Według niektórych szacunków nawet 14 milionów Polaków może być wykluczonych komunikacyjnie, czyli bez dostępu lub w bardzo ograniczonym zakresie do transportu publicznego.
Najczęściej problem ten dotyczy mieszkańców małych miejscowości i wsi, którzy muszą się „nieźle nagminastykować”, żeby przykładowo dojechać do lekarza lub załatwić sprawę w urzędzie. Jak przyznają, najgorszy moment na takie wycieczki to ferie zimowe lub letnie wakacje, gdy „żaden autobus przez dwa tygodnie nie idzie”. Pewien mieszkaniec Krobi odczuł to ostatnio na własnej skórze próbując dostać się do Gostynia.
- Po ostatnich świętach bożonarodzeniowych przez dwa dni chciałem się do dostać do lekarza. Nie udało mi się, bo autobusy nie jeździły. Słyszałem, że inni chcieli dojechać do urzędu - też się nie dostali. Jak dzwoniłem po kolegach, którzy pracują w PKS-ie, żaden autobus nie chodził. Teraz były ferie i przez dwa tygodnie w Krobi byliśmy odcięci od świata. Nie każdy ma samochód, ja mam tylko rower, ale już w tym wieku nie mogę się nim puścić do Gostynia. To jest skandal na cały powiat, żeby chociaż jeden autobus był i zawiózł w tę i z powrotem do Gostyniu - mówi mężczyzna o „ucinaniu” kursów.
Coraz częściej spotykany widok, to zarówno młodzi ludzie, jak i seniorzy próbujący złapać „stopa”, bo nie mają czym dotrzeć do stolicy powiatu lub wrócić z pracy do domu.
- Transport zbiorowy od wielu lat jest siermiężny, ale w momencie wakacji czy ferii zimowych to już go prawie w ogóle nie ma. Bo jak nie ma dzieci dojeżdżających do szkół, to już nie ma w ogóle kogo wozić. A pojedyncze osoby, które często chcą z niego skorzystać w tym momencie w ważnych potrzebach, mają potężny problem - komentuje Jerzy Ptak, naczelnik wydziału komunikacji i dróg gostyńskiego starostwa powiatowego.
Kapitalizm zaszkodził PKS-om
- W 1989 roku Polska zaciągnęła hamulec awaryjny i wysiadła z pociągu. Potem zaczęła zwijać tory. Parę lat później odstawiła Autosany H9 na zakrzaczony placyk za dworcem PKS. Ludziom powiedziała: radźcie sobie sami - pisze w swojej książce „Nie zdążę” Olga Gitkiewicz, która dogłębnie zbadała zjawisko wykluczenia komunikacyjnego.
Źródła problemu leżą w urynkowieniu transportu zbiorowego w Polsce w momencie dokonywania się przeobrażeń społeczno-gospodarczych lat 90. Oczywiście wolny rynek nie jest niczym złym, ale jak mówią eksperci „są obszary, gdzie powinien być stymulowany”. I takim dobrym przykładem jest właśnie transport publiczny.
- Aktualna sytuacja w publicznym transporcie zbiorowym wykonywanym autobusami jest konsekwencją polityki państwa w tym zakresie przez około ostatnich 25 lat, przy czym najbardziej negatywne zjawiska pojawiły się mniej więcej 15 lat temu. Mam na myśli to, że pomimo wiedzy na temat nieuczciwych praktyk konkurencyjnych na tym rynku nie robiono prawie nic, aby to zmienić. Z punktu widzenia samorządów najczęściej nie miało znaczenia, czy dany przewoźnik uczciwie wypełnia swoje zobowiązania publiczno-prawne czy też nie - mówi Tomasz Fabiszak, dyrektor Milla Spółdzielnia w Lesznie, największego przewoźnika świadczącego tego rodzaj usługi na terenie powiatu gostyńskiego.
Cały artykuł z opiniami ekspertów, komentarzami internautów oraz wypowiedziami lokalnych włodarzy znajdziesz w bieżącym wydaniu "Życia Gostynia".