- Mój najlepszy wyścig w karierze był kilka tygodni temu w nowej kategorii. W seniorach udało mi się z szóstej pozycji dojechać na drugim miejscu. To nie był łatwy wyścig, był w deszczu - mówi 14-letni Maciej Banaś z Dalabuszek.
Zdaniem ojca nastolatek wygrałby pierwsze zawody w tym sezonie w Suzuki Swift Cup Europe, gdyby nie pomyłka związana z ilością okrążeń pozostałych do przejechania. Fenomenem jest jednak fakt, że wszyscy kierowcy byli w wieku 20+ i już od roku jeżdżą w tej kategorii. On natomiast wyjechał bez wcześniejszych treningów, oprócz tych w weekend wyścigu.
Często słyszy się też, że kierowcy Formuły 1 jeżdżą w potwornych upałach. Nie inaczej jest w przypadku Maćka. W gorące dni w kabinie jego suzuki swift 1.4 l o mocy 180 koni mechanicznych temperatura potrafi sięgać 50-60 stopni. O klimatyzacji nie może być mowy. Uchylenie okna, zapomnij - mogłoby zakłócić aerodynamikę auta. Za to dodatkowo włącza się maksymalnie ogrzewanie, żeby... „lepiej studziło silnik”. Ponadto w trakcie wyścigu nastolatek ma na sobie m.in. bieliznę termoaktywną, kombinezon i kask.
Ale patrząc na chłopaka z podgostyńskiej wsi trudno sobie wyobrazić, że śmiga po europejskich torach z prędkością prawie 200 km/h. Już przeszedł do annałów polskich wyścigów jako najmłodszy kierowca samochodu wyścigowego w historii naszego kraju. Karierę za kółkiem 14-latek zaczynał... 10 lat temu.
Czegokolwiek by jednak nie wygrał, jakiegokolwiek wyniku by nie osiągnął - po każdym weekendzie na zawodach idzie w poniedziałek do szkoły w Kunowie.
- Pewna pani psycholog powiedziała kiedyś o Maćku, że to jest dziecko, które może robić wszystko. Zaś jego trener, który pracuje stricte dla BMW, gdzie przygotowuje i szkoli kierowców, mówił wprost: on ma to „coś” - zdradza Bartek Banaś, tata Maćka.
Niech więc ktoś zgadnie, jakie marzenie może mieć takie dziecko. Oczywiśćie tylko jedno - pojechać kiedyś bolidem Formuły 1. Pierwszym Polakiem w gronie najlepszych kierowców świata już nie będzie. To miejsce zarezerwowane dla Roberta Kubicy. Ale predyspozycje i talent pozwalają sądzić, że mógłby za sterami wyścigówki dokonać jeszcze większych rzeczy niż sławny rodak.
- Na pewno jest trochę stresu, zwłaszcza przed wyścigiem, ale jak już się ustawimy na starcie, zgasną światła to stres odchodzi i koncentruję się na jeździe. To mi sprawia wielką przyjemność - opowiada Maciej Banaś.
Zastawali go w symulatorze w piżamie
Karierę wyścigową chłopaka z Dalabuszek zahamował, jaki i zresztą cały motorsport, koronawirus. Większość kierowców, w tym też Maciek, nie mając możliwości ścigania się na torze przesiadł się do symulatorów. To co dla niektórych wydaje się zabawą dla 14-latka była formą przygotowania do sezonu i dlatego we włąsnoręcznie wyspawanej przez tatę "klatce" spędzał po 8 godzin 7 dni w tygodniu. Niezależnie od pory dnia czy nocy.
- Ja szedłem spać on jeszcze siedział „za kierownicą”. A rano zamiast do łazienki to biegiem w pidżamie do symulatora - mówi z uśmiechem tata.
Gdy uderzył Covid-19, Maciek oficjalnie nie mógł wyjechać na tor. Ale ponieważ od listopada 2019 roku „w stajni” pojawiła się nowa maszyna - suzuki swift 1.4 l, 180 KM, a co za tym idzie nowa kategoria, zupełnie inna charakterystyka pracy samochodu, to nie dało się go poznać w pokojowym symulatorze.
- Najbliższe dwa lata, jeżeli będziemy mieli budżet, to zostaniemy tu, gdzie jesteśmy. A później zobaczymy, od 16 roku życia Maciek może już jechać wszystkim, co ma cztery koła - stwierdza Bartek Banaś.
Do tego czasu Maćka czeka tytaniczna, tytaniczna i jeszcze raz tytaniczna praca - czy to w symulatorze czy na torze. Ale do tego młody człowiek jest od dziecka przyzwyczajony.
Anegdota opowiedziana przez tatę 14-latka, a związana z jednym z jego startów w zawodach w Polsce:
W ubiegłym roku przed zawodami w Austrii pojechaliśmy sobie tydzień wcześniej na treningi. Akurat jakaś organizacja przygotowała przejazdy dla swoich członków, ale można było się wpisać, zapłacić i pojechać. Były bardzo mocne, szybkie auta. Pojechaliśmy, wpisaliśmy numer licencji, wszystkie dane. Problemy zaczęły się w biurze rejestracji. Macek ze swoim trenerem stoją w kolejce, składają dokumenty, a pani przyjmująca patrzy w te papiery, później na Maćka i pyta: „Ale to nie on chce jechać?”. Oni mówią, że tak. No to zrobiła się afera. Ja mówię: „Podanie jest, wszystkie dane są wpisane, pieniądze przelane”. Usłyszałem: „Ale to jest niemożliwe, żeby taki dzieciak jechał”. Zawołali organizatora imprezy i mu tłumaczymy, pokazujemy, że Maciek już jechał na zawodach tutaj i tutaj, że ma licencję, wszystko jest homologowane. I długa narada, co dalej? W końcu facet przychodzi i mówi: „Dobrze, ja z nim wsiadam jako pasażer, przejadę się parę kółek i zobaczę, czy on może z nimi wszystkimi jeździć”. Więc zrobili jedno okrążenie, facet wysiadł blady i mówi: „On może jeździć”. I już wszystko było dobrze. Ludzie przychodzili, gratulowali nam, nie wierzyli, zdjęcia sobie robili, to było coś absolutnie nie do pojęcia dla nich.
Jeżeli chcecie poznać bliżej postać chłopca, który łamie prawa fizyki, dla którego specjalnie zmieniane są przepisy, aby mógł startować z dużo starszymi kolegami oraz dowiedzieć się, co może okazać się głównym hamulcem w jego dalszym rozwoju - zajrzyjcie do wydania "Życia Gostynia" - kupicie je także TUTAJ.