reklama
reklama

Zmarł Kacper Praczyk. Miał 23 lata

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Zmarł Kacper Praczyk. Miał 23 lata - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Odeszli - Dziś Bóg wezwał Cię do siebie, stoisz u boku Najwyższego.......do zobaczenia.....tam po lepszej stronie [*] - tymi słowami pożegnali go założyciele Komitetu Społecznego „Obudźmy Kacpra”, działającego w gm. Gostyń.
reklama

Nie żyje Kacper Praczyk z Podrzecza. - Dziś Bóg wezwał Cię do siebie, stoisz u boku Najwyższego.......do zobaczenia.....tam po lepszej stronie [*] - tymi słowami pożegnali go założyciele Komitetu Społecznego „Obudźmy Kacpra”, działającego w gm. Gostyń.

Zmarły miał 23 lata. Został ciężko ranny w wypadku, w którym samochód osobowy zderzył się z koniem. Do zdarzenia doszło 25 lipca w Elżbietkowie (gm. Pogorzela) - PISALIŚMY TUTAJ

Nieprzytomny Kacper był wyciagany z samochodu przez strażaków, reanimowany jeszcze na miejscu zdarzenia, po czym śmigłowiec LPR przewiózł go do kliniki we Wrocławiu. Po wypadku przebywał tam przez długie miesiące, był w śpiączce. Przy życiu długo utrzymywał go respirator. Na przełomie października i listopada u rannego pojawiły się komplikacje w postaci zapalenia płuc i zakażenia krwi bakterią. To sprawiło, że pobyt Kacpra z Podrzecza w szpitalu we Wrocławiu, bardzo się przedłużył.

- Lekarze we Wrocławiu przez 4 tygodnie nie mogli zwalczyć tej bakterii. Syn dostawał podwójne dawki antybiotyków. Jak spadały posiewy, za chwilę się podnosiły. Syn jest bardzo słaby. Robiliśmy, co było w naszej mocy żeby go zabrać ze szpitala we Wrocławiu, gdzie trwa leczenie powypadkowe. Byliśmy na konsultacjach w Bydgoszczy. Wiemy, że syn od dawna powinien być już na rehabilitacji - mówiła mama Kacpra.

Pacjent nie kwalifikował się do transportu przez zakażenie i infekcje. Po decyzji rodziny, dalsze leczenie i rehabilitacja poszkodowanego w wypadku, kiedy samochód zderzył się z koniem, miały odbywać się w ośrodku rehabilitacyjnym Krakowie. Tylko w takim miejscu specjaliści od razu pomogliby Kacprowi powoli wracać do zdrowia i uczyć wszystkiego - od mówienia i jedzenia po samodzielne chodzenie. Na rehabilitację potrzebne były środki finansowe. Zorganizowano zbiórkę charytatywną w internecie. W pomoc zaangażowali się znajomi rodziny z gm. Pogorzela i Gostyń oraz koleżanki i koledzy ze szkoły. Powstały komitety społeczne.

Kacper zmarł w ZOL w Miliczu, gdzie został przewieziony z ośrodka rehabilitacyjnego w Krakowie pod koniec mijającego tygodnia. Wyrazy współczucia dla rodziny.

Pogrzeb odbędzie się 2 grudnia o godz. 13:00 w kościele pw. Św. Michała Archanioła w Pogorzeli.


Parę tygodni temu, w naszym tygodniku "Życie Gostynia" opisaliśmy okoliczności wypadku i w jakim stanie jest Kacper Praczyk. Artykuł powstał dzięki temu, że rodzice wciąż mieli nadzieję na to, że ich syn się obudzi. 

Ta sobota zapowiadała się normalnie, jak inne. Ponieważ był to jeden z lipcowych weekendów, wolny od pracy, Kacper miał się spotkać z przyjaciółmi na grillu. U siebie w domu w Krajewicach. O tym, że pojawił się na szosie w gminie Pogorzela, zdecydował przypadek.

 - Pojechał po przyjaciół do Pępowa, bo koledze, który tam mieszka samochód nie odpalił. Wracali przez Pogorzelę, chciał zabrać jeszcze koleżankę z Szelejewa  - wyjaśniła Iza, mama Kacpra.

Na imprezę do domu chłopak już nie wrócił. Po wypadku, w którym samochód zderzył się z koniem, znalazł się w klinice we Wrocławiu, nieprzytomny, ze złamanym kręgosłupem i obrzękiem czaszki.
 

Miało być, jak zwykle
    Do letniego grilla młodzież wszystko miała przygotowane. Zadbali o to rodzice Kacpra, którzy organizowali domową imprezę dla znajomych. Ci jednak odmówili w ostatniej chwili, więc „starszyzna” pojechała do Pogorzeli. Zatem „chata wolna, lodówka pełna”. 
 W trakcie spotkania u znajomych, około godz. 23.00 Iza (mama Kacpra) nagle źle się poczuła. Bywało tak wcześniej, że odbierała takie sygnały, kiedy coś niedobrego działo się z synem. Chwyciła za komórkę, zaczęła dzwonić do Kacpra. Ten nie odbierał telefonu. Niepokój u mamy narastał. Tym bardziej, że nocną ciszę przerwała nagle  syrena strażacka, później zobaczyli karetkę, jadącą z Borku Wlkp. Z wjazdu na posesję znajomych było widać, co dzieje się na drodze.

- Było jasno, „niebiesko” - widać było światła straży i karetki pogotowia. W tym momencie ktoś do mnie zadzwonił, jakaś koleżanka Kacpra, która też miała być na grillu. Mówiła, że nie może się do niego dodzwonić. I że był wypadek na drodze z Elżbietkowa i chyba na miejscu zdarzenia jest Kacpra samochód - opowiada mama Kacpra.

Natychmiast pojechali na miejsce zdarzenia. Na poboczu leżał nieżywy koń. Rodzice rozpoznali też auto syna. Dowiedzieli się, że Kacper jest w karetce pogotowia. 

Jak wypadek z koniem z 25 lipca widzieli pozostali uczestnicy?

    Kacper z dwoma najbliższymi przyjaciółmi, jadąc z Elżbietkowa, najechał na pierwszy wypadek, w którym przez konia przewróciła się motocyklistka. Stały tam już 3 samochody więc stwierdzili, że skoro poszkodowana ma pomoc zapewnioną, nie będą tarasowali drogi. Po krótkiej rozmowie ze siadkami pojechali dalej, nie zdając sobie sprawę, co ich czeka. 
    Po drodze minął ich samochód, jadący z Gostynia. Podróżujący minęli się już z koniem. Zauważyli, że zza zakrętu wyjeżdża samochód Kacpra. Zaczęli zwalniać. Podobno dawali znać mrugając światłami, że coś się dzieje na drodze. W jakiś sposób zahamowali, gdyż koń nagle zawrócił i wbiegł na ten sam pas jezdni, którym jechał Kacper z przyjaciółmi. Miał włączone w aucie krótkie światła. Nie widział konia.

- To były ułamki sekund. Wyglądało to tak, jakby koń chciał przeskoczyć przez samochód. Nie udało się i zmiażdżył swoim ciałem cały dach po stronie kierowcy. Uderzył w kierowcę, przygniótł go i swoim ciałem rozerwał tył samochodu. Wiktoria, koleżanka syna miała szczęście. W momencie, kiedy przejeżdżali przez wypadek z motocyklistką, siedziała z tyłu, ale po środku. Później instynktownie przesiadła się na prawą stronę, za pasażerem. To prawdopodobnie uratowało jej życie. Gdyby siedziała za kierowcą, straciłaby je. Wiktoria ocknęła się na noszach - opowiadała mama Kacpra.

Ani przez chwilę nie myślała o właścicielu konia, który pozwolił, żeby zwierzę w nocy biegało po drodze bez opieki. W chwili zatrzymania mężczyzna miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie.
 

Ochotnicy ratowali życie
    Kacper od razu został przetransportowany do szpitala klinicznego do Wrocławia, gdzie rozpoczął leczenie zachowawcze, powypadkowe. Kiedy po godzinie rodzice tam zadzwonili, żeby dowiedzieć się, jaki jest stan syna lekarka dyżurująca na SOR-ze uświadomiła ich, że ma poważne obrażenia głowy i złamany kręgosłup w dwóch miejscach. Był w stanie krytycznym. Iza z mężem zobaczyli syna po wypadku 26 lipca, w niedzielne popołudnie. Są wdzięczni z całego serca strażakom z OSP w Pogorzeli.

- Ochotnicy uratowali synowi życie na tej drodze. Bardzo szybko tam dotarli. Dziękujemy tym, którzy mieli wtedy służbę, bo przyczynili się do tego, że odzyskaliśmy syna. Kiedy wyciągali go z samochodu, stracił krążenie. Pięć minut go reanimowali, za 3 razem „zaskoczył” - mówili rodzice Kacpra.

 Operacja kręgosłupa się powiodła
 Lekarze z kliniki we Wrocławiu przez pierwsze 3 dni nie mogli nic zrobić przy poszkodowanym. Każdy ruch powodował bardzo wysokie ciśnienie wewnątrzczaszkowe. Nie można było nawet składać kręgosłupa. Po kilku dniach Kacper przeszedł operację odbarczenia czaszki, jaką wykonuje się przy obrzęku mózgu. Po tygodniu stan zdrowia chorego pozwolił na to, żeby chirurdzy ustabilizowali mu kręgosłup w odcinku piersiowym i szyjnym, które były najgorsze. Pod koniec sierpnia w klinice we Wrocławiu Kacper  powinien mieć wykonany rezonans - nie doszło do tego od razu, ale kilka tygodni później. Zdjęcia upewniły rodziców, że operacja stabilizacji kręgosłupa się powiodła. 

Wzruszyli się, kiedy ich rozpoznał

Ze względu na epidemię kontakty rodziców z synem były bardzo rzadkie. Kacper nie miał świadomości, nie nawiązywał kontaktu, leżał w śpiączce. Chociaż... we wrześniu - podczas jednej z wizyt - rodzice zauważyli, że Kacper zaczął ruszać oczami. - Do tej pory miał delikatnie otwarte oczy i patrzył w jeden punkt. A wtedy, gdy usłyszał nasze głosy, szukał nas wzrokiem. Łezka mu poleciała. Wzruszyliśmy się wszyscy. Były tym zaskoczone także pielęgniarki. Powoli chyba odzyskuje świadomość - opowiadała wtedy mama, wspominając jak cała rodzina zaangażowała się w poszukiwanie kliniki wybudzającej.

 Fundacja Votum doradziła im krakowski ośrodek. 
  Pobyt Kacpra z Podrzecza w szpitalu we Wrocławiu, gdzie został przewieziony zaraz po wypadku samochodowym, bardzo się przedłużył, ale na przełomie października i listopada lekarze poinformowali rodziców, że syn może być przetransportowany do Krakowa. To były bardzo dobre wiadomości, na które czekali bardzo długo. Niestety, organizm Kacpra nie radził sobie z rehabilitacją. Pod koniec ubiegłego tygodnia przewieziono go do ZOL w Miliczu.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama