- Wiersze powstają wyłącznie z mojej głowy. Od literki, przez wyraz, zdanie, po zwrotkę. Muszę być wtedy wypoczęty. Gdy jestem zmęczony, umysł nie pracuje – mówi Krzysztof Przybyłek (58 l.) z Pępowa. Zawodowo operator maszyn ciężkich, a prywatnie poeta amator.
Pisze „do szuflady”, a swoje prace umieszcza w specjalnej teczce. Ma ich około 130 – mówią o naturze, przedmiotach, są też takie z dedykacjami. Jeden ze szczególną – dla wnusi Blanki. Mimo że dziewczynka ma niespełna rok, dziadek już obiecał, że kiedyś stanie się właścicielką całej „księgi z wierszami”.
Pan Krzysztof zaczął pisać, jeszcze gdy jego dzieci (Joanna i Bogusz) były małe. - To były migawki, trzy zwrotki, przejścia. Potem się przeprowadzaliśmy i część wierszy zginęła. Nie odbudowałem ich już – mówi Krzysztof Przybyłek. Dodaje, że aktualnie nie ma zbyt wiele czasu na pisanie, chociaż inspiracji wokoło nie brakuje. Wena pojawia się znikąd. Czasem to stary zegar, dąb w parku, czy wspomnienie o członku rodziny. - W pracy dziwią się, że piszę wiersze. A ja jestem bardzo wrażliwym człowiekiem – zdradza.
Zdarza się, że wiersz powstaje w ciągu jednego dnia, czasem potrzeba tygodnia, wypoczęcia i odpowiedniego momentu. - Bywało, że wstawałem o północy i zapisywałem myśli, żeby nie uciekły – mówi. Jeden z wierszy jest wyjątkowy, mówiący o Polsce i opatrzony dedykacją „radosny dziadziuś Krzysztof wnusi Blance na pamiątkę”. - Ona dostanie te rękopisy – zarzeka się pan Krzysztof. Córka Joanna jest dumna z taty. Czytała wiersze i jej zdaniem, są piękne, skłaniają do przemyśleń. - Nie spodziewałam się dedykacji dla naszej córeczki. Bardzo się z niej cieszymy z mężem. Blanka, gdy będzie starsza i będzie już rozumieć pewne rzeczy, na pewno też się ucieszy i z dumą będzie je kiedyś czytać sobie i innym – mówi córka Joanna Czwojda.
Mieszkaniec Pępowa nigdy nie miał potrzeby, aby chwalić się swoją cichą pasją całemu światu. Przelewał emocje na papier, ale mało kto o tym wiedział. - Nie lubiłem się afiszować. Jestem skromnym i rozsądnym człowiekiem. Lubię porozmawiać. Niestety, teraz nie mam czasu na pisanie – mówi. Gdy już ma wolną chwilę, lubi wybrać się na spacer na alejkę kasztanów lub rowerową wycieczkę. - Te betony, pustaki, ta chemia... Mnie to przeraża. Pochodzę ze wsi i do miasta bym już nie poszedł, udusiłbym się. Nie można zamknąć się w czterech ścianach, życie jest piękne – dodaje.