Jak można się dowiedzieć z platformy internetowej, Fundacja „Dzieciak w sieci” jest organizacją, która zajmuje się ujawnianiem i zwalczaniem pedofilii. Działania członków organizacji zmierzają do tego, by doprowadzić do przekazania w ręce policji osoby, które obcowały płciowo z osobami małoletnimi lub doprowadzały je do poddania się czynnościom seksualnym (to przestępstwo z art. 200 KK).
- Najważniejszym celem działalności fundacji jest ochrona dzieci w sieci internetowej i w świecie realnym – mówią członkowie Fundacji „Dzieciak w sieci”.
Sami zgłaszają się do dzieci
Jarosława K., który pomieszkiwał w gm. Piaski członkowie Fundacji śledzili od dwóch miesięcy.
- W gminie Piaski przebywał dopiero od dwóch tygodni. Przemieszcza się po całej Polsce. Bardzo często zmienia miejsce zamieszkania – wyjaśnia członek Fundacji, występujący pod pseudonimem Skandynaff Hunter.
Niektórzy członkowie organizacji, tzw. wabiki, na portalach społecznościowych mają pozakładane konta. Co ważne - w internecie podają się za dzieci.
- Tacy panowie sami zgłaszają się do dzieci. Wabik nigdy pierwszy nie napisze do takiego delikwenta, nie będzie go prowokował, bo podżeganie i prowokacja w Polsce są karane – tłumaczy Skandynaff Hunter.
Jak zauważa, Jarosław K. wśród znajomych na portalu społecznościowym ma bardzo dużo dzieci. – Przez czat zaczepiał nie tylko wabiki, ale też realne dzieci – dodaje przedstawiciel Fundacji.
Miał domagać się sexi fotek i zastraszać dziewczynki
Podejrzane zachowanie Jarosława K. wskazujące - zdaniem aktywistów fundacji - iż ma skłonności pedofilskie, spowodowało, że zaczęli baczniej przyglądać się jego działaniom. Jak opisują jej członkowie, był nastawiony tylko i wyłącznie na pozyskiwanie zdjęć. Relacjonują, że usilnie i nachalnie domagał się "sexi fotek", w zamian oferując pieniądze oraz prezenty w postaci telefonów komórkowych. Opowiadał o innych dzieciach, które wysyłają mu nagie zdjęcia za pieniądze. Nie mogąc znieść odmowy szantażował i zastraszał dziewczynki. Zapraszał do siebie na wieś, doradzał jak dziecko ma okłamać opiekunów. Proponował spotkanie w miejscu zamieszkania dziewczynki oraz planował wspólną wycieczkę do lasu, gdzie nikt "nie będzie widział". Zmuszał dziecko do masturbacji i straszył, że jeśli nie zrobi tego, co każe "umrze w ciągu kilku dni".
- Mamy duże podejrzenia, że on po prostu tymi zdjęciami handlował, bo wysyłał naszym wabikom zdjęcia innych dzieci. W grę wchodziła też pornografia dziecięca – wyjaśnia przedstawiciel Fundacji.
"13-latka" zmuszana do mastrurbacji
Na czacie trafił na konto wabika, czyli osobę z Fundacji "Dzieciak w sieci", która na portalu społecznościowym figurowała, jako 13-letnia dziewczynka. Był przekonany, że rozmawia z dzieckiem. Rzekomej dziewczynce miał złożyć propozycję poddania się innej czynności seksualnej i instruować, co powinna zrobić – wszystko po to, by „sprawić sobie seksualną przyjemność”.Członkowie Fundacji zawitali do Jarosława K. w niedzielny poranek (16 kwietnia 2023 r.). Sprawę zgłosili również do Komendy Powiatowej Policji w Gostyniu.
- Policjanci KPP Gostyń o godzinie 7.30 udali się do jednej z miejscowości w gminie Piaski, gdzie zatrzymali 30-letniego mężczyznę. Postępowanie w tej sprawie prowadzić będzie KPP w Gostyniu – mówi mł. asp. Marek Balczyński, zastępca oficera prasowego z KPP w Gostyniu.
[AKTUALIZACJA, 17 kwietnia, godz. 19.00]
Dlaczego wstępują do Fundacji "Dzieciak w sieci"?
Fundacja, jako zarejestrowana organizacja istnieje od jesieni 2022 r., chociaż niektórzy członkowie tematem pedofilii zajmują się już od dwóch lat. Organizacja sformalizowała ich działania.
- W ten sposób łatwiej nam być stroną w sprawie. To nie sztuka zatrzymać, nagrać „lajva” i później zostawić „niech się dzieje co chce”. Zamierzamy ujawniać wraz z policją i pilotować działania organów ścigania aż do wydania wyroku, żeby być stroną w sprawie i sprawdzać, co się dzieje z ujawnionymi przez nas przestępcami. Niektórzy prokuratorzy lekką ręką ich wypuszczają, ewentualnie wnioskują o bardzo niskie kary – wyjaśnia.
Do Fundacji "Dzieciak w sieci" wstąpili ludzie, którzy mają własne rodziny i działają w niej w trosce o swoje dzieci.
- Sam zacząłem się tego typu tematami interesować po fizycznym ataku na moją córkę. Robię to, jako moją personal vendetta. W przypadku mojej córki nic się nie stało poza dużym strachem, kiedy facet chciał ją wciągnąć wraz z koleżanką do auta. Dziewczynki się obroniły i uciekły. Nie życzę nikomu takiego widoku – mówi Skandynaff Hunter.
Oburzeni postępowaniem prokuratury
Nic dziwnego, że działaczami z Fundacji „Dzieciak w sieci” wstrząsnęła wiadomość, którą otrzymali w poniedziałek (17 kwietnia) po południu: zatrzymany w niedzielę Jarosław K. wrócił do miejsca, w którym policja zakładała mu kajdanki, po czym... zniknął.
- Gospodarze chcieli by się wyprowadził, bo nie chcą mieć z nim do czynienia – wyjaśnia przedstawiciel Fundacji.
Jest oburzony postępowaniem prokuratury. Chodzi o to, że nie minęło nawet 48 godzin od czasu zatrzymania 30-latka, który miałby być pedofilem, a mężczyzna już jest na wolności.
- Dostał tylko dozór policyjny. Gospodarzom, którzy chcieli się go pozbyć pokazał kartkę, czyli oświadczenie wydane przez prokuratora, że ma zakaz opuszczania miejsca pobytu. To są kpiny jakieś – mówi Skandynaff Hunter.
Rzekomy pedofil zniknął
Właściciele posesji, gdzie rzekomy pedofil pomieszkiwał, obawiali się o bezpieczeństwo i spokój swoje oraz okolicznych mieszkańców.
- Dla mnie to jest w ogóle niepojęte - człowiek bez stałego miejsca zamieszkania, bez stałego meldunku dostaje „tymczas” i nikt nie sprawdza, czy on tam jest zameldowany czy nie – mówi oburzony Skandynaff Hunter.
Dowiedzieliśmy się, że zatrzymany Jarosław K. nie przebywa już u gospodarzy, którzy wcześniej dali mu dach nad głową. W miejscowości, w której dotychczas mieszkał, od czasu do czasu widać policyjny patrol. Funkcjonariusze sprawdzili na przykład przystanek, na którym - według wcześniejszych deklaracji - rzekomy pedofil miałby się zatrzymać. Tam mężczyzny nie znaleziono. Oficjalnie Jarosław K. nie jest poszukiwany przez gostyńską policję.
- Mężczyzna powinien przebywać w miejscu zamieszkania, ale prokuratorski zakaz opuszczania miejsca pobytu nie jest obwarowany żadnymi sankcjami karnymi. Złamanie tego zakazu może natomiast spowodować, że prokurator wystąpi do sądu z wnioskiem o tymczasowy areszt. Zgodnie z procedurą kolejne kroki to posiedzenie aresztowe i tak naprawdę sąd decyduje, co dalej – wyjaśnia mł. asp. Marek Balczyński z KPP w Gostyniu.
O PIERWSZYCH USTALENIACH PROKURATURY W TEJ SPRAWIE PRZECZYTACIE TUTAJ