29 lokalnych wydawców z całej Polski publikuje na swoich portalach teksty Tygodnika Zamojskiego, na który sąd nałożył prewencyjny zakaz publikacji
Media lokalne to najważniejszy bezpiecznik Polski samorządowej. Opisują, relacjonują, ale przede wszystkim pełnią funkcje kontrolne wobec władzy i patrzą jej na ręce.
W listopadzie w Zamościu doszło do wstrząsajacej sytuacji: Sąd Okręgowy uznał, że ważniejsze jest dobre samopoczucie osob publicznych i miejskiej spółki, niż prawo mieszkańców do informacji. Nałożył na Tygodnik Zamojski 11-miesięczny zakaz publikacji na temat działalności Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w tym mieście. Nakazał także usunięcie dotychczas opublikowanych tekstów ze stony internetowej.
To nic innego jak zakazana w konstytucji cenzura prewencyjna. Jeśli będziemy się godzić na taka metodę, jeśli nie zaprotestujemy, obudzimy się w rzeczywistości, w której takie zakazy są normą. Nie wchodząc w meritum sporu między spółką a gazetą, protestujemy przeciw ograniczaniu prawa mieszkańców do informacji PRZED rozstrzygnięciem sądowym.
Takie sądowe zabezpieczenia to śmierć mediów. A bez mediów nie ma demokracji.
Sądowy zakaz dotyczy tylko Tygodnika Zamojskiego. Dlatego 29 lokalnych wydawców, w geście solidarności, publikuje na kilkudziesięciu portalach zakazane teksty. Ukazują się tego samego dnia.
Cenzura nie przejdzie!
Patryk, Ślęzak: Gazeta Lokalna Kutna i Regionu, Kutno.net.pl; Mariusz Ansion: Kurier Słupecki, slupca.pl; Daniel Długosz: Nowa Gazeta Trzebnicka, nowagazeta.pl; Wojciech Waligórski: Nowy Łowiczanin, lowiczanin.info; Jacek S. Wasilewski: Kurier Podlaski-Głos Siemiatycz, kurierpodlaski.pl; Jarosław Babicki: Tygodnik Starachowicki, starachowicki.eu
Janusz Urbaniak: Rzecz Krotoszyńska, rzeczkrotoszynska.pl; Mariusz Leszczyński: Aktualności Lokalne, zlotowskie.pl; Dominik Księski: Pałuki, Pałuki i Ziemia Mogileńska, palukitv.pl, palukimogilno.pl; Bogdan Rojkowicz: Korso, korso.pl; Robert Majchrzak: Tygodnik Kętrzyński, tygodnikketrzynski.pl; Grzegorz Łabaj: Nowa Gazeta Lokalna, lokalna24.pl; Wojciech Naja: Reporter Gazeta, reportergazeta.pl; Marta Ringart: Kurier Gmin, kuriergmin.pl; Maciej J. Kowalski: Nowy Wyszkowiak, nowywyszkowiak.pl
Kamil Miller: Gazeta Gryfińska, egryfino.pl; Franciszek Matysik, Co tydzień Jaworzno, jaw.pl; Ryszard Pajura, Obserwator Lokalny, debica24.eu; Alicja Molenda: Przełom, przelom.pl; Mateusz Orzechowski: Wspólnota, 24wspolnota.pl; Paweł Okulowski: Nowiny Raciborskie, Nowiny Wodzislawskie, nowiny.pl; Maciej Grzmiel: Czas Chojnic, tygodnik Tucholski, czas.tygodnik.pl, tygodnik.pl; Jakub Dźwilewski, Dobra Gazeta, dobragazeta.com.pl, kedzierzynkozle.tv; Michał Gawryołek, Twój Głos Ryki, Twój Głos Garwolin, twojglos.pl, twojglos-garwolin.pl; Piotr Piotrowicz: Gazeta Jarocińska, Życie Pleszewa, Gazeta Krotoszyńska, Życie Gostynia, Życie Rawicza, jarocinska.pl, zpleszewa.pl, krotoszynska.pl, gostynska.pl, rawicz24.pl; Radosław Bartkowiak, Gazeta Słupecka, gazetaslupcka.pl; Paweł Kozera: Mazowieckie To i Owo, Tygodnik Nowodworski, Tygodnik Pułtuski, toiowo.eu, pultuszczak.pl, nowodworski.info, jarmark24.pl; Andrzej Andrysiak: Gazeta Radomszczańska, radomszczanska.pl, Michał Szrajber: Strzelec Opolski, strzelecopolski.pl
Tekst, od którego wszystko się zaczęło
Pulikacja I
CBA sprawdza, czy w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Zamościu nie został ustawiony przetarg
Centralne Biuro Antykorupcyjne w PGK
Dlaczego Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Zamościu wybrało ofertę zamojskiej firmy, za 8,5 mln zł, o blisko 2 mln zł droższą od oferty firmy z Gdańska? Czy to przypadek, że spółka zleciła wykonanie dokumentacji inwestycji siostrze właściciela firmy, która potem wygrała ów przetarg? I kolejny zbieg okoliczności: zwycięzca przetargu niemal dokładnie podał cenę inwestorską. W tej sprawie pytań jest więcej. Właśnie to jest przedmiotem zainteresowania Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Informacja o tym, że CBA interesuje się zamojską spółką miejską, krążyła od kilku tygodni.
– Jakie konkretnie przetargi sprawdzają służby? – dopytywała na sesji 27 sierpnia radna Marta Pfeifer. Odpowiedzi nie uzyskała. Ani na to pytanie, ani na postawione kilka dni wcześniej, podczas posiedzenia komisji budżetowej, m.in. o wysokość zarobków na stanowisku prezesa PGK w latach 2014-2017 czy nakładów poniesionych na remont biurowca spółki. Bo... na sesji nie było Jarosława Maluhy, prezesa PGK Sp. z o.o. (jak tłumaczyła wiceprezydent Magdalena Dołgan, jest na urlopie) ani żadnego przedstawiciela spółki. Ta nieobecność dziwiła, tym bardziej że w programie obrad zaplanowano analizę sytuacji ekonomicznej spółek miasta (w tym PGK). Warto dodać, że od lat jest ona przyjmowana przez radnych zawsze na sesji sierpniowej. I nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby właśnie wtedy – gdy pada sporo pytań – zabrakło kogoś z kierownictwa. W kuluarach komentowano, że może to być celowa zagrywka, by uniknąć odpowiadania na niewygodne pytania, związane z przetargami sprawdzanymi przez CBA.
O co chodzi?
Zapytaliśmy więc u źródła, czyli w CBA. Odpowiedź, którą otrzymaliśmy, jest enigmatyczna. Wynika z niej, że agentów interesuje „Analiza wybranych aspektów związanych z zamówieniem publicznym przeprowadzonym przez Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w zakresie budowy instalacji fotowoltaicznej na części reaktywowanej kwatery składowiska odpadów (w Dębowcu – przyp. red.)”. Ale też „rekultywacji części wyłączonej z eksploatacji kwatery składowiska odpadów oraz budowa drogi dojazdowej”.
Jednym słowem: chodzi o sposób przeprowadzenia przetargu i wyłonienia wykonawcy inwestycji na terenie Regionalnego Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. „W PGK trwa obecnie analiza przedkontrolna” – brzmi komunikat przesłany nam z Wydziału Komunikacji Społecznej CBA. Na tym etapie służby nie informują o szczegółach swoich działań. Postanowiliśmy więc przyjrzeć się tej inwestycji i procedurze przetargowej. Dotarliśmy do dokumentów i informacji, które mogą układać się w pewną logiczną całość. I pozwalają przypuszczać, że przetarg mógł być ustawiony pod „swojego”. Czy potwierdzą to ustalenia CBA?
Układ rodzinny
Trochę chronologii. Sprawa ma początek w październiku 2016 r. Wówczas prezesem zamojskiego PGK został Jarosław Maluha (Rada Nadzorcza, ustanowiona przez prezydenta Andrzeja Wnuka, powołała go z dniem 18 sierpnia tego roku; wcześniej był prezesem innej miejskiej spółki – MZK). Wtedy PGK przymierzało się do budowy instalacji fotowoltaicznej na terenie RZZO w Dębowcu.
Z naszych nieoficjalnych informacji, a także z późniejszych dokumentów wynika, że kluczowa jest firma spod Zamościa – nazwijmy ją „X”. Jej właściciel prawdopodobnie już wtedy mógł szykować się do wykonania tej intratnej, wielomilionowej inwestycji. Ruchy wykonywane potem ze strony PGK zdawały się to uprawdopodabniać.
Żeby ogłosić przetarg, niezbędne było wykonanie dokumentacji inwestycji. Dziwnym trafem PGK – bez przetargu (za 50 tys. zł netto) – wybrało do tego firmę „A”, również spod Zamościa, która w swoim profilu działania ma działalność związaną z zagospodarowaniem terenów zieleni i sprzedażą kwiatów, a nie – jak można by się spodziewać – fotowoltaikę. Co ciekawe, prowadziła ją rodzona siostra właściciela firmy „X”. Zgodnie z przepisami, gdyby on sam wykonał dokumentację, nie mógłby potem przystąpić do przetargu. To by go wykluczało na starcie.
Umowę pomiędzy PGK a firmą „A” zawarto 16 października 2016 r. Miała ona wykonać dokumentację pod nazwą „Budowa instalacji fotowoltaicznej o mocy do 1 MW na terenie RZZO w Dębowcu”. Najpierw zakreślono termin do połowy grudnia 2016 r, potem aneksami przedłużano go o kolejne miesiące. Wprawdzie ową dokumentację wykonywała firma „A”, ale korespondencja w sprawie szczegółów umowy (w tym wszelkie kosztorysy) prowadzona była z... adresu mejlowego firmy brata („X”). Trudno zatem uwierzyć, że właściciel „X” nie znał treści korespondencji, więc i nie wiedział, jakie są kosztorysy, które potem PGK przyjęło jako kosztorysy inwestorskie. Można też przyjąć za pewnik, że już na tym etapie wiedział sporo na temat planowanego zadania.
Przetarg, czyli trzy w jednym
10 sierpnia 2017 r. PGK ogłosiło przetarg pod nazwą „Budowa instalacji fotowoltaicznej na części zrekultywowanej kwatery składowiska odpadów rekultywacji części wyłączonej z eksploatacji kwatery składowania odpadów oraz budowa drogi dojazdowej”. Upraszczając: chodziło o wykonanie farmy fotowoltaicznej, rekultywację terenu i zbudowanie drogi dojazdowej. Wszystko „w ramach jednego zadania”, co zawarto w specyfikacji istotnych warunków zamówienia.
Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że i na tym etapie zamojski przedsiębiorca mógł mieć wpływ na to, co znajdzie się w specyfikacji. Właśnie zapis „w ramach jednego zadania” wywołał sprzeciw dwu firm zainteresowanych przetargiem. Jedna chciała budować tylko drogę (od razu została wykluczona). Druga, firma z Gdańska, nazwijmy ją „Y” (spełniała dwa wymogi, drogi nie budowała), sprzeciwiła się takiemu zapisowi i uznała, że „narusza to przepisy zachowania uczciwej konkurencji i równego traktowania wykonawców”. Ostatecznie zapis ten nieco złagodzono, w efekcie czego w przetargu mogły wystartować dwie firmy: zamojska „X” i gdańska „Y”.
(Nie) budował? (Nie) rekultywował?
Tu dochodzimy do ważnego momentu. Jednym z warunków uczestnictwa w przetargu było przedstawienie przez oferentów referencji. Mieli pokazać, że mają doświadczenie w wykonaniu inwestycji, które chciał zrealizować zamojski PGK.
– Referencje firmy z Gdańska są imponujące – ocenia nasz ekspert, któremu pokazaliśmy obszerny dokument złożony przez firmę „Y” – działa na rynku w tej branży od ponad 20 lat. Tymczasem firma „X” referencje przedstawiła (w formie oświadczenia) na jednej kartce. Wymieniła inwestycję w Tomaszowie Lub., której zakres robót obejmował kilkanaście punktów. Wśród nich znalazły się m.in. budowa farmy fotowoltaicznej, wykonanie drogi dojazdowej i rekultywacja terenu po składowisku odpadów. Te punkty dawały firmie „X” gwarancję pozostania w przetargu (albo nie wykluczały jej). Ale dokumenty dotyczące wskazanej tomaszowskiej inwestycji nie potwierdzają, by „X” jako wykonawca robił drogę i rekultywował teren. Drogi w ogóle tam nie wykonywano, a teren – to również jasno wynika z dokumentacji – był już zrekultywowany. Zatem referencje „X” muszą budzić wątpliwości.
Komisja przetargowa dała jednak wiarę złożonemu przez „X” oświadczeniu. Więc w grze wciąż pozostawało dwóch oferentów. Decydująca – jak się okazało – była cena.
Droższy, ale swój
Całość zadania (trzech inwestycji) firma zamojska „X” chciała wykonać za 8,5 mln zł brutto (w tym budowa farmy fotowoltaicznej o mocy 0,7 KW miała kosztować 5 mln netto). Stawka była nieznacznie niższa od stawki w kosztorysie przygotowanym przez firmę siostry.
Cena oferenta z Gdańska była o ok. 2 mln niższa i wynosiła 6,6 mln zł (według niej budowa samej farmy to koszt 3,7 mln zł netto).
PGK wybrało... droższą ofertę. Odrzucając propozycję „Y”, uzasadniało, że firma z Gdańska zaproponowała „rażąco niską cenę”. Przedsiębiorca wyjaśniał, że przyjęte w ofercie ceny są realne, rynkowe, niezaniżone.
Zamojska spóła tłumaczeń nie uwzględniła i ostatecznie ofertę „Y” odrzuciła.
– Dlaczego tak wysoko została wyceniona ta inwestycja przez inwestora, nie wiemy. Gdyby zrobiono to w taki sposób, jaki my to robiliśmy, a naprawdę zaproponowaliśmy cenę realną, konsultowaną z naszymi podwykonawcami, nie byłoby rażąco niskiej ceny – komentuje szef firmy „Y” z Gdańska (wynajęła kancelarię prawną do analizy dokumentów przetargowych). Dziwi się, jak to możliwe, że druga firma („X” – przyp. red.) „niemal dokładnie podała cenę inwestorską”.
Wyliczenia specjalistów
Spytaliśmy specjalistów, czy cena zaproponowana przez „Y” rzeczywiście była rażąco niska. Powołując się na fachową literaturę, wskazali jednoznacznie, że propozycja „Y” była realna i zgodna z tendencjami rynkowymi. Dla porównania podają – za wydawnictwami branżowymi – że budowa elektrowni fotowoltaicznej o mocy 1 MW to koszt 3,9-4,8 mln zł. Zwracają uwagę, że farma w Dębowcu ma moc 0,7 MW, więc kwota 3,7 mln zł (tylko na farmę) gdańskiej firmy nie jest zaniżona. Przeciwnie, jak sugerują, zawyżona może być oferta „X”, która podała 5 mln zł. Wobec powyższych faktów trudno się oprzeć wrażeniu, że w tym przetargu miał wygrać ten, kto wygrał. Czy tylko on miał na tym zarobić?
W grudniu 2017 r. miejska spółka podpisała umowę z „X”. Firma ledwie rozpoczęła pracę, już 3 stycznia wystawiła fakturę na 480 tys. zł, za budowę drogi. Po pierwsze: była niezgodna z warunkami umowy (stało w niej, że płatność częściowa wynosić może 500 tys. zł, nie mniej). Po drugie: droga była źle wykonana, co wzbudziło sprzeciw inwestora. Więc „X” za niespełna miesiąc (29 stycznia) obniżył kwotę i w kolejnej fakturze zażądał za tę samą robotę 400 tys. zł. Była zima, więc prace można było kontynuować wiosną, a pieniądze firmie potrzebne były już. PGK wskazaną kwotę przelało na konto „X”.
Warto też dodać, że PGK starało się o datację na tę inwestycję w Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości (całość ponad 5 mln zł, dofinansowanie blisko 3 mln zł). Wsparcia tego nie otrzymało. Inwestycje zamojska spółka wykonuje z własnych środków.
Drogi prezes i sponsoring
Może prezes PGK bardziej powinien dbać o rozwój spółki i zacząć skuteczniej zdobywać środki zewnętrzne. A nie tylko zajmować się spełnianiem życzeń prezydenta (czasem w tajemnicy przed Radą Miasta, a nawet wbrew jej woli), które mają mu przysporzyć wyborców. Przykłady można mnożyć: zakup iluminacji świątecznych za 150 tys. zł, hojne wydawanie pieniędzy mieszkańców na sponsoring, np. sylwestra czy Fundacji Hetman. Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, w 2016 r. PGK na rzecz miasta wydało blisko 230 tys. zł (w tym na imprezę sylwestrową ok. 50 tys. zł, na Fundację Hetman 130 tys. zł), a w zeszłym roku – ponad 260 tys. zł.
Prezes Jarosław Maluha za swoją pracę jest dość sowicie wynagradzany. Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego za 2016 r., jego dochód wyniósł 246 269 zł (do 18 sierpnia 2016 r. był prezesem MZK, a od 19 sierpnia kieruje spółką PGK). W oświadczeniu majątkowym za 2017 r. w rubryce dochód podał: 236 231,42 zł. Miesięcznie wychodzi 19,7 tys. zł.
– Nauczyciel dyplomowany, żeby zarobić tyle, ile prezes w ciągu kadencji, musi pracować 20 lat. A sprzątaczka całe życie – wyliczył na sesji oburzony zarobkami prezesa radny Wiesław Nowakowski.
Poprosiliśmy władze PGK o komentarz w sprawie przetargu, którym zainteresowało się CBA. Do chwili zamknięcia numeru odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Jadwiga Hereta
(Tekst opublikowany w Tygodniku Zamojskim 29 sierpnia 2018)
PUBLIKACJA II
Ustawiony przetarg w zamojskim PGK? Ostra reakcja Rady Nadzorczej spółki
Zerwać umowę. Natychmiast!
Choć CBA przeszło miesiąc temu poprosiło o dokumenty dotyczące przetargu, w którym Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Zamościu wybrało o 2 mln zł (!) droższą ofertę, Rada Nadzorcza spółki o wszystkim dowiedziała się dopiero po naszej publikacji. I... uznała, że umowę z tym wykonawcą należy rozwiązać.
Potwierdza to w rozmowie z nami radca prawny Roman Cioch, przewodniczący Rady Nadzorczej zamojskiego PGK, która zebrała się w tej sprawie na nadzwyczajnym posiedzeniu dwukrotnie. Po tekście „Centralne Biuro Antykorupcyjne w PGK” w Tygodniku Zamojskim z 29 sierpnia przeanalizowała sposób przeprowadzenia przetargu i wyłonienia wykonawcy inwestycji na terenie Regionalnego Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. Chodziło o wykonanie farmy fotowoltaicznej, rekultywację terenu i budowę drogi dojazdowej (wszystko w ramach jednego zadania). Informacje i dokumenty, do których dotarliśmy, pozwalają na przypuszczenie, że przetarg mógł być ustawiony pod „swojego”, czyli pod firmę spod Zamościa (nazwaliśmy ją „X”).
Sprawa ma początek w październiku 2016 r. Kilka tygodni wcześniej, 18 sierpnia, prezesem zamojskiego PGK został Jarosław Maluha. Wówczas PGK przymierzało się do budowy instalacji fotowoltaicznej w Dębowcu. Inwestycja była intratna, bo wielomilionowa. I od początku – analizując dokumenty i późniejsze ruchy ze strony PGK – pełna dziwnych zbiegów okoliczności. Bo oto PGK (bez przetargu, za 50 tys. zł) zleciło wykonanie dokumentacji inwestycji... rodzonej siostrze właściciela „X”. Co ciekawe, prowadziła działalność związaną z fotowoltaiką, a nie – jak się można było spodziewać – z zagospodarowaniem terenów zielonych i sprzedażą kwiatów. Zgodnie z przepisami właściciel „X”, gdyby wykonał dokumentację, nie mógłby potem przystąpić do przetargu. Formalnie dokumentację inwestycji wykonywała firma siostry. Ale korespondencja w sprawie szczegółów umowy (w tym wszelkie kosztorysy) prowadzona była z... adresu mejlowego firmy brata. Trudno zatem uwierzyć, że właściciel „X” nie znał treści korespondencji, więc i nie wiedział, jakie są kosztorysy, które potem PGK przyjęło jako kosztorysy inwestorskie.
W przetargu ogłoszonym 10 sierpnia 2017 r. przez PGK wystartowało dwóch oferentów. Zamojski „X” – zaproponował 8,5 mln zł brutto. Stawka była nieznacznie niższa od kwoty w kosztorysie przygotowanym przez firmę siostry. Drugi oferent – z Gdańska (firmę nazwaliśmy „Y”) chciał wykonać zadanie za 6,6 mln zł, czyli za cenę ok. 2 mln niższą.
PGK wybrało... droższą ofertę. Odrzucając propozycję „Y”, uzasadniało, że firma z Gdańska zaproponowała „rażąco niską cenę”. Mimo że gdański oferent miał znakomite referencje (wiele wykonanych w Polsce inwestycji), a zaproponowane przez niego ceny – realne i zgodne z tendencjami rynkowymi (tak ocenili je dla nas eksperci). Firma zamojska referencje w formie oświadczenia przedstawiła na jednej kartce. Wśród nich wymieniła, jak wynika z naszych informacji, inwestycje, których nie wykonywała. Mimo to wygrała – miejska spółka podpisała z nią umowę w grudniu 2017 r.
– Przeanalizowaliśmy dokładnie dokumenty. Wszystko wskazuje na to, że firma zamojska nie powinna brać udziału w postępowaniu przetargowym. Należało ją wykluczyć z mocy prawa – mówi nam Roman Cioch. – Dlatego zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych rekomendujemy rozwiązanie umowy z wykonawcą w trybie art. 145 – dodaje przewodniczący.
Zgodnie z art. 145 tej ustawy „W razie zaistnienia istotnej zmiany okoliczności powodującej, że wykonanie umowy nie leży w interesie publicznym (...), zamawiający może odstąpić od umowy”. Z taką rekomendacją – by rozwiązać umowę z wykonawcą Rada Nadzorcza wystąpiła już do prezydenta miasta i władz spółki. Zapowiada podjęcie dalszych kroków w tej sprawie. Jakich? Tego – dla dobra postępowania – Roman Cioch nie ujawnia. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że sprawa może zostać skierowana do prokuratury.
Her