- Dbajmy o siebie, bo ten wirus wychodzi ze wszystkich możliwych dziur - apeluje ks. kanonik Tadeusz Lorek, proboszcz boreckiej parafii. Po wykonanych testach laboratoryjnych dowiedział się, że sam jest chory na Covid-19. Choroba przebiega u niego z uporczywym kaszlem i temperaturą. Jak mówi - śpi, klęcząc przy łóżku. Zapewnia, że parafianie „noszą go na rękach” i za to jest im bardzo wdzięczny.
Ks. Tadeusz Lorek twierdzi, że u niego i okolicznych księży źródłem zakażenia koronawirusem mogło być bierzmowanie w parafii w Jaraczewie, które odbyło się 10 października.
- W środę, 14 października okazało się, że biskup Szymon Stułkowski ma stwierdzonego koronawirusa. I od tego momentu przebywałem na kwarantannie. We wtorek, 20 października mi się skończyła, skontaktowałem się więc z lekarzem, a żeby mieć pewność że mogę wrócić do zajęć skierowano mnie na wymazy. Okazało się, że koronawirus jeszcze jest - opowiada proboszcz parafii na Zdzieżu w Borku Wlkp.
Jeśli chodzi o objawy, to ks. Lorek ma podobne, jak przy grypie: wysoka temperatura i uporczywy, męczący kaszel. Przyznaje uczciwie co do kaszlu, że "sam jest sobie winien"
- Chyba sam nabroiłem sam w tym przypadku, bo 13 października jeszcze rąbałem drewno. Mam już ponad 60 lat, a jak to się mówi „po kopie to po chłopie”. Ale człowiek myśli, że ma jeszcze te 20 lat mniej. Zmęczyłem się przy tym wszystkim i zamiast się rozebrać od razu, to jeszcze w mokrej, przepoconej koszulce sobie pochodziłem i mnie rozłożyło z tym kaszlem dodatkowo - zdradza ks. Tadeusz Lorek.
Poza tym od czasu do czasu występuje u niego ból głowy i podwyższona temperatura.
- Lekarz zapisał mi tabletki na zbicie temperatury. Na kaszel dostałem od lekarza antybiotyk. Zażywam też witaminy na wzmocnienie organizmu. Nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić. W zasadzie leczenie, jak przy grypie - zdradza proboszcz parafii na Zdzieżu.
Przyznaje, że kaszel jest najbardziej uporczywy, nieznośny i męczy go bardzo. Trudno z nim zasnąć.
- Nawet na brzuchu leżąc, nie daję rady dotrwać do rana. Kaszel wciąż jest. Żeby jakoś przeżyć noc, spędzam ją na klęcząco, przy łóżku. W ten sposób po kilka godzin sobie śpię. I dzięki Bogu, bo wtedy ten organizm wypocznie - mówi ks. Lorek.
Poza nim nikt nie przebywa na kwarantannie, gdyż sam mieszka na probostwie. W życiu codziennym pomagają mu parafianie i rodzina.
- Na rękach mnie noszą. Czasami jedzonko podrzucą, zakupy zrobią. „Szefowa”, czyli pani Krystyna do tak zwanej wycieraczki też przynosi mi jedzenie. Poza tym siostrę mam niedaleko bo w oddalonym o mniej więcej 40 kilometrów Dubinie. Też o mnie dba, dzwoni i pyta, czy czegoś mi nie potrzeba - wyjaśnia ks. Lorek
Proboszcz do 30 października przebywa w izolacji domowej, ale w parafii boreckej msze święte nie zostały odwołane. W sprawowaniu posługi duszpasterskiej, przy ich odprawianiu pomagają księża z sąsiednich parafii. Do boreckiej fary przyjeżdża proboszcz z Jeżewa - ks. Marek Brdęk, a do sanktuarium na Zdzieżu przyjeżdża ks. Artur Michalak, gospodarz parafii w Zimnwodzie.
- W odprawianiu niedzielnych mszy świętych w sanktuarium pomaga mi ksiądz Darek Dąbrowski, proboszcz ze Świętej Góry - mówi ks. Tadeusz Lorek.
O czym myśli ks. Tadeusz Lorek? - Byłoby o wiele łatwiej, ale trzeba się z tym borykać. Daj Boże, żeby to się szybko zakończyło. Będzie można wrócić do normalnego życia, normalnych zajęć - mówi. My życzymy mu wszystkiego dobrego i zdrowia.