Po inauguracyjnej kolejce PGE Ekstraligi z kierownikiem startu Unii Leszno Przemysławem Piaseckim rozmawiał Sławomir Hajduk
Tegoroczny sezon kibice zapamiętają na długo. Pierwsza kolejka odbyła się bez udziału kibiców…
Ten rok jest wyjątkowy z kilku względów. Sezon zaczął się dopiero w czerwcu. Pierwsza kolejka odbyła się bez udziału kibiców ze względu na koronawirusa. Zawodnicy przystąpili do sezonu bez meczów sparingowych. Ciekawe też były negocjacje klubów z zawodnikami odnośnie wysokości kontraktów. W Lesznie dłużej trwały negocjacje z Piotrem Pawlickim i Emilem Sajfutdinowem. Takie postępowanie negatywnie zostało odebrane przez część kibiców. Żużlowcy obronili się jednak wynikiem w meczu na torze w Gorzowie i myślę, że całe to zamieszanie pójdzie w niepamięć.
Dla pana ten sezon też będzie szczególny, bo już 25 rok będzie podprowadzał żużlowców na starcie.
Aż trudno uwierzyć, że to już tyle lat. Zaczynam 25 rok pracy jako kierownik startu. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że okoliczności też są niecodzienne. Obsługa zawodów będzie znacznie różniła się od lat wcześniejszych. Na stadion wejdę oddzielnym wejściem. W związku z koronawirusem nie będę mógł się swobodnie przemieszczać po stadionie. Zawody będę prowadził w rękawiczkach i maseczce. Moim zadaniem będzie przyjechać, zrobić robotę i wrócić do domu.
Jak to się stało, że został pan kierownikiem startu na stadionie Unii Leszno.
Od dawna interesowałem się żużlem. Pierwszy raz na zawodach byłem w wieku 14 lat. Dokładnie był to 25. Memoriał im. Alfreda Smoczyka. Później przez wiele lat jeździłem ze śp. Krystianem Winczakiem na zawody po całej Polsce. Mój kolega był w zarządzie Unii. Pewnego dnia przyjechał i powiedział, że zostanę kierownikiem startu. Unia potrzebowała zmiennika dla Jerzego Wojciechowskiego, który przez wiele lat był jedynym kierownikiem startu w Unii Leszno. Sprawy potoczyły się błyskawicznie. Tydzień później byłem już na egzaminie, który poprzedzony został konsultacjami z Jerzym Wojciechowskim. Zdałem bardzo dobrze.
Czy od 1996 roku wiele zmieniło się w dyscyplinowaniu żużlowców na starcie?
Jeśli chodzi o procedurę startu niewiele. Zawodnik musi stać dziesięć centymetrów od taśmy. Musi być ustawiony prostopadle na każdym z pól startowych. Obręb zawodnika nie może wystawać na sąsiednie pole. Wyścig trwa cztery okrążenia i kończy się sygnalizacją szachownicą. Na pewno zmieniła się komunikacja z sędzią. Od kilku sezonów mam w trakcie zawodów bezpośredni kontakt z sędzią przez słuchawki. Sędzia wydaje mi polecenie korekty ustawienia danego zawodnika. Moim obowiązkiem jest doprowadzić do prawidłowego ustawienia.
Czy przez te wszystkie lata jakieś zawody szczególnie zapadły panu w pamięć?
Przez te 25 lat prowadziłem wszystkie ważniejsze imprezy mistrzowskie. Pierwsze zawody poprowadziłem w 1996 roku. W tym samym roku do Unii przyszedł Leigh Adams, który był zawodnikiem Unii do 2010 roku. Poprowadziłem też turniej wieńczący karierę tego utytułowanego zawodnika i legendy Unii Leszno. Ja w tych zawodach też miałem powody do świętowania, bo były to moje dwusetne zawody. Mam na swoim koncie kilkanaście Memoriałów Smoczyka, pięć finałów Indywidualnych Mistrzostw Polski, finały Indywidualnych i Drużynowych Młodzieżowych Mistrzostw Polski, trzy Drużynowe Puchary Świata. Sześć razy świętowałem jako kierownik startu z Unią tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Długo moim marzeniem było prowadzenie zawodów Grand Prix. Tego zaszczytu na leszczyńskim stadionie dostąpiłem pięciokrotnie. Raz w życiu zdarzyło mi się prowadzić dwa turnieje jednego dnia. Na pewno w pamięci zapadł mi też mecz Unia Leszno – Stal Rzeszów w sezonie 2013. Goście uważali, że tor jest nieregulaminowy i przez całe zawody wyścigi odbywały się w składzie dwuosobowym. Prowadziłem też kilkakrotnie zawody na stadionie w Rawiczu. Mogę więc powiedzieć, że czuję się spełniony jako kierownik startu. Żużla widzianego z płyty toru nie każdy może doświadczyć, a zapewniam, ze są to przeżycia niezapomniane.
Czy zdarzało się, że zawodnicy mieli pretensje za przestawianie ich na starcie?
Reakcje zawodników są różne. Czasem z trudem reagują na moje gesty. Często próbują ugrać coś na starcie. Pamiętam dwie sytuacje z Grzegorzem Walaskiem. W jednych zawodach przestawiałem go na wyraźne polecenie sędziego. Po biegu wychowanek Falubazu miał do mnie duże pretensje. Kolejny raz z Walaskiem spotkaliśmy się, gdy był zawodnikiem Stali Gorzów. W meczu finałowym sezonu 2018 tym razem musiałem skorygować nieprawidłowe ustawienie tego zawodnika na czwartym polu. Moje uwagi nie przypadły zawodnikowi do gustu, zaczął „rzucać” motocyklem. Ta sytuacja była później omawiana w telewizji i komentujący uznali zgodnie, że zachowałem się prawidłowo.
Funkcję kierownika startu pełnią przedstawiciele klubów. Kierownik startu jest osobą urzędową i zobligowaną do zachowania bezstronności. Zresztą pełną kontrolę nad procedurą startu ma sędzia. Ja wykonuję tylko jego polecenia. Czasami jest tak, że sędzia odezwie się dwa razy, a w innym meczu nie wiesz, gdzie masz najpierw „biegać”. Swoje czynności kierownik startu wykonuje zgodnie z Regulaminem sportu żużlowego. Trzeba stosować się do jego zapisów i poleceń sędziego, bo w przeciwnym razie można zostać odesłanym na trybuny, co nie byłoby przyjemne przy kilkunastu tysiącach kibiców.
Spodziewał się pan, że przez tyle lat będzie kierownikiem startu?
Gdy zdobyłem uprawnienia jeszcze przez wiele lat pozycja Jerzego Wojciechowskiego była niepodważalna. Miałem się od kogo uczyć. Było kogo podpatrywać. Z pierwszych zawodów niewiele pamiętam. Po meczu Jerzy Wojciechowski powiedział mi, że źle trzymałem tablicę z informacją, ile okrążeń zostało do końca wyścigu. W 2002 roku pan Jerzy przekazał mi oficjalnie szachownicę. Od tego momentu przeprowadziłem 250 zawodów. Aktualnie mam na swoim koncie 292 imprezy żużlowe. Kierownikiem startu, tak jak inną osobą urzędową i funkcyjną można być do 65 roku życia. Zatem zostało mi jeszcze kilka lat. Od początku traktowałem to jako przygodę i nie sądziłem, że tyle może ona trwać. Bardzo trudno będzie z tego zrezygnować.
Jest pan kierownikiem, ale też kibicem żużla. Zaskoczyła pana pierwsza kolejka?
Zaskoczył mnie wynik meczu Unii ze Stalą Gorzów. Byłem przygotowany na porażkę na inaugurację dlatego, że ostatni raz na torze w Gorzowie wygraliśmy w 2015 roku. W zeszłym sezonie Unia doznała tylko jednej porażki i było to właśnie na torze w Gorzowie. Nie lubi tam jeździć Janusz Kołodziej, a pamiętajmy też, że dla Bartka Smektały był to debiut w roli seniora. Nie było meczy sparingowych. Biorąc to wszystko pod uwagę trzeba powiedzieć, że żużlowcy Unii miło zaskoczyli.
Będzie czwarte mistrzostwo Unii Leszno z rzędu?
Wierzę, że tak się stanie. Unia w Gorzowie pokazała, że nadal jest mocna. Odszedł z zespołu Jarek Hampel i zostało pięciu seniorów z „gwarancją startów”. Jeśli ktoś któryś z seniorów pojedzie słabiej, to jest w odwodzie Dominik Kubera. W rezerwie pozostaje Jaimon Lindsey- utalentowany Australijczyk. Uważam, że ten zespół stać na kolejne mistrzostwo, jednak trzeba pamiętać, że żużel jest nieprzewidywalny. Wierzę, że jesienią będziemy mieli powody do radości z kolejnego udanego sezonu Unii.