Kilka osób - członków rady nadzorczej gostyńskiej „mleczarni” - jest niezadowolonych z postępowania przewodniczącego Andrzeja Kubiaka. Na ostatnim posiedzeniu mieli oni przedstawić wobec niego votum nieufności. Podobno duże oburzenie wśród niektórych członków rady wywołały słowa prezesa Grzegorza Grzeszkowiaka, który w dyskusji miał stwierdzić „albo Kubiak zostanie tutaj i będzie kierował mleczarnią, albo ja”.
Rzekomo byli tacy rolnicy, którzy odebrali to jako szantaż. Ustaliliśmy nieoficjalnie, że punkt, związany z wnioskiem o odwołanie Andrzeja Kubiaka z funkcji przewodniczącego rady nadzorczej nie był zaplanowany w programie obrad, został wprowadzony już w czasie posiedzenia (18.11).
Najprawdopodobniej pod votum nieufności podpisała się grupa 5 członków rady. Mieli je uzasadniać tym, że Andrzej Kubiak niepotrzebnie uczestniczył w pikiecie kierowców i innych osób zamieszanych w fałszowanie mleka, narażając spółdzielnię mleczarską na straty - głównie wizerunkowe.
Podobno zarzucali A. Kubiakowi pokazywanie na zewnątrz, że staje w obronie grupy oszukujących kierowców. Poza tym rzekomo złamał przepisy statutu zakładu spółdzielni mleczarskiej. Jako dowód podpisani pod wnioskiem o odwołanie mieli przypomnieć, że zgodnie ze statutem, członkowie mają obowiązek troszczyć się o dobro i rozwój firmy, dbać o poszanowanie jej majątku, a przede wszystkim walczyć z przejawami niegospodarności i czuwać, aby wykonywała swe zadania zgodnie z postanowieniami statutu.
Pięcioosobowa grupa członków rady podobno jest niezadowolona z postawy, którą przyjął przewodniczący rady na spotkaniach z rolnikami. Podpisani pod votum nieufności rzekomo dawali do zrozumienia, że nie wyrażali zgody na udział przewodniczącemu w pikietach i obstawanie przy zachowaniu transportu w spółdzielni. Mieli zarzucać A. Kubiakowi pokazywanie na zewnątrz, że staje w obronie grupy kierowców oszukujących przy rozrzedzaniu mleka. A on powinien konsekwentnymi działaniami doprowadzić do przerwania złej atmosfery wokół spółdzielni w Gostyniu.
Andrzej Kubiak był zaskoczony postępowaniem kolegów. Rzekomo mówił, że nie rozumie powodów przedstawienia votum nieufności. Przyznał, że uczestniczył w październikowym spotkaniu, ale nie występował w obronie kierowców zamieszanych w oszustwo.
Wyraził tylko swoje zdanie co do transportu w gostyńskiej spółdzielni, który jest dobrze zorganizowany, dobrze prowadzony i dlatego powinien pozostać w rękach zakładu. Andrzej Kubiak miał powiedzieć, że swoją rolę przewodniczącego wypełniał na tyle dobrze, na ile umiał. Z kolei prezes Grzegorz Grzeszkowiak w dyskusji miał zarzucać przewodniczącemu, że na spotkaniu zaatakował go jako prezesa, i zarząd, zarzucał, że nic nie zrobił w sprawie anonimowych doniesień o zakładzie. Prezes zarządu spółdzielni podobno stwierdził, że dla nich dwóch w zakładzie miejsca nie ma. Miał postawić sprawę w ten sposób, że „albo pan Kubiak zostanie i będzie kierował mleczarnią, albo on”. Padły podobno słowa, że G. Grzeszkowiak nie wyobraża sobie współpracy z A. Kubiakiem na takich stanowiskach, jak dotychczas. Któryś z rolników miał te słowa odebrać jak szantaż.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że podczas dyskusji nad wnioskiem o odwołanie przewodniczącego niektórzy członkowie rady zastanawiali się, czy w napiętej sytuacji w zakładzie, przy złej sławie, jaką uzyskał w związku z „mleczną aferą”, jest to dobry moment na odwołanie przewodniczącego A. Kubiaka. To może pokazać tylko, że jest rozłam w radzie. Nieoficjalnie ustaliliśmy, że byli rolnicy, którzy tuż przed głosowaniem odwoływali się do sumienia członków i apelowali, aby głosowali „zgodnie ze swoim sercem czy Kubiak zostaje, czy odchodzi”.
- „Niech sobie każdy zda sprawę w jakim środowisku żyje, jak będzie odbierany przez kolegów i znajomych”. Tak powiedziałem. Może to miało wpływ na wynik - przyznał jeden z członków rady.
Andrzej Kubiak wciąż pełni funkcję przewodniczącego rady nadzorczej. Podobno w tajnym głosowaniu przeciwko votum nieufności było 10 członków rady, za odwołaniem obstawało 8. Prezes zarządu spółdzielni nie dotrzymał słów „albo on albo ja”. Nie podał się do dymisji.