Bieganie ma we krwi

Opublikowano:
Autor:

Bieganie ma we krwi - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport

- Ojcem chrzestnym naszych sukcesów był trener Józef Lisowski. To on zaczął wbijać nam do głowy wiarę w sukces. To z jego ust wyszły słowa, że jako sztafeta jesteśmy w stanie zagrozić najlepszym ekipom na świecie. A my wzięliśmy sobie to do serca i zaczęliśmy realizować. Jako team byliśmy jednością. Niechby tylko ktoś spróbował, na któregoś z kolegów powiedzieć coś złego… Wyznaczaliśmy sobie cel i staraliśmy się osiągnąć go za wszelką cenę. Trening był najważniejszy. A paradoksalnie w treningu najważniejszą rzeczą jest wypoczynek. Co za tym idzie, jeśli zawodnik nie zrozumie, że właśnie treningowi musi zostać podporządkowany praktycznie cały dzień, nie ma szans na sukces. O jakości treningu świadczą, same zajęcia, regeneracja po nich, odpowiednia dieta i wypoczynek. Regeneracja następuje najlepiej w trakcie snu. Powinien to być minimum ośmiogodzinny sen - mówi w wywiadzie dla Życia Gostynia rekordzista Polski w sztafecie 4x400 metrów Robert Maćkowiak. Z pewnością doskonale zdaje Pan sobie sprawę, że data 30 września 2000 roku, to część historii polskiego sportu z Panem w roli głównej. Jak po latach wspomina Pan tamto wydarzenie? (dop. red. – na igrzyskach w Sydney biegnący na drugiej zmianie Maćkowiak potknął się o stojące pudło i polska sztafeta ostatecznie ukończyła bieg na siódmym miejscu)
Bezpośrednio po mojej wywrotce było bardzo ciężko. Tamte chwile jakoś przeżyłem dzięki rodzinie i chłopakom z grupy. Dziś z perspektywy czasu zdarzenia te już się zatarły. A ciekawostką jest fakt, że zostały one moją ,,wizytówką”. Gdybanie czy byłby medal czy nie jest bez sensu, nie było nam dane tego sprawdzić.
„Nieważne, jak upadłeś, ważne, jak się podniosłeś” – powiedział kiedyś nestor polskich piłkarskich trenerów Orest Lenczyk. Pan w 2001 dokonał fantastycznej rzeczy. Zdobył Pan z kolegami z drużyny mistrzostwo świata. To najpiękniejszy moment w karierze?
Zdecydowanie tak. Jeden z piękniejszych! Chociaż na tych mistrzostwach byłem świetnie przygotowany i gdyby nie błąd taktyczny w biegu eliminacyjnym miałem ogromną szansę zostać indywidualnym mistrzem świata, ale to znowu dywagacje.
Ciągle ma Pan żal, że nie znalazł się w kadrze na igrzyska w Atenach? Powiedział Pan kiedyś: „gdybym pobiegł w Grecji, wrócilibyśmy z krążkiem”.
Czy mam żal? Już chyba nie, czas leczy wszystko i staram się żyć dniem dzisiejszym, a nie przeszłością. Faktem jest, żeby zdobyć medal w Sydney nasza sztafeta musiałaby pobiec poniżej 2.59.00. Natomiast w Atenach do zdobycia medalu srebrnego wystarczył rezultat trochę powyżej 3.01. Dodatkowo srebro zdobyła sztafeta z Australii, która cztery lata wcześniej mimo mojej przewrotki była za nami. W Grecji chłopacy nawet nie weszli do finału, a życie pokazało, że w finale może się zdarzyć wszystko.
Pełna wersja wywiadu z Robertem Maćkowiakiem na łamach Życia Gostynia.

(luke)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE