Stanowią doprawdy nietuzinkową parę. Ona mówi o nim: „mój mąż”, on o niej: „moja dziewczyna” lub jak to się dzisiaj dobrze składa: „moja walentynka”. Żartuję, że razem mają 150 lat.
Wpadli na siebie 10 lat temu na odległej ziemi francuskiej. Pan Ryszard pochodzi z okolic Wągrowca, a w kraju wina mieszkał już od kilkudziesięciu lat. Pani Aleksandra, mieszkanka Wymysłowa znacznie krócej przebywała na obczyźnie, wyjechała, aby pomóc córce.
- W Polsce dzieliło nas 200 kilometrów, a poznaliśmy się 2200 kilometrów od domu - mówią państwo Sierszulscy.
Na pierwszą randkę poszli właśnie w Walentynki.
- To było w Bordeaux. Pan z restauracji, do której mąż mnie zaprosił dał nam nawet na pamiątkę szklaneczki, w których piliśmy kawę - zdradza pani Aleksandra.
Cztery lata temu pobrali się, gdy pan Ryszard dobiegał 80 lat, a jego „walentynka” też była w jesieni życia. Dla obydwojga było to drugie małżeństwo - każde z nich już raz zakładało obrączkę na palec i pochowało swoją pierwszą „połówkę”.
- Jest tak jak mówią, że nigdy na nic nie jest za późno. Ja byłam we Francji 16 lat. Mąż zmarł i w życiu nie pomyślałabym, że kogoś jeszcze poznam - mówi żona.
Na co pan Ryszard żartobliwie dodaje:
- Jak się zbliżam do mojej dziewczyny, to muszę mieć taką podwójną gardę, i śmieją się razem.
Od 1,5 roku państwo Sierszulscy mieszkają w Wymysłowie. Tutaj odrestaurowali 100-letni dom rodzinny pani Aleksandry i cieszą się życiem. Bardzo cenią sobie spotkania z rodziną, z dziećmi pani Oli, które nie boją się mówić do pana Ryszarda „tato”.
- To jest wspaniałe, chyba tak miało być, dwoje poznaniaków - wzdycha dwoje zakochanych.