Marcin Wójcik, Michał Wójcik i Waldemar Wilkołek z kabaretu Ani Mru Mru w minioną niedzielę próbowali przekonać mieszkańców powiatu gostyńskiego, że "Jak się nie da, a bardzo się chce, to można".
Było bardzo wesoło, widzowie bawili się do łez. - Jeden z lepszych występów na scenie gostyńskiego ośrodka kultury - oceniali po zakończeniu spektaklu. Występ kabaretu "Ani Mru Mru" miał rozpocząć się o godz. 20.00. Sala widowiskowa "Hutnika" wypełniona była po brzegi, widzowie czekali. Po pięciu minutach scena była jeszcze pusta, minęło 10 minut , 15... . Na scenie można było zobaczyć tylko światło. Publiczność była cierpliwa i wreszcie zostało to nagrodzone. Po kilkunastu minutach wyszedł Marcin Wójcik. - Zdarzyła się nieprzyjemna sytuacja. 15 minut temu w garderobie uszkodzeniu uległ nasz rekwizyt. Jest na tyle ważny, że ja bez niego dzisiejszego występu sobie nie wyobrażam. Natychmiast przedsięwzięliśmy pewne kroki, gdyż tym rekwizytem jest pusta butelka po alkoholu, która się stłukła. Nieszczęśliwy wypadek - zaczął tłumaczyć. Marcin Wójcik przyznał, że menager "ruszył w tak zwany Gostyń" na poszukiwanie rekwizytu. Cóż można było sobie wyobrazić? Że Marcin Wójcik pociągnie spektakl sam. Nic bardziej mylnego, członkowie kabaretu spisali się na szóstkę, żaden nie zawiódł. Przez ponad półtorej godziny członkowie kabaretu zabawiali publiczność. Salwy śmiechu przez cały spektakl właściwie nie ustawały. Widzowie szczerze nagradzali panów z Ani Mru Mru brawami, doprowadzili nawet do tego, że kabareciarze sami dostali "głupawki" na scenie. Po spektaklu członkowie kabaretu nie zapomnieli o widzach i fanach. Chętnie rozdawali autografy, pozwolili, aby zrobili sobie z nimi zdjęcia.
