Kampania pomidorowa w powiecie gostyńskim. „U nas jak nie pada, to nie pada, a jak zacznie, to od razu 100 litrów”
Tegoroczna kampania pomidorowa wystartowała około 10 sierpnia. Wszystko w „cieniu” suszy.
- Podstawowy problem jest taki, że u nas jak nie pada, to nie pada, a jak zacznie, to spadnie od razu 100 litrów wody. Po prostu, brakowało opadów równomiernie rozłożonych w czasie, żeby padało - powiedzmy - co dwa tygodnie - mówi jeden z rolników z terenu powiatu gostyńskiego gospodarujący z 3-hektarowej plantacji.
Co prawda, pomidor jest rośliną ciepłolubną (nasiona kiełkują dopiero w temp. +15°C) o długim okresie wegetacji (3-4 miesięcy), wrażliwym na wahania temperatury, ale źle znosi dłuższe przerwy w opadach deszczu. Nawet ekstremalnie upały, z którymi mieliśmy do czynienia podczas tegorocznego lata nie wpływają tak negatywnie na jego prawidłowy wzrost, jak niedobór wody. Jest też druga strona medalu.
- Były takie momenty, że na pole nie można było wjechać, gdyż maszyny topiły się po ulewnych deszczach - opowiada rolnik.
Wahania wilgotności ziemi i brak systematycznego nawodnienia (w tym ulewy) doprowadziły do tego, że pomidory zaczęły pękać. Jak słyszymy od gospodarzy, nawet bardzo odporne gatunki - typu Lima (coraz popularniejsze wśród producentów), które - „co się w poprzednich latach nie zdarzało” - też nie oparły się temu negatywnemu zjawisku.
- Dlatego plon będzie na pewno mniejszy w porównaniu do roku poprzedniego. Niektórzy zbierają z hektara 100 ton, ale są też tacy, którzy mieli po 50 czy nawet 45. Wszystko zależy, jak się plantacja utrzymała czy dostała w odpowiednim momencie trochę wody, na jakiej ziemi było pomidory sadzone - tłumaczą plantatorzy.
KLIKNIJ w GRAFIKĘ, żeby PRZECZYTAĆ ARTYKUŁ
Kampania pomidorowa w powiecie gostyńskim. Kombajny „wypierają” ludzi
Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że w momencie, w którym spadły ulewne deszcze zamiast maszyn można by zwyczajnie pójść na pole i zebrać pomidory ręcznie. W ocenie plantatorów, jest to możliwe w gospodarstwach maksymalnie 2-3 hektarowych. Na większym areale sprawdzają się już tylko i wyłącznie kombajny do zbioru pomidora, które posiada coraz więcej rolników.Tylko w ten sposób udaje im się zachować konkurencyjność na rynku. Poza tym, nie tylko w ich produkcji, ale także w przypadku plantatorów innych warzyw oraz owoców znalezienie rąk do pracy jest trudne lub wręcz niemożliwe.
- Gospodarujemy na 1 hektarze i przez ostatnie dwa miesiące dzień w dzień byliśmy na polu. Sami nie dalibyśmy rady zebrać plonu, więc korzystamy z pracowników, ale są to osoby, z którymi dobrze się znamy i przychodzą do nas od lat - zdradza lokalna producentka pomidorów.
W zależności od posiadanego areału i zasobności portfela, rolnicy wybierają kombajny samojezdne lub ciągnione. Te pierwsze mają lepszą kulturę pracy i zapewniają szybszy zbiór.
- Dużo jest też ludzi, którzy nie mają kombajnów, ale sadzą pomidory pod nie i ktoś przyjeżdża świadczyć im usługę. Ale większość kupuje na własność. Ja od czterech lat mam na spółkę z kolegą kombajn ciągniony. Jeszcze ręcznie zbieramy pomidory, ale w mniejszych ilościach i na sprzedaż tylko dla starych klientów - podaje rolnik w powiatu gostyńskiego.
Kampania pomidorowa w powiecie gostyńskim. Wszystko „kręci się” wokół zakładu
Kampania pomidorowa w powiecie gostyńskim jest na ostatniej prostej i powinna potrwać do 15 października. Jej ramy w największym stopniu, oprócz aury, wyznaczają limity skupu prowadzone przez firmę Kraft Heinz Pudliszki.
- Odbiór pomidorów przez zakład jest rozpisany na 9 tygodni, czyli dobre dwa miesiące. Każdy ma swój wyznaczony limity, ile musi odstawić. Jak jest dobra aura i dużo towaru, to można „wyciągnąć” dłużej. Ceny skupu zależą od suchej masy, tzw. brix [zawartość ekstraktu - przyp. red]. Im większy, tym więcej płacą. Średnio jest to około 6%. W początkowym okresie kampanii było go więcej, teraz mniej, bo pomidor „napił się” wody - wyjaśniają plantatorzy.
Rolnik z terenu powiatu gostyńskiego:
Postęp idzie do przodu i nikt się nie będzie cofał, patrzył, co było kiedyś, bo nie ma komu zrywać pomidorów. Rolnik chce to robić, trzymać dalej, mieć z tego jakieś pieniądze, ale żeby uciągnąć musi „wejść” w kombajn. A do tego potrzebne są przynajmniej te 3 hektary.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.