Od 2019 roku odpowiada ona za resort rodziny, który w ostatnich 4 latach wprowadził przełomowe i niespotykane wcześniej programy społeczne. Programy, które zmieniły na lepsze życie milionów Polek i Polaków i które, jak mówi w rozmowie minister Maląg - przywracają godność naszych rodzin.
Czy rządowe wsparcie w formie 13. i 14. emerytury to „rozdawnictwo”, czy „solidarność międzypokoleniowa”? Obecnie w polityce ścierają się takie dwa głosy, pierwszy płynie z ław opozycji, drugi z rządu.
To pytanie, na które przede wszystkim powinni odpowiedzieć seniorzy - beneficjenci rządowego wsparcia. To nowe programy, które opracowane zostały w ministerstwie rodziny w ostatnich 4 latach. Nie spotkałam jeszcze nikogo, a rozmawiam naprawdę z wieloma Polkami i Polakami, kto powiedziałby mi, że takie wsparcie było czy jest niepotrzebne. Spotkałam za to wiele osób starszych, które mówią mi wprost, że godna, nie kilkuzłotowa waloryzacja świadczeń oraz 13. i 14. emerytury pozwalają im godnie żyć. Kiedy pytam, co się zmieniło w ich codzienności, to często słyszę, że mogą kupić w sklepie lepszej jakości produkty, nowe ubrania, wykupić receptę w aptece, czy dać prezent swoim wnukom. Obecni emeryci pracowali wiele na to, abyśmy dziś żyli w lepszych - niż oni - warunkach. I choćby dlatego musimy o nich zadbać w ramach solidarności międzypokoleniowej. Wystarczy przypomnieć sobie, jak za czasów rządu Donalda Tuska wyglądało wsparcie dla tej grupy społecznej. Groszowe waloryzacje i podwyższenie wieku emerytalnego najlepiej oddają ducha tamtych czasów. Już 15 października Polacy mogą zdecydować, która wizja polityki jest im bliższa i w jakiej Polsce chcą żyć. W silnej i nowoczesnej, która troszczy się o swoich obywateli, czy słabej, w której silni robią co im się żywnie podoba i za nic mają tych, którzy ze strony państwa potrzebują wsparcia – a więc m.in. seniorów.
W przypadku programu Rodzina 500+ sprawa już wygląda inaczej. Rodzice mogą zarobić na utrzymanie dzieci, nie muszą polegać na wsparciu państwa. Poza tym wielu polityków z opozycji wskazuje, że rządowe wsparcie dezaktywuje rodziców.
Znam polityków opozycji, którzy krzyczą o rozdawnictwie, a na pytanie, czy pobierają świadczenia, odpowiadają, że tak. Czy to nie jest hipokryzja? Idąc dalej, ci sami politycy korzystają ze świadczeń i czy w związku z tym są zdezaktywowani? Nie, pracują dalej. Większość rodziców mądrze gospodaruje tymi środkami, najczęściej wysyłają dzieci na dodatkowe lekcje czy inwestują w ich pasje. Niektórzy odkładają pieniądze, a inni jadą na wymarzone wakacje. To z kolei ma ogromne i pozytywne znaczenie dla polskiej gospodarki. Pieniądze pochodzące z programów takich jak 500+, wkrótce 800+, czy 13. i 14. emerytury zasilają różne branże polskiej gospodarki. Kiedyś rodziny, zwłaszcza wielodzietne, były spychane na margines, a dziś nie muszą się tego wstydzić, mogą być dumne ze swoich pociech. To są realne zmiany, nie tylko finansowe, ale i mentalne. Przywracamy godność polskim rodzinom. Poza bezpośrednim wsparciem finansowym staramy się tworzyć rozwiązania ułatwiające łączenie pracy zawodowej z życiem rodzinnym. Służą temu dodatkowe miejsca w żłobkach w ramach takich programów jak Maluch+. Dziś mamy ponad 232 tys. miejsc w żłobkach, a kolejne 102 tys. są w trakcie tworzenia. Dla porównania w 2015 r. ok 80 tys. mogło korzystać z tej formy opieki. Natomiast w kontekście dezaktywacji rodziców warto wspomnieć, że dziś mamy najniższe od trzech dekad bezrobocie i najwyższy poziom zatrudnienia. Jesteśmy trzecim krajem w UE z najniższym bezrobociem. Trudno tutaj uzasadnić tezę o bierności i dezaktywacji rodziców, bo wszystkie fakty temu przeczą. W ministerstwie rodziny, którym zarządzam, mam dostęp do pełni danych, dlatego tę sytuację na bieżąco analizuję i przedstawiam informacje oparte na prawdziwych danych. Nie możemy także zapomnieć, że pieniądze na programy społeczne nie zostały wyczarowane, tylko pochodzą z naprawy finansów publicznych, odebrane tym, którzy okradali polski budżet. Znaleźliśmy sposób na mafie VAT-owskie, luka VAT-owska jest jedną z najniższych w Europie, na uszczelnienie systemu, który pozwolił nam opracować programy społeczno-gospodarcze, i de facto przekazać wygospodarowane środki Polkom i Polakom.
Zmierzmy się z jeszcze jednym argumentem, który pojawia się w przestrzeni publicznej. Programy społeczne generują inflację. Czy w pani ocenie to prawda, czy fałsz?
Fałsz. Przecież nasza gospodarka rośnie szybciej niż unijna średnia. PKB od 2015 roku wzrosło o 31 proc. pomimo pandemii i wojny w Ukrainie. Zwróćmy uwagę, że na inflację wpłynęły zawirowania ogólnoświatowe, w tym koszty paliw czy energii, które były efektem zastopowania relacji Europy z Rosją. Dziś sytuacja na rynku energetycznym wraca do normy, a za tym maleje wskaźnik inflacji. Pieniądze z programu Rodzina 500+ oraz 13. i 14. emerytur zasilają różne branże i wzmacniają tym samym polską gospodarkę. Nie dajmy sobie wmówić, że rodzic, który posłał swoje dziecko na dodatkowe lekcje języka angielskiego, albo naukę gry na pianinie, czy też emeryt robiący zakupy w sklepie spożywczym, albo w aptece, napędza spiralę inflacji. Czy pieniądze przekazywane samorządom na inwestycje lokalne takie jak żłobki, szkoły, drogi, wodociągi, a więc to z czego korzystamy na co dzień - to główny czynnik inflacji? Przeciwnie, to nowe miejsca pracy, stąd tak niskie bezrobocie w Polsce.
Swoją karierę rozpoczęła pani od pracy jako nauczyciel, by następnie związać się z polityką. Czy nie tęskni pani za nieco spokojniejszą pracą w szkole?
Kiedy wspominam początki swojej pracy to wiem, że bycie nauczycielem dało mi ogromne podstawy do tego, by dziś móc pełnić funkcję posła i ministra. Dobry nauczyciel musi zapracować na szacunek wśród uczniów, co wbrew pozorom nie jest taką prostą sprawą. Dobry nauczyciel musi również umieć zbudować nić porozumienia z rodzicami i całym gronem pedagogicznym. Podobnie jest w polityce. Wyborcy oceniają, czy dany polityk jest pracowity, konsekwentny, wiarygodny i czy można mu zaufać oraz powierzyć sprawy wagi państwowej. Rodzice oczekują, by nauczyciel dysponował podobnymi cechami, bo chcą jak najlepiej dla swojego dziecka.
Wielokrotnie podkreśla pani swój silny związek z południową Wielkopolską. Czy trudno łączyć pracę w Warszawie z życiem prywatnym?
Moi bliscy wiedzą, że jak się za coś biorę, to angażuję się w całości. Moim życiowym mottem są słowa św. Jana Pawła II: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali.” Nie jest ważne, czy robię to jako nauczyciel, czy minister. Niezależnie od zajęcia zawsze podchodzę do zadania najlepiej jak potrafię, bo nie jestem zwolenniczką półśrodków. Mam ogromne szczęście, którym jest wsparcie ze strony mojej rodziny, męża i córek, bo oni wiedzą, że ciąży na mnie ogromna odpowiedzialność za losy milionów ludzi. W trudnych momentach telefon od moich najbliższych jest na wagę złota, oprócz otuchy powoduje uśmiech na mojej twarzy. Od wielu lat to się nie zmienia i za to wsparcie jestem mojemu mężowi i córeczkom, choć są już same mamami, ogromnie wdzięczna.
Czy mąż nie ma pani za złe, że działalność polityczna ogranicza pani obecność w domu?
Nigdy nie dał mi odczuć, że nie aprobuje mojej aktywności i pracy, które absorbują mnie w pełni przez większość dni w tygodniu. Zbyszek, mój mąż, jest moją podporą i najlepszym przyjacielem. I pomimo wielu lat spędzonych razem, niezależnie od tego, w jakim mieście pracuję, co robię, zawsze wiem, że mogę na niego liczyć.
Jak zachęciłaby pani do udziału w najbliższych wyborach naszych czytelników?
Polki i Polacy mogą dziś porównać Polskę w latach 2007-2015 z tą z ostatnich 8 lat i odpowiedzieć sobie na pytanie: kiedy żyło się lepiej? Z ilu programów naszych poprzedników skorzystali? Czy decyzje wbrew społeczeństwu, jak na przykład podwyższenie wieku emerytalnego z rozkazem PO „niejednokrotnie pracy aż do śmierci”, zagarnięcie 155 mld zł z OFE do budżetu, czy wyprzedaż majątku narodowego miały charakter demokratyczny i obywatelski? Czy lider partii, który deklarował, że nie opuści stanowiska premiera, a następnie uciekł do Brukseli w pogoni za gigantycznymi osobistymi finansowymi korzyściami - to lider wiarygodny? My stawiamy na wiarygodność i bezpieczną przyszłość polskich rodzin. Jeśli zapowiadamy programy rządowe, jak choćby Rodzina 800 + czy 13. i 14. emerytury, to realizujemy je bez względu na to czy był COVID, czy miał miejsce kryzys gospodarczy wywołany agresją Rosji na Ukrainę. Jeśli dostrzegamy niebezpieczeństwo ze Wschodu, wzmacniamy granicę, budujemy silną i nowoczesną armię. Jeśli dziś prezentujemy program wyborczy, to zrealizujemy go. Przed nami najważniejsze po 89. roku wybory - połączone z referendum w kluczowych dla naszej przyszłości sprawach. To - jak wielu z nas weźmie udział w tych wyborach - jakich przedstawicieli wybierzemy na kolejną kadencję parlamentu, a także jak odniesiemy się do kwestii zawartych w referendum - dotyczących bezpieczeństwa i przyszłości naszych rodzin - na wiele lat przesądzi o losach i kierunku rozwoju Polski. Nie bądźmy obojętni, zdecydujmy sami - nim inni zdecydują za nas. Wielu z nas zada sobie pytanie, czy mój głos ma znaczenie? Czy może coś zmienić? Po co właściwie mam głosować? Otóż, każdy, podkreślam bez wyjątku, absolutnie każdy głos się liczy! Bo każdy z nas ma jakieś marzenia, oczekiwania, do czegoś dąży, za czymś podąża. I właśnie w dniu wyborów może dać temu wyraz. Te wybory dotyczą przyszłości Polski, każdego z nas, naszych rodzin, bliskich, krewnych i znajomych. Sama też kandyduję w tych wyborach do Sejmu. O głosy ubiegam się z listy Prawa i Sprawiedliwości z naszego 36 okręgu – z pierwszego miejsca. I będę zaszczycona, jeśli obdarzą mnie państwo ponownie zaufaniem - głosując na mnie i na naszą listę nr 4.
Materiał zlecony i sfinansowany przez KW Prawo i Sprawiedliwość