam raczej znane, bowiem zajmujemy się tym samym, czym zajmowałam się w samorządzie tylko, że na większą skalę, także dość łatwo było się przestawić z jednej pracy do drugiej. Trudniejsza była decyzja, czy przyjąć mandat. W powiecie miałam czułam się bardzo dobrze i od początku nie wiedziałam, czy przejąć mandat po Marlenie Maląg, ale w końcu się zdecydowałam i nie żałuje - podsumowuje jarocińska posłanka. 

Opowiadam też o ostatniej wizycie, jaką jedna z naszych dziennikarek odbywała w Sejmie. Wówczas na zaproszenie posła Andrzeja Grzyba (PSL - Trzecia Droga) w parlamencie w 2007 roku pojawiła się Anna Gauza - obecnie dyrektor portali w Południowej Oficynie Wydawniczej. Rozmawiamy także o pośle Grzegorzu Napieralskim, który ma rodzinę w Jarocinie. To uruchamia w Lidii Czechak kolejne wspomnienia. 

- Jego kuzynka mieszka w Jarocinie, jest moją bardzo dobrą koleżanką. Kiedyś w czwórkę z p. Bronią Włodarczyk, Kasią Szymkowiak i Marzenką miałyśmy taki” salonik dyskusyjny” i chociaż każda była z innej opcji politycznej, to udawało nam się dogadać, to są piękne wspomnienia uwielbiałam te spotkania - wspomina. 

Po zakończonej wizycie w restauracji ruszamy w dalszą podróż. Mijamy słynny “Bar za kratą”. Tam jednak już wejść nie mogę. Jedyna pamiątka jaka mi po nim zostaje to zdjęcie, które możecie zobaczyć państwo w galerii. Kolejnym punktem na naszej trasie jest wizyta w budynku, w którym odbywają się prace komisji sejmowych. Trafiamy na Komisję Kultury i Środków Przekazu, a więc jedną z tych, która jest najbardziej związana z branżą medialną. Akurat na posiedzeniu, na którym byliśmy toczyła się dyskusja na temat sposobu popularyzacji i działań związanych z patronami roku 2024. W momencie, w którym wchodzimy przyglądać się obradom swoje wystąpienie ma Joanna Lichocka (PiS), która ściera się z Markiem Błońskim - likwidatorem Polskiej Agencji Prasowej 

Smutny widok sali sejmowej podczas ważnej dyskusji 

Po krótkim pobycie na komisji wracamy powoli na galerię. Po drodze wchodzimy jeszcze do sejmowej biblioteki i czytelni. Niestety jest w niej aktualnym momencie pusto. Niemal tak samo pusto jak na sali sejmowej, gdzie prowadzona jest dyskusja na temat budżetu na 2025 rok. Tak - podczas dyskusji o najważniejszej ustawie w tym kraju frekwencja wynosi 50-60 posłów, a na sali nie ma ani premiera, ani ministra finansów, a więc dwóch najbardziej odpowiedzialnych osób za konstrukcjego tej ustawy. Być może za bardzo się unoszę, ale krew mnie zalewa jeśli dyskutowana tak ważna ustawa, która jeśli nie przejdzie w Sejmie to sprawi, że wszyscy państwo posłowie stracą swoją pracę, bo będą potrzebne nowe wybory. Straszne to i bardzo smutne, ale winne są temu komisje, które mają swoje posiedzenia właśnie w trakcie posiedzenia Sejmu. Jak tłumaczy mi poseł Lidia Czechak parlamentarzyści wybierają komisje, ponieważ jeśli na nich nie będą, to stracą część swojego uposażenia. 

- Ja kiedyś przez opóźnienie pociągu spóźniłam się na komisję około piętnastu minut i już musiałam tłumaczyć się marszałkowi Zgorzelskimu, dlaczego tak się stało, bo inaczej straciłabym część swojego wynagrodzenia - tłumaczy nasza pani poseł.

Wspominam więc o pomyśle marszałka Hołowni, który chciał, żeby posiedzenia odbywały się w inne tygodnie aniżeli posiedzenia Sejmu. Co ciekawe Lidia Czechak jest za tym, jednak jednocześnie dodaje: 

- Najprawdopodobniej to prawo nie przejdzie, bo przyjęta jest zasada, że poseł ma być 14 dni w miesiącu w Sejmie, a 14 dni w miesiącu pracować w terenie, więc najprawdopodobniej zabrakłoby na tą drugą aktywność czasu.

Słuchamy jeszcze przez jakiś czas debaty sejmowej na temat budżetu i co jakiś czas komentujemy to, co pada z mównicy. Na galerii pojawiają się także różne znane twarze, m.in. Sławomir Mentzen. Jak się okazuje, kandydat Konfederacji na prezydenta, przyszedł tylko po to, żeby nagrać tam… tik-toka. Na nagraniu podkreślał w nim mniej więcej to samo, co ja przed chwilą, a więc brak zainteresowania debatą przez posłów. Około godziny 13:30 żegnam się z Lidią Czechak, bowiem ma ona jeszcze do wykonania trochę swoich obowiązków poselskich. Postanawiam zostać w Sejmie i powłóczyć się samopas. W końcu przepustka którą mam, umożliwia mi wejście w bardzo wiele miejsc. Co jakiś czas zaglądam także na galerię, żeby posłuchać chwilę debaty. Okazuje się, że mam szczęście, gdyż w trakcie mojej obecności przemawia Janusz Kowalski (PiS), a więc jeden z tych posłów, którzy są bardzo popularni wśród ludzi właśnie przez swoje wypowiedzi. 

- Państwu zależy na edukacji dla mniejszości niemieckiej i dla Niemców, a nie dla Polski. Jedną z waszych pierwszych decyzji było to, że przeznaczyliście gigantyczne kilkadziesiąt milionów na finansowanie nauki języka niemieckiego pomimo tego, że Polacy nie mają do dziś w Niemczech pieniędzy na naukę języka ojczystego. Wy nawet wstydu nie macie, bo wszystko swoim rozdajecie. Konkretny przykład BGK. Czy wiecie państwo, że BGK zawarło umowę z Fundacją Rozwoju Śląska, której rzeczywistym beneficjentem jest były poseł Mniejszości Niemieckiej Ryszard Galla [...] 

To tylko fragment, ale były oczywiście jeszcze klasyki, czyli Jurek Owsiak, Ursula von der Leyen, elity lewackie, opuszczenie przez Pana Boga i oczywiście powtarzany nagminnie przez tego polityka Tusk. Po tym wystąpieniu udaje się jeszcze na chwilę do Senatu. Nie robi on aż tak dużego wrażenia na mnie, jak Sejm. Mam też okazję zobaczyć, jak od kulis wygląda praca dziennikarzy, sprawozdawców sejmowych, bowiem jestem świadkiem konferencji prasowej tym razem polityków partii Razem. Jak się okazuje miejsce, z którego często oglądamy konferencję, jest ustawione tak na stałe i jedyne co się robi, to włącza światła i kamery. Kilkanaście minut po godzinie 15 decyduje, że wszystko, co się dało zobaczyłem, tak więc powoli zmierzam do wyjścia, robiąc jeszcze kilkanaście zdjęć, które możecie zobaczyć w galerii. Ostatnią rzeczą jaką muszę zrobić jest oddanie przepustki, co robi się na wyjściu z Sejmu. 

Nad Warszawą zaczyna się robić już ciemno, a ja z kolei zmierzam w kierunku Dworca Centralnego, skąd muszę pojechać do Poznania. W końcu kolejnego dnia mam zajęcia, a szkoda byłoby je opuścić. 

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Artykuł pochodzi z portalu jarocinska.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama