Ale najpierw… jaka pogoda w Gostyniu?
Poniedziałek, 9 maja: dziś ma być bardzo słabiutkie zachmurzenie, właściwie to takie żadne i niebo ma być czyste z wyjątkiem kilku chmurek. No zobaczymy czy ten góral, do którego co tydzień dzwonię po prognozę pogody miał rację. Poza tym na termometrach będziemy mieli 14 stopni Celsjusza, a odczujemy 13 stopni. Wiatr w porywach osiągnie 40 km/h, a ciśnienie 1032 hektopaskale. Biomet okaże się być korzystny.Wtorek, 10 maja: zachmurzenie umiarkowane. Czyli takie byle jakie. Temperatura jednak wzrośnie do 16 stopni Celsjusza na termometrach i 15 stopni odczuwalnie. Wiatr w porywach osiągnie 45 km/h, ciśnienie 1025 hektopaskale, a biomet utrzyma się korzystny.
Środa, 11 maja: I znów Słoneczko! Temperatura na wskaźnikach wystrzeli aż do 23 stopni Celsjusza, a odczujemy nawet więcej, bo aż 24 stopnie. Wiatr w porywach powieje z prędkością 45km/h, ciśnienie zaś wyniesie 1016 hektopaskale, co wpłynie wszystko na biomet, który dziś pozostanie neutralny jak Szwajcaria.
Czwartek, 12 maja: Jak to wiosną i latem, jak jest super cieplutko, to wkrótce musi popadać. Dziś właśnie tak będzie. Spadnie około 9mm deszczu na 12 godzin, temperatura na podziałce spadnie do 17 stopni Celsjusza, a my odczujemy zaledwie 16 stopnie. Wiatr powieje z prędkością do 50 km/h w porywach, a ciśnienie wyniesie 1011 hektopaskale. Biomet będzie niekorzystny i część z nas może poczuć dziś zmęczenie, senność, a może nawet i lekkie migreny.
Piątek, 13 maja: nie będzie padać, ale zachmurzenie umiarkowane utrzyma się nad miastem i okolicą. Zarówno odczuwalnie i na termometrach temperatura wyrówna się do 19 stopni Celsjusza. Wiatr słaby, do 25 km/h w swoich porywach, ciśnienie wzrośnie nieco, do 1019 hektopaskali, a biomet nagle zmieni się na korzystny dla naszego samopoczucia.
Sobota, 14 maja: temperatura podskoczy do 20 stopni Celsjusza, niebo się rozchmurzy, choć nie całkowicie, coś tam pozostanie na błękitnej tapecie. Wiatr w porywach osiągnie 45 km/h, ciśnienie 1021 hektopaskale, a biomet będzie neutralny niczym Finlandia. Kraj. Nie wódka.
Niedziela, 15 maja: Kto nie skorzystał z pogody sobotniej w ten weekend, może już stracić szansę na odpoczynek na świeżym powietrzu. Dziś popada. W ciągu 12 godzin spadnie około 0,1 mm deszczu. Tyle co nic, ale ogólny stan nieba ma nie sprzyjać. Się okaże. Pożyjemy, zobaczymy. Wiatr w porywach osiągnie 50 km/h, ciśnienie natomiast 1024 hektopaskale, a biomet znów zamieni się w niekorzystny.
Do kogo w Gostyniu na imieniny w tym tygodniu?
Poniedziałek, 9 maja: Grzegorz, Bożydar, Beat, Geroncjusz, Hiacynta, Hiob, Katarzyna, Karolina, Mikołaj, Maria, Otokar, Pachomiusz, Przebor, Stefan
Wtorek, 10 maja: Antonina, Beatrycze, Antonin, Blanda, Celzjusz, Chociesław, Chocsław, Cyryn, Cyryna, Częstomir, Epimach, Feliks, Filadelf, Filadelfia, Gordian, Gordiana, Innocenty, Jan, Łazarz, Nazariusz, Nazary, Samuel, Sofronia, Sylwester, Sylwestra, Symplicjusz, Symplicy, Wiktoryna
Środa, 11 maja: Franciszek, Ignacy, Miranda, Adalbert, Albert, Alojzy, Antym, Benedykt, Berta, Fabiusz, Filip, Gwalbert, Iga, Lutogniew, Majol, Majola, Maksym, Mamert, Mamerta, Stella, Syzyniusz, Tadea, Tadeusz, Walbert, Waldebert, Zuzanna
Czwartek, 12 maja: Dominik, Pankracy, Achilles, Domicela, Domicjan, Domicjana, Epifaniusz, Flawia, German, Imelda, Jan, Jazon, Joanna, Nawoja, Nereusz, Plautylla, Teodora, Wszemił
Piątek, 13 maja: Maria, Roberta, Serwacy, Andrzej, Aaron, Ciechosław, Cieszmir, Dobiesława, Gerard, Gerarda, Gliceria, Jan, Magdalena, Mucjusz, Natalis, Piotr, Robert
Sobota, 14 maja: Bonifacy, Maciej, Ampelia, Ampeliusz, Dobiesław, Dominika, Egidia, Fenenna, Idzi, Jeremi, Jeremiasz, Koryna, Maria, Michał, Tina, Wiktor
Niedziela, 15 maja: Izydor, Nadzieja, Zofia, Andrzej, Atanazy, Cecyliusz, Czcibora, Dionizja, Florencjusz, Florenty, Jan, Kasjusz, Maksym, Miłość, Paweł, Piotr, Retycjusz, Retycja, Retyk, Stanibor, Strzeżysław, Symplicjusz, Symplicja, Wiktoryn, Nadia.
Co ze Słońcem? O której wstaje i zachodzi?
W Dzień Zwycięstwa Słońce zwycięsko brzaśnie już o 04:07, zatem wędkarze! Przygotujcie się! Bo przed świtem stanowisko musi być gotowe. Wschód zaskoczy nas wszystkich o 04:48. Zwłaszcza tych, którzy będą jeszcze spać. No i jak to Słonko już wstanie, a my przeciągniemy rączki nad podusią, to warto pomyśleć o jakimś śniadanku i by zdążyć do pracy, znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo następne ważne wydarzenie na niebie nastąpi dopiero o 12:32 i będzie to Słońce w zenicie. Po śniadanku może być drugie, a jak kto ma fajrant to nawet obiadek po tym zenicie na niego czeka. Jeśli czekamy na zachód Słońca z narzeczoną na pięknej, pustej plaży to sobie poczekamy aż do 20:16. I tak możemy posiedzieć z naszą ukochaną do 20:57,a potem to już w zadek będzie zimno, bo nastąpi zmierzch i trzeba będzie ukochaną jakoś ogrzać. Polecam to już zrobić w domku. Jednak warto wiedzieć, że jasność naszego dnia w poniedziałek potrwa aż 15 godzin i 50 minut. Ślicznie. Natomiast na koniec tygodnia, w niedzielę ten dzień już potrwa nam od 03:55, gdy Słońce brzaśnie to 21:08, kiedy to zmierzchnie. Czyli aż 16 godzin i 13 minut! W ciągu jednego tygodnia dnia przybędzie nam aż o 23 minuty! Cieszmy się tym, bo w czerwcu to zacznie się zmieniać.
Co świętujemy? Co się wydarzyło? Nietypowe święta i kartka z kalendarza.
Poniedziałek, 9 maja:No dobra, obiecałem że opowiem Wam o Dniu Zwycięstwa. Mili Państwo. Ależ to szalenie proste. Wszyscy wiemy, że drugą wojnę wygrały siły alianckie, w których skład wchodziły armie USA i zachodniej Europy oraz armia czerwona (ja przepraszam zasady ortografii polskiej, ale to z premedytacją z małej litery napisałem). Jako pierwsi kapitulację Niemiec przyjęli alianci 7 maja w Reims, we Francji. Jednak Sowietów reprezentował przy tym oficer dość niskiego stopnia. Stalin nie mógł tego przełknąć. Zatem, gdy Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi przyjmowali akt kapitulacji Niemiec po raz drugi w zdobytym Berlinie, Stalin zadbał już o to, by był przy tym generał i późniejszy minister obrony, Georgij Żukow, sowiecki zdobywca Berlina. Był wtedy 8 maja 1945 roku… ale nie wszędzie… jak to? Otóż dokument podpisano po dość burzliwych i obfitujących w atmosferę skandalu warunkach. Przyczynił się do tego opóźnienia przedstawiciel Francuzów. Chodziło o tzw. rządy Vichy, francuską kolaborację z Niemcami itd. W końcu uzyskano porozumienie i nazistowski feldmarszałek Wilhelm Keitel podpisał kapitulację 8 maja 1945 roku o godzinie 22:43 w Berlinie… ale w Moskwie była już 00:43 następnego dnia, czyli 9 maja. Oczywiście Sowieci nie omieszkali tego wykorzystać dla swojej propagandy i gdy cały Wolny Świat świętował symboliczny koniec II Wojny Światowej 8 maja, Ci uparli się na 9 maja. Oczywiście nikt na Kremlu nie wytłumaczył obywatelom zagrabionego bloku wschodniego, że nie był to koniec wojny jeszcze tak naprawdę. Jak napisałem, kapitulacja podpisana przez Keitela była symbolicznym jej końcem. Należało jeszcze rozprawić się z Japonią przecież, która jak Niemcy pozostawała po stronie agresora. Kapitulację podpisano z Krajem Kwitnącej Wiśni 2 września 1945 roku na pokładzie pancernika USS „Missouri”. Jeśli ktoś kojarzy słynny plakat amerykański z marynarzem całującym wygiętą jak sprężyna pielęgniarkę podczas parady na nowojorskim Times Square, to właśnie całował on ją z tego powodu. Zresztą nie była ani jego narzeczoną, ani znaną mu osobą i później wybuchł skandal o gwałt, ale to już zupełnie inna historia. A my dlaczego możemy nadal świętować bez skrupułów Dzień Zwycięstwa zarówno 8 i 9 maja? Otóż 8 maja, bo uznajemy czas wschodnioeuropejski na naszych zegarkach, a nie moskiewski. Natomiast 9 maja, bo tego dnia w roku 1920 w zajętym dwa dni wcześniej Kijowie odbyła się wspólna parada wojsk polskich i ukraińskich po zwycięstwie w wojnie polsko-bolszewickiej. Pokonaliśmy wspólnie z Ukraińcami Sowietów i śmiejąc im się w twarz pomaszerowaliśmy wspólnie z Ukraińcami ulicami Kijowa. Oczywiście wojna z bolszewikami potrwała nieco dłużej. Był jeszcze Cud nad Wisłą i decydująca bitwa niemeńska czy zdobycie Mińska, ale ta defilada w Kijowie… to tak jak obiad z mięsem i pyzami na parze: mniejsza o to mięso, mniejsza o te pyzy, ale ten sos… i to był właśnie ten sos. Zajęcie Kijowa i defilada taka, że palce lizać.
Wtorek, 10 maja:
Dzień Zołzy – nikt nie wie skąd, jak i po co, ale ma to być święto pań, z którymi ciężko się dogadać. One same zaś tłumaczą, że zołza to święto kobiet Zgrabnych, Obrotnych, Ładnych, Zaradnych i Ambitnych. W skrócie Z.O.Ł.Z.A. Ja postanowiłem sprawdzić pochodzenie słowa zołza i tak trafiłem na następujące tłumaczenie oparte na „Słowniku Staropolskim” S. Urbańczyka i „Słowniku etymologicznym języka polskiego” A. Brücknera. Otóż słowo zołza ma wszelkie powody ku temu, by pochodzić od słowa zełwa lub zołwa, co niegdyś, zwłaszcza na kresach wschodnich oznaczało synową, żonę syna. Słowo prawdopodobnie ewoluowało i dziś mamy naszą zołzę, tylko jedno mnie zastanawia. Otóż przypisujemy powstanie i używanie tego słowa w dość pejoratywnym wybrzmieniu mężczyznom, jakoby opisywali tak kobiety, z którymi ciężko im się porozumieć, rzekomo mądrzejsze od nich i bardziej wygadane, tymczasem coś mi się wydaje, że to raczej jakaś teściowa maczała palce w nadaniu negatywnego wybrzmienia temu słowu. Słowo zełwa pochodzi z praindoeuropejskiego słowa oznaczającego szczęście. Zatem synowa miała być początkowo szczęściem dla rodziny męża. Jeśli dziś to oznacza kobietę wredną i o nietuzinkowym temperamencie, to ja się pytam, co się stało na przestrzeni dziejów między tymi teściowymi (a dokładnie ćwiekrami, bo matka męża, to dla żony ćwiekra), a synowymi? Hę? A czy to nie jest tak, że synowa z ćwiekrą nawywijały, jedna drugą raz nazwała nieco inaczej i oto mamy wredną zołzę zamiast promyczka szczęścia, zełwy? Warto się zastanowić drogie panie.
Ponadto dziś obchodzimy 44 rocznicę najgłośniejszego domniemanego bliskiego spotkania trzeciego stopnia Polaka z kosmitami, które miało miejsce pod wsią Emilcin w województwie lubelskim dnia 10 maja właśnie roku pańskiego 1978. UFO spotkał mieszkaniec Emilcina, Jan Wolski. Zeznał on później, że wracał do domu przez las i spotkał pozaziemskie istoty oraz widział ich pojazd. Istoty miały raptem 1,45 do 1,45 m wzrostu. Oprócz wzrostu miały jeszcze oliwkowozielone twarze, skośne oczy i wystające kości policzkowe. Zgodnie z ostatnim krzykiem intergalaktycznej mody miały na sobie czarne kombinezony, odsłaniające wyłącznie twarze i dłonie. Na karku miały swego rodzaju garby (złośliwi twierdzą, że to przez to, że wylądowały właśnie u nas), a między palcami błonę pławną. Wolski jechał swoim wozem konnym. Kosmici ponoć weszli na jego wóz, lecz ten dzielnie kontynuował jazdę. Zrobił tak, gdyż z początku wziął ich za mieszkańców tych okolic, bądź przybyszów z miasta. Ludzie często tak załatwiali sobie podwózkę i nikt nie miał nic przeciwko temu. Przyznał, że zdziwiło go jedynie duże obciążenie wozu jak na tak niskie istoty i ich dziwny język. Tak dojechali na polanę, gdzie na wysokości 5 m nad ziemią zawisł statek przybyszów. Istoty zaprosiły Wolskiego do czegoś w rodzaju windy, która zabrała go na pokład. Tam otrzymał polecenie rozebrania się, wykonano na nim badania przy pomocy narzędzia przypominającego dwa złączone talerzyki i usiłowano nakarmić czymś co przypominało sopel lodu, jednak Wolski odmówił. Gdy kazano mu opuścić statek, Wolski w ostatniej chwili odwrócił się w „windzie” i powiedział do przybyszów po polsku „Do widzenia”. Te ponoć wszystkie wykonały ukłon. Wolski zaręczał, że wszystkie istoty na statku były dla niego miłe. Oczywiście zaraz po powrocie do domu zaalarmował żonę i synów, z którymi udał się na miejsce rzekomego spotkania, lecz statku już nie było. Jednak w trawie miały być widoczne ślady po lądowaniu jakiegoś dużego obiektu, który z daleka miał widzieć pewien chłopiec, Adaś Popiołek. Miał on powiedzieć matce, że widział spadający samolot. Podobną przygodę, miał przezyć pan Henryk Marciniak z Goliny w byłym woj. Konińskim. Od Gostynia to jakieś 100 km przez Jarocin i Gizałki oraz most na Warcie w Lądzie i już jesteśmy pod Goliną szukając śladów UFO w okolicznych lasach. Tam bowiem, Marciniak miał podczas grzybobrania natknąć się na tych samych kosmitów 27 września 1978 roku. Sprawę postanowił wyjaśnić pewien ufolog z Łodzi powiadomiony przez pewnego ufologa z Lublina. Jak się okazało, całość nosi znamiona potężnej mistyfikacji, co zostało udowodnione w 2013 roku. Otóż ten z Lublina wystąpił kiedyś w pewnym programie telewizyjnym o UFO, który nigdy jednak nie został wyemitowany. W programie tym ten z specjalista z Łodzi miał upokorzyć tego z Lublina, wprowadzając go przed kamerami w stan hipnozy i insynuując mu pewne niedorzeczne doświadczenia. Pan z Lublina poczuł się urażony i postanowił się zemścić, myśląc że program trafi do odbiorników w polskich domach. Ukartował wszystko, sam wprowadził Wolskiego w hipnozę, wmówił mu co widzi i tak poprowadził kolegę z Łodzi, aby ten starał się udowodnić spotkanie z UFO za wszelka cenę. Ot intryga. Jednak pomnik UFO w Emilcinie stoi. Można pojechać. Kwiaty złożyć. Porozglądać się…
Środa, 11 maja:
Dzień bez Śmiecenia – bardzo poważne święto, którego pomysłodawcą jest młodzież z kilkunastu krajów działających w ramach międzynarodowego programu „Europejski Eko-Parlament Młodzieży”. Przedsięwzięcie promuje PRO EUROPE, organizacja zrzeszająca działające w ramach systemu Zielonego Punktu organizacje odzysku. W Polsce od 11 maja 2007 roku Dzień Bez Śmiecenia promuje Rekopol. Organizacja zrzeszająca przedsiębiorców wprowadzających na nasz rynek produkty w opakowaniach. Polska data Dnia bez Śmiecenia pokrywa się z wprowadzeniem Dyrektywy UE 94/62 o systemie gospodarki odpadami. Jak świętować? Nie śmieć! Podnieś nawet nie po sobie! Segreguj odpady! A zaiste nie będziesz głupkiem.
Czwartek, 12 maja:
Międzynarodowy Dzień Limeryków – na pamiątkę urodzin Edwarda Leara, który spopularyzował formę poezji, jaką są limeryki. W Polsce uprawiali tę formę Julian Tuwim, Konstanty Ildefons Gałczyński czy Wisława Szymborska. Limeryk to nic innego jak rymowana anegdota. W pierwszym wersie zawiera ona bohatera, miejsce i czas akcji, a w następnych tę akcję rozwija i zakańcza humorystyczną bądź zupełnie absurdalną puentą. Rym limeryków układa się wg wzoru „aabba”. Chciałem dla państwa znaleźć jakiś miły limeryk choćby mistrza Tuwima, ale pomyślałem sobie, że sam stworze jeden na potrzeby gostyńskie:
W mieście Gostyń pośród wzgórz
Przysiadł sobie Anioł Stróż
Na kopule siadł, otrzepał piórka,
Błogosławił ów kopułę i podwórka,
Lecz nie wiedział, że to silos był, no cóż…
Hmm? I jak? Umiem w limeryki, czy raczej więcej nie próbować już?
Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek – święto ustanowione przez Międzynarodową Rade Pielęgniarek na kongresie w Meksyku w 1973 roku. W obchodach bierze udział Światowa Organizacja Zdrowia, a wybór daty nie jest przypadkowy. Jest to rocznica urodzin Florence Nightingale, prekursorki nowoczesnego pielęgniarstwa. Florence, gdy oznajmiła swojemu papie, że chce zostać pielęgniarką w wieku 24 lat, a był wtedy rok 1844, to papa prawie na zawał padł i nasza pielęgniarka niedoszła miałaby problem, bo nie wiadomo czy już umiała przeprowadzać resuscytację. Papa tak zareagował, ponieważ w owym czasie pielęgniarki rekrutowano spośród kobiet niskiego stanu. Były to głównie prostytutki. Florence jednak była uparta i wierzyła w to, że może to zmienić raz na zawsze i uczynić ten zawód takim, który zyska szacunek społeczny. Podcza wojny krymskiej organizowała od podstaw opiekę dla rannych żołnierzy, a później została ekspertem Armii Brytyjskiej ds. wojskowej służby pielęgniarskiej. Florence otrzymała brytyjski Order Zasługi jako pierwsza kobieta w królestwie, a na placu Waterloo w Londynie wzniesiono jej pomnik. Nie ma żartów. Papa musiał być dumny.
Piątek, 13 maja:
Jaki Urban jest, każdy widzi. Tzn. Jerzy. Tak, ten właśnie. Były rzecznik prasowy Rady Ministrów PRL. Oprócz świństw, które wygadywał, np. ukrywając prawdę o pobiciu i zabiciu przez milicjantów nastoletniego Grzegorza Przemyka, robił też takie rzeczy jak 13 maja 1986 roku, gdy wyszedł przed mikrofony i zapowiedział że wyślę bezdomnym, w Nowym Yorku 5 tys. koców i śpiworów w odpowiedzi na zapowiedź podarowania przez USA sporego transportu mleka w proszku dla głodnych polskich dzieci. Nie ma co się śmiać. Zapytajcie swoich mam, jak się nastały w kolejkach za takim mlekiem dla was i ile musiały go się naszukać! A jakie drogie było! Łohoho! Swoją drogą ciekawe, czy te koce zostały wysłane?
Sobota, 14 maja:
My Polacy to jednak nie mamy poczucia humoru i dystansu do siebie. Gdybyśmy mieli, to 14 maja dawno by było świętem narodowym pod wezwaniem Narodowego Dnia Ucieczek ze Szpitali Psychiatrycznych. Jako autor niniejszego felietonu (jeśli można tak to nazwać, a raczej nie) wnoszę o ustanowienie tego święta! Na poparcie swojego wniosku dysponuję faktem historycznym, otóż 14 maja 1901 roku Józef Piłsudski, zanim stał się modny i sławny, symulując chorobę psychiczną zbiegł ze szpitala psychiatrycznego św. Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu. Pomógł mu pewien polski lekarz. Przyszły marszałek był od 15 miesięcy aresztowany i więziony przez Rosjan. Jego choroba miała objawiać się rzekomym wstrętem do osób w mundurach. Nic dziwnego. Dziś cierpi na to wielu Polaków. Taką diagnozę wystawił mu dyrektor szpitala dla obłąkanych w Warszawie, Iwan Szabasznikow. Piłsudski oczarował Szabasznikowa długą rozmową o pięknie przyrody syberyjskiej, a lekarz był z pochodzenia Buriatem, a Buriaci stanowili jeden z narodów Mongolskich zamieszkujących południową Syberię. Ten wysłał naszego bohatera na dalsze badania do Petersburga, skąd Piłsudski zbiegł. Taaarraaa! Jutro też wam uciekniemy!
Niedziela, 15 maja:
Oj dziś mamy dużo Świąt. Jednak żadne z nich nie jest tak zmysłowe jak Międzynarodowy Dzień Pończoch Nylonowych. To właśnie 15 maja 1940 roku koncern DuPont ogłosił swój najnowszy wynalazek i osiągnięcie – pończochy nylonowe, które pojawiły się pod nazwą Fully Fashioned. Amerykanie nazywają ten dzień „Nylon Day”. Do tej pory pończochy były produkowane z jedwabiu lub bawełny i raczej stanowiły element męskiej garderoby. Te z 1940 posiadały taki słynny szew na łydce, rozprogowane przez gwiazdy Hollywood z tamtej epoki. Dopiero w 1954 roku wyprodukowano pierwsze pończochy bezszwowe zwane roboczo RHT. Jakiekolwiek by nie były, przyznajmy panowie… są niezwykłą ozdobą kobiet i niestety, ale dzisiejsze świętowanie polega na tym, żeby małżonce kupić parę takich Fully Fashioned rodem z Hollywood, a produkuje je dziś na świecie nie wiele fabryk, najbliższa chyba znajduje się we Francji, a producent nazywa Cervin. Koszt takiego zmysłowego prezentu dla naszych Pań to co najmniej 150 do 160 zł. I na tych cenach oferta się nie kończy, ale czego dla ukochanych kobiet się nie robi? A i popatrzeć potem miło.
I to by było na tyle.
O MNIE. Dlaczego Kongo mnie zwą, nikt nie wie. Z zawodu Nikt Ważny. Są świadkowie zeznający, że uciekłem Shakespearowi ze sztuki. Aparycją najbliżej mi do Satyra. Pragnieniem i mocną głową również. Kudłaty i rogaty łeb, może wadzić o ego. Czytać zatem roztropnie, acz z dystansem koniecznie, gdyż patos zabija powoli.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.