reklama
reklama

20 lat temu staliśmy się częścią zjednoczonej Europy. Jakie obawy i nadzieje przyświecały nam przed wejściem do Unii Europejskiej?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

20 lat temu staliśmy się częścią zjednoczonej Europy. Jakie obawy i nadzieje przyświecały nam przed wejściem do Unii Europejskiej? - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
11
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Wiadomości Ostrzegali przed drugą targowicą i utratą narodowej tożsamości, masowo wykupywali cukier i nerwowo śledzili ceny samochodów. Jednocześnie z nadzieją patrzyli na możliwość swobodnego podróżowania po Europie i podejmowania "na zachodzie" pracy za pensję wielokrotnie wyższą, niż w kraju. Wiosną 2004 roku Unia Europejska była na ustach i w głowach chyba wszystkich Polaków. Jedni się bali, inni liczyli na rozwój i lepsze perspektywy.
reklama

Unijne referendum w cieniu sceptycyzmu

77% Polaków w referendum przeprowadzonym 8 czerwca 2003 roku opowiedziała się za wstąpieniem naszego kraju do Unii Europejskiej. Nie wszędzie jednak większość była "za". Najwięcej entuzjastów idei zjednoczonej Europy mieszkało w dużych miastach, najmniej - na wsiach. W tych ostatnich bywało, że ponad 50% głosujących powiedziała Unii stanowcze "nie". 

Eurosceptyków nie trzeba było szukać na "ścianie wschodniej" naszego kraju. Nie brakowało ich także w naszym regionie. Przykłady? W Szkaradowie (gm. Jutrosin) 56,31% głosujących była przeciwna polskiej akcesji do Unii Europejskiej. W Dubinie (także gm. Jutrosin) przeciw opowiedziało się 50,42% uczestników referendum. Z kolei w trzech wsiach gminy Miejska Górka - Rzyczkowie, Sobiałkowie i Woszczkowie - sprzeciw wyraziło 51,76% spośród tych, którzy poszli do urn. 

W gostyńskim obwodzie głosowania numer szesnaście, dla którego lokal wyborczy otwarto w wydziale komunikacji starostwa, przeciwko wstąpieniu Polski do UE głosowało 52,6% osób. W krobskim obwodzie numer trzy (lokal wyborczy znajdował się w szkole podstawowej) było aż 71,8% przeciwników akcesji. Mieszkańców gminy Pępowo, głosujących w Domu Strażaka w Siedlcu także trudno było uznać za euroentuzjastów - 65,1% z nich nie chciała przystąpienia do Unii.     

Czego najbardziej obawiali się przeciwnicy UE?

Jak kraj długi i szeroki, przed, a także po referendum, toczyły się długie, zażarte dyskusje na temat przyszłości Polski w unijnych strukturach. Rozmawiano w parlamencie i w samorządach, w cieniu rządowych gabinetów i w domowych zaciszach, na wakacjach i w pracy, na uczelniach wyższych oraz na ławeczkach przed sklepami. Czego najbardziej się baliśmy?

- Sprzedawczyki i pachołki Brukseli czynią z nas państwo wasalne i kolonialne, wbrew suwerenności i polskiej racji stanu - grzmiało siedmiu rolników z powiatu gostyńskiego, którzy w akcie protestu przeciwko wstąpieniu Polski do UE 1 maja 2004 roku przed Starostwem Powiatowym w Gostyniu pocięli unijną flagę. - Za pomocą fałszywych informacji, zwyczajnego kłamstwa i niezwyczajnej prounijnej propagandy raz jeszcze naród polski został oszukany. Sądzimy, że bardzo szybko społeczeństwo przekona się o prawdziwym obliczu Unii Europejskiej i rozliczy odpowiedzialnych za kłamstwa, brak kompetencji i zdradę interesów Polski. 

Obok utraty suwerenności i narodowej tożsamości, przeciwnicy brukselskich porządków bali się wzrostu cen. W Rawiczu klienci sklepów spożywczych rzucili się na cukier, przekonani, że po akcesji jego cena znacznie wzrośnie. Faktycznie, z tygodnia na tydzień trzeba było płacić za niego więcej. Ceny skoczyły z około 1,99 zł za kilogram do 3,09 zł.

- Trzeba kupić chociaż trochę, bo później będzie on dla nas za drogi - przekonywała jedna z klientek sklepu państwa Jankowiaków, mieszczącego się przy rawickim rynku. Cukier był jedynym surowcem w UE, którego cena była regulowana przez Brukselę. Polskę te regulacje miały zacząć obowiązywać od 1 lipca 2004 roku, ale cukrownie podniosły ceny jeszcze przed akcesją, by - jak tłumaczono - zmniejszyć szok klientów.

Spodziewano się także wzrostu cen mleka, prądu i gazu. Część osób martwiła konieczność wymiany starych urządzeń AGD i RTV w związku z wprowadzeniem wyższego napięcia prądu, a także dysz w odbiornikach gazu, by dostosować je do surowca o wyższej kaloryczności. Co ciekawe, operacja przestawiania gazu miała być droższa dla mieszkańców Gostynia, niż Rawicza. W tym pierwszym, jak donosiło "Życie Rawicza", po wstąpieniu Polski do UE miał być używamy droższy gaz o symbolu GZ 50, zaś w Rawiczu - GZ 41,5.

Za kieszenie łapali się jednak przede wszystkim palacze, którzy za papierosy mieli po 1 maja 2004 roku płacić od około 60 do 140% więcej.

Nie rzucim ziemi...

Mimo że rolnicy należeli do najbardziej zagorzałych eurosceptyków, mieli z Brukseli otrzymać najwięcej. Dopłaty bezpośrednie i inne formy wsparcia w ramach Wspólnej Polityki Rolnej, czyli m.in. gwarancja cen minimalnych i zbytu produktów rolnych, miały sprawić, że polska wieś zacznie się dynamicznie rozwijać. W pierwszym roku po akcesji nasi producenci rolni otrzymali zaledwie 25% poziomu unijnych dopłat (100% stawka zaczęła obowiązywać dopiero w 2013 roku), ale i tak był to poważny zastrzyk gotówki. Do tego dochodził Program Rozwoju Obszarów Wiejskich i Sektorowy Program Operacyjny, a także tzw. renty strukturalne. Słowem, w rolnictwo "wpompowane" miały zostać naprawdę potężne pieniądze. 

- Unia być może nie jest niebem dla wsi, ale stabilnym środowiskiem, w którym rolnicy mają szansę rozwinąć swój biznes i żyć na odpowiednim poziomie - przekonywał Rudolf Moegele, szef wydziału do spraw rozszerzenia Dyrekcji Generalnej ds. Rolnictwa Komisji Europejskiej.

Czego się zatem obawiano? Przede wszystkim upadku małych gospodarstw rolnych, które nie będą w stanie dotrzymać kroku dużym producentom, a także konieczności spełnienia restrykcyjnych unijnych regulacji. Nie brakowało głosów, że Bruksela chce zniszczyć polskie rolnictwo, by zalać nasz rynek produktami ze "starej Unii". 

- ... chodzi o to, żeby wspomóc lepszych producentów. Zaś dla mniejszych producentów, dopłaty bezpośrednie będą rodzajem zasiłku, by tym ludziom umożliwić jakiś tam byt. Natomiast główny program UE skierowany jest na rozwój działalności pozarolniczej na obszarach wiejskich - wyjaśniał Marek Grela, od 2002 roku ambasador RP przy Unii Europejskiej. 

Gdzie, jak nie w Unii?

Na drugim biegunie w przedakcesyjnych dyskusjach byli przede wszystkim młodzi ludzie, których kusiła perspektywa kariery w unijnej administracji, czy możliwość studiowania na zagranicznych uczelniach. Jeszcze więcej Polaków szykowało się do wyjazdu "za pracą" za zdecydowanie większe pieniądze niż w kraju. Wróżono spadek bezrobocia, które pod koniec 2003 roku wynosiło w Polsce 20%. 

Europejski Fundusz Społeczny dla bezrobotnych był szansą na szkolenia i pomoc w znalezieniu zatrudnienia. Unijna administracja przeznaczyła na ten cel miliard euro. Polacy najbardziej liczyli rzecz jasna na możliwość wyjazdu. Nie wszędzie tuż po akcesji mogli jednak bez przeszkód podejmować pracę. O ile na przykład Wielka Brytania i Francja deklarowały, że przyjmą polskich pracowników z otwartymi rękoma, to Niemcy i Austria otworzyły swój rynek pracy dopiero po siedmiu latach. Na drugim biegunie były choćby Holandia oraz Szwecja, które potrzebowały pracowników fizycznych i były gotowe nawet pomagać w znalezieniu zatrudnienia.

- Chciałbym wierzyć, że po akcesji Polski do UE otworzą się nowe możliwości dla młodych ludzi, nie tylko w Europie, ale przede wszystkim w naszym kraju. Żeby nie musieli upatrywać swojej szansy tylko i wyłącznie w wyjeździe za granicę - mówił w 2004 roku, "na chwilę" przed wstąpieniem Polski do UE, Wojciech Sperzyński, wówczas starszy specjalista ds. współpracy międzynarodowej i międzyregionalnej w Biurze Informacyjnym Województwa Wielkopolskiego w Brukseli.

W tamtym czasie w Belgii mieszkało około 50 tysięcy Polaków, mężczyźni pracowali głównie na budowach, kobiety - jako sprzątaczki. Wielu z nich przebywało tam nielegalnie.

Zamiast puenty 

Krótko po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego (13 czerwca 2004 roku). Jeśli przyjąć, że wyborcza frekwencja była odzwierciedleniem zainteresowania Polaków sprawami wspólnoty, to było ono prawie żadne. W powiecie gostyńskim do urn poszło 17,6% uprawnionych. W powiecie rawickim jeszcze mniej - 16,7%. W obu wygrały partie należące raczej do obozu sceptycznego, żeby nie powiedzieć wrogiego, wobec Brukseli. Najwięcej głosów otrzymały bowiem Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Dla porządku dodajmy, że w skali kraju frekwencja wynosiła 20,87%, wygrała Platforma Obywatelska, druga była Liga Polskich Rodzin, trzeci wynik uzyskało Prawo i Sprawiedliwość. 

Jednocześnie, według danych GUS, w latach 2004 - 2007 do krajów Unii Europejskiej na pobyt czasowy wyjechało 5 milionów 330 tysięcy Polaków.      

  

     

 

 

  

   

 

 

     

     

 

  

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama